Rodzina i Przyjaciele "Morskiego Psa" - nr 2
2002 - 2004



14 listopada 2004

Cisza... Wszechogarniająca cisza... Nocą, gdy spaceruję z Bejem, nie ma ani krzty wiatru. Jest tak cicho, że słyszę naraz rozmowy wielu ludzi w kilku domach przy ulicy i własne kroki.. Jakims cudem nie gra żaden telewizor, słyszę tylko głosy - wyraźnie, bardzo wyraźnie. Wrażenie aż klaustrofobiczne, jak z horroru, czuję się otoczony ludźmi, których nie widzę....
Rano w porcie witają nas przeraźliwe krzyki ogromnych mew, czatujących na flądrowe ochłapki wyrzucane beztrosko z łodzi rybackich do basenu portowego. Setki rybich głów zbyt dużych aby poradziły sobie z nimi mewy idą na dno portu... A potem jacyś esteci narzekają na brudną wodę w porcie...
Kawiarnia blokująca widok na Zatokę w końcu się wyniosła. Czy celem kawiarni powinno być szpecenie widoku? Teraz zostały już tylko prymitywne budy kas Żeglugi "doklejone" do budyneczku Kapitanatu Portu.
Mimo późnej pory roku turystów w Helu sporo. Wszędzie, mimo dni świątecznych trwaja gorączkowe prace budowlane. Idziemy przez las na plażę bałtycka, w absolutnej ciszy słyszymy orkiestrę wojskową od strony latarni morskiej - dziś obchody Święta 11 listopada..
Rankiem do portu wchodzi samotny jacht pod amerykańską banderą, ale z polską załogą. Mewy latają wysoko, coraz wyżej - jak mówią doświadczeni rybacy to oznaka nadchodzącego sztormu. Liczne, opuszczone kutry stoją przy nabrzeżach i czekaja na lepsza pogodę. Wiatr potężnieje, pojawia się słoneczko. W naszym ogrodzie kwitnie jeszcze masa kwiatów. Jest pięknie...

9 sierpnia 2004

W początkach sierpnia Hel pęka od natłoku turystów.... Wszyscy zjechali na te jedyne dwa tygodnie w roku, jakby kiedy indziej Hel przestawał istnieć... Zadowoleni są restauratorzy i hotelarze - ale tak krótkie zadowolenie na cały rok - to za mało...
Dostęp na Cypel jest wolny - nie ma już tam oazy spokoju, ale zwiedza się już bez dreszczyka niepotrzebnej emocji, legalnie. Woda w morzu cudowna, ciepła i czysta....
Hiobowe wieści od Władz wojskowych wstrząsnęły helanami - już zaczynają żałować wojska - które do niedawna sami z uporem wyrzucali z Helu.
Po 30 latach służby w Helu, 6 lipca opuszczono bandery na sześciu helskich ścigaczach - 11 Dywizjon Ścigaczy został rozformowany, okręty pójdą na złom. Dowódca garnizonu Hel - kontradmirał A.Rosiński powiadomił, że Hel opuści ponadto 13 Dywizjon Trałowców i 43 Batalion Saperów, oraz że przewiduje się likwidację Dowództwa 9 Flotylli Obrony Wybrzeża....
Czy Hel zamieni się w wymierające zimą letnisko jak wiele miejscowości na Wybrzeżu?? - oby się tak nie stało... Dotychczasowe, kilkuletnie "osiągnięcia" w zagospodarowaniu Helu polegające przede wszytkim na stawianiu wszędzie, bez ładu i składu setek obrzydliwych bud z tandetnymi pamiątkami zdają się marnie rokować na przyszłość.....

4 lipca 2004

Sezon w Helu rozpędza się nader powoli.... Na tzw. "Trójkącie" czyli na placyku, stworzonym przez łączące się trzy mola portu, powstaje dopiero solidna budowla z desek - będzie to bar z tarasem widokowym na górze. To będzie rewelka! - ale ciągle w budowie i trudno jej "urodę" ocenić.. Natomiast rejon wejścia na molo został tak zapchany szpetnymi budami z różnym handlem, że doprawdy odechciewa się przepychać przez to wszystko do portu.
W radiu burmistrzowie Władysławowa i Sopotu wypowiedzieli się oficjalnie, że prognozy pogody, zwłaszcza te telewizyjne są CELOWO FAŁSZOWANE - aby zniechęcić Polaków do polskiego morza i przekonać ich do wyjazdu za granicę. Biura podróży mają wielką kasę - i podobno tak właśnie te audycje sponsorują. Brzmi to nader prawdopodobnie... W Helu pogoda bardzo zmienna - błyskawiczne burze z fruwającymi parasolami i za pół godziny słońce i ani śladu po kałużach... Chodzimy porozbierani i cieplutko nam.
W porcie u nasady najnowszego pirsu żeglarskiego stanął wysoki maszt z kamerą nadzorującą basen jachtowy.
Nasza "faworytka" - stateczek Santa Maria dalej naciąga gości - reklamuje półgodzinne rejsy "w krainę tysięcy kormoranów, do Portu Wojennego i na Cypel" - a z tego wszystkiego robi tylko króciutką trasę - w stronę Portu Wojennego i w stronę Cypla...
Po Helu jeździ Melex z przyczepką - można sobie wynająć na dowolną trasę. Można wynająć także benzynowe skutery - wypożyczają je dosłownie co krok!
Żywimy się dalej "Pod Brzózką" - palce lizać! - szkoda tylko, że warunki takie spartańskie..
Jak wynika z ostatnich projektów planu zagospodarowania terenu i półoficjalnych informacji Władze Helu uparcie chcą rozparcelować (czytaj - sprzedać!) Małą Plażę - czyli na zasadzie: wziąć kasę i w nogi - a po nas choćby potop!! A po Małej Plaży pozostanie tylko wspomnienie... Raz już wojsko "odgryzło" wielki kawał Małej Plaży rozbudowując po wojnie Port Wojenny - ale to były inne czasy i inna hierarchia potrzeb, ale teraz okroić ją dalej i to przez Władze miasta?? Straszne...

14 czerwca 2004

W Helu powitały nas wielkie zmiany w porcie. Po pierwsze - dokładnie w rocznicę zeszłorocznego, największego w Helu pożaru lasu - 31 maja, wybuchł pożar magazynu "Kogi-Maris" stojącego na portowym nabrzeżu. Ogień był tak potężny, że w ośmiogodzinnym gaszeniu wzięły udział jednostki straży sciągniete z całego Półwyspu, a ponadto w gaszeniu walnie pomagał swym działkiem wodnym statek ratowniczy Sztorm-2.
Spłonęło ponad 110 ton śledzia i szprota solonego, pozostało ogromne pogorzelisko a na nim masa nadpalonych, niemiło pachnących resztek po beczkach z rybami - aż się to prosi o uprzątnięcie....
Na nabrzeżu portu zainstalowano stały, 5 tonowy dżwig kranowy mogący przekładać ładunki bezpośrednio z kutrów na ciężarówki.
W basenie jachtowym zainstalowano pierwszy w Helu pomost pływający do którego i łatwiej cumować i więcej jachtów się dzięki niemu zmieści w porcie.

Wszędzie w Helu - i w mieście i w drodze do morza widać nowe, estetyczne i chyba dość idioto-odporne ławki ufundowane przez dziennik FAKT, a ponadto w wielu miejscach zamocowano rowerowo-psie stojaki - także z reklamą FAKTU i hasłem "Można się przywiązać!". Można tylko pogratulować FAKTOWI doskonałego pomysłu promocyjnego - stosunkowo niewielkim kosztem wchodzi przebojem do świadomości wszystkich odwiedzających nasze miasto i to wchodzi sympatycznie i pozytywnie!
Nasz pobyt tym razem pod znakiem prac ogródkowych - znaleźliśmy zaledwie czas, aby "Pod Brzózką" na nowo zasmakować w świetnej grochówce i rewelacyjnym dorszyku...

Po majowym weekendzie Wojsko i Władze cywilne utrzymują fikcję zamknięcia Cypla dla turystów. Fikcję - bo wchodzi tam każdy kto chce i kiedy chce...
Patroli żandarmerii i w mieście i na terenie Cypla jak na lekarstwo - my nie spotkaliśmy przez tydzień żadnego... Z jednej strony kwitnie chuligaństwo i bandytyzm, a z drugiej strony miejscowe wojsko (w tym i żandarmerię!) "szkoli się" tak, aby się z tymi zagadnieniami nie stykały. Nie tylko my sami, ale 100% naszych znajomych chciałoby widzieć w wojsku ostoję porządku i spokoju - wystarczy sama obecność CZĘSTYCH i LICZNYCH patroli!! - no i gdzie wojsko ma szukac lepszej praktyki przed coraz częstszymi zagranicznymi misjami? Takie patrolowanie w żaden sposób nie naruszy polskiego prawa i nie zwiększy kosztów utrzymania żołnierzy - i nikt mnie nie przekona, że potrzeba czegoś więcej, niż tylko odrobinę dobrej woli, żeby taką ochronę Helowi zapewnić - no i byłby to dodatkowy smaczek egzotyki dla turystów :-))

4 maja 2004

Hel wita nas śliczną jak zwykle pogodą i lodowatym, ostrym wiatrem. W nocnej ciszy ostro świecą gwiazdy i przejmująco słychać huk nieodległego morza.
Spacerujemy po pustym jeszcze Helu i rozkoszujemy się brakiem kramów z plastikiem, ciszą i spokojem...
Wchodzimy do Unii - Hel także :-))) W nocy idziemy do portu na spacer - na Ratuszu wisi już unijna flaga, oprócz helańskiej i polskiej. Naprzeciw na placyku pierwszy w Helu okrągły słup ogłoszeniowy - na razie zadziwiający brakiem ogłoszeń czy plakatów.
Oficjalnie otwarto dostęp na Cypel - ale "tylko na 3 dni i tylko do baterii Laskowskiego". Opustoszałą od lat uliczką wiodącą na Cypel walą świątecznie rozradowane tłumy - nasza grupa odróżnia się "pierwszomajowymi" strojami, jest wesoło, nastroje piknikowe... Działo baterii Laskowskiego dosłownie oblepione przez turystów, którzy włażą wszędzie, gdzie się da - wbrew pozorom nie szkodząc wcale zabytkowi. Tymczasem lokalni złodzieje nie próżnują i mimo jasnego dnia usiłują wywieźć na złom jakieś skradzione elementy żelazne z Cypla. Na szczęście zostają ujęci, ale brak wszelkiej kontroli zachęca do złodziejstwa.
Nikt jakoś nie chce zrozumieć, że najlepiej byłoby, gdyby wojsko ostro i stanowczo pilnowało porządku na tym terenie - wpuszczając jednocześnie każdego chętnego do zwiedzania. To jest wyłącznie problem organizacyjny i żadnych kosztów przecież nie wymaga - żołnierze tyle samo zjedzą siedząc w koszarach czy patrolując - a taka realna ochrona terenu przed dewastacja to też jest forma szkolenia dla naszej umundurowanej młodzieży. Cóż, kiedy władze cywilne wolą drzeć z władzami wojskowymi koty, zamiast zgodnie i w pełni współpracować.... Wielu Helan już obecnie podziela naszą opinię, że likwidacja wojskowych rogatek była błędem - wzrosło bezhołowie, a dla porządnych ludzi te szlabany nie były żadną przeszkodą, wręcz przeciwnie - oryginalna atrakcją. No ale cóż - nie odwróci się czasu...
Tuż przy Fokarium powstaje nowa dominanta Helu widoczna z dala, od strony zatoki - wysoki, zgrabny dom zbudowany na miejscu baru "Gryz"
W ARMADZIE już rządzi nowy najemca i nowy kucharz, odwiedzamy z powodzeniem i ze smakiem Checz, Admirała Nelsona i Fiszerię. Wszyscy objadamy się do wypęku i ruszamy się dziwnie chwiejnie i ociężale...

14 marca 2004

Już wszedzie czuje się wiosnę.... Przenikliwy wiatr od morza upaja swoją świeżością, cudownie się tu oddycha.. Ale na morzu sztorm, a kutry z konieczności leniuchują.
Idziemy nieśpiesznie Leśną nad Bałtyk. Tu plaża znów powiększona, bezkresna, czysta jak umyta. Bej szaleje w płytkiej wodzie, wokół pusto, idziemy spacerkiem naokoło Cypla.
Od tego roku wojsko częściowo opuściło "koniec końca" Helu. Płoty wojskowe już zdjęte, choć straszą jeszcze skryte w wydmach czy krzakach pozostawione przez wojsko tablice. Po raz pierwszy, legalnie, idziemy na Cypel. Plaża się bardzo pozmieniała, tu morze dodało, tu ugryzło, masa patyków, kamyków muszelek - znajdujemy nawet dwa symboliczne bursztynki.
Rozbite stanowisko baterii Laskowskiego znów na suchym lądzie, przy nim, "za zakrętem" słonecznie i zacisznie - aż żal nam iść dalej... Ostatni kawałek dojścia do portu to niestety świeża zwałka ziemi, gruzu i kamieni - wygląda to strasznie, ale przejść się da.
Na Wiejskiej niemal wszystko pozamykane, turystów można policzyć na palcach.. W końcu lądujemy w "Checzy Kaszubskiej" gdzie nas razem z Bejem bardzo sympatycznie zapraszają. Wnętrze urządzone bardzo ładnie, miło się siedzi... Pożeramy świeżego śledzika w śmietanie z piwkiem - i jest tak cudownie, tak spokojnie...
ARMADA nieczynna i choć Bej drapie łapką w drzwi, chcąc koniecznie do środka, to niestety nic z tego. Na cały sezon letni ARMADA jest już wynajęta "zawodowemu" restauratorowi, czekamy z nadzieją jak to będzie...
W wiosennym słonku robimy porządki ogródkowe, z ziemi wychodzą już pierwsze krokusiki.
Dowiadujemy się, że jedną z dwu sieci komputerowych w Helu dotknęła zorganizowana kradzież i celowe uszkodzenie sprzętu - zawiść, czy zwyczajne złodziejstwo?
W niedzielę wiatr słabnie, zaczyna padać, kutry ruszają w morze - tam czekają ryby!

11 listopada 2003

Pierwsze refleksje ze spacerów z Bejem - stada bezpańskich psów dalej są niechcianą wizytówką Helu - a strażnicy miejscy tego jakoś nie zauważają... Jakiś pseudo-bojowy pies niewydarzonego właściciela zaatakował niedawno psa naszych sąsiadów, w dodatku wdarł się na ich ogrodzony teren! W naszym domu wszystko w pobliżu wentylatorów i okien pokryte jest czarnym, tłustym brudem - to nieustający dym z piekarni OLA - a w dodatku pieczywo z OLI w opinii naszych gości nie nadaje sie do jedzenia..
Listopadowa pogoda świetna dla rybaków - kutry nieustannie na łowiskach. Na wchodzący do portu kuter nieodmiennie czekają auta z przyczepami - odwożą ryby transportują wielkie wory z sieciami. Załogi klarują sieci i za kilka godzin znów w morze, na kilka dni i nocy nieustannej niemal pracy, bez snu, na otwartym pokładzie w zimnie i wilgoci, z przygotowywanym samodzielnie na chybcika posiłkiem z podgrzanej konserwy..... Ale jest ryba - i to już jest dobrze!
W porcie zniknęły niemal wszystkie małe motorówki tak wszechobecne w lecie, pojawił się natomiast jeden jedyny jacht - widzać tych żeglarzy zimno nie odstrasza. Podobno w sezonie letnim ma ruszyc PROM SAMOCHODOWY - Gdańsk - Hel!!! Bliższe informacje podam, gdy tylko do nich dotrę.....
Jedziemy na wycieczkę do Jastarni - ci "głupi" Jastarnicy nic tylko zamiatają i sprzątają, miasteczko zadbane aż zazdrość człowieka zżera. Estetyczne domki i sklepy, czyste i równe chodniki.... Decydenci helscy - wstydźcie sie! W Helu na środku bulwaru pozostawiono na zimę letnią budowlę kawiarni - obitą teraz dla ochrony obrzydliwa płytą wiórową - kto dał zgodę na takie okropieństwo? Czy Hel poza sezonem musi być paskudny? Nie dość, że w sezonie dawano zgodę na ohydne budy zasłaniające cały bulwar i Muzeum, nie dość, że pozwala się zeszpecić Wiejską zalewem plastikowych pamiątek, to nawet po sezonie musi być tak szpetnie? Dodatkowo, na tej budzie-ex-kawiarni, dumnie podpisany "WŁAŚCICIEL" nalepił kartki o treści: "Kategoryczny zakaz wchodzenia na taras, wejście grozi upadkowi" - może właściciel nie zna polskiego?
Pogoda przepiękna, idziemy na plażę - Bej szaleje ze szczęścia, my tez się cieszymy - bo morze oddało wielki pas plaży... No ale do lata daleko... Właścicielka ARMADY częstuje nas REWELACYJNYMI klopsami z łososia - namawiamy ją, żeby je dać do menu, ale po dyskusji stwierdzamy, że na słowo "klops" w restauracji każdy widzi jakieś zmielone odpadki i taka potrawa może nie mieć wzięcia. A szkoda...

14 lipca 2003

Wakacje już w całej pełni - a ja tyle czasu nie piszę...
Mieliśmy odwiedziny z krajów dalekich - super sympatycznej Rodzinki mojej Pani. Wszystkim nam było za mało czasu, żegnaliśmy się ze smutkiem, ale chyba zaraziliśmy ich nieco naszą miłością do Helu i mamy nadzieję że z radością powitamy ich tu kiedyś znów...
W Helu ludzi masa - choć lokalni handlowcy narzekają że mały ruch. Po prostu, z powodu polityki władz miasta powstało tyle barów, bud, budeczek i stoisk z jedzeniem - że w przeszłość odeszło chyba poszukiwanie wolnego stolika w porze obiadowej. A że wiekszość tych - pożal się Boże - "lokalików" obskurna, hałaśliwa i o pomste do nieba wołająca - to już inna sprawa.
"Ludzie to kupią, byle na chama, byle głośno, byle głupio!" - ta zasada sprawdza się niestety w Helu....
Jedyna usługa w dalszym ciągu zbyt skąpo występująca w Helu - to toalety publiczne, istniejące szczątkowo i otwarte tylko w dzień.....

W porcie trwają prace pogłębiarskie - potężna koparka zamocowana na barce, z rykiem silnika i w obłokach spalin, wyciąga z dna masy błota na zacumowane obok ogromne, żółte barki. Mimo iż to błoto na ogół dość cuchnie, masy ciekawskich z zainteresowaniem czekają, czy też potężna łyżka koparki nie dobędzie tym razem z dna portu jakiegoś zatopionego skarbu.... Barki wyciagne są po napełnieniu na głębinę i tam otwierają się na potężnych zawiasach, pozbywając się ładunku.

Potężne wiosenne sztormy, które bardzo zawęziły helską "dużą" plażę (tzn.od strony Bałtyku) dosypały jednocześnie cały nowy kawał ladu na samym koncu Cypla, od strony Gdyni.

Nasza wspólna "sympatia" - stateczek Bliza-D vel Santa Maria zniknął na szczęście z Helu - nie wiadomo na jak długo... Jachtów masa, odwiedzał nas także m.in. wielki Fryderyk Chopin.
Motorówka Hel-21 która kiedyś przyciągała oko schludnością i woziła turystów - przekwalifikowała się na łowienie ryb, może dlatego, że chętnych do wożenia ludzi coraz więcej - pojawił się na przykład w tym roku nowy, spory stateczek Nitrox przerobiony bardzo zgrabnie z rybackiego kutra .
Niestety jakość usług nie rośnie. Armatorzy pucuja statki, a ciągle nie chcą zrozumieć, że brudna, nieogolona i byle jak ubrana załoga nigdy nie przyciągnie tylu turystów, ilu mogłaby ubrana choćby w jednakowe i czyste(!), koszulki z nazwą statku i jednakowe spodnie. Inwestycja niewielka, ale zapewniam, że by się opłaciła.... A gdyby kogoś było stać na ładne "morskie" mundury, to ho-ho! - kolejka turystów gwarantowana!

Nad całym Helem po raz pierwszy na tę skale pojawiły sie masy kormoranów. Są i w porcie i na plaży, są wszędzie...

Przed kilkoma dniami zmarł w Helu jeden z najbardziej znanych i cenionych obywateli - pan Wojciech Chwirot, wieloletni i dobrze wspomninany burmistrz Helu, twórca Maszoperii i w dużej mierze także Kapitana Morgana. Wspominamy z nostalgią, że za jego rządów Hel był czysty i bezpieczny...

4 maja 2003

Dojeżdżamy późnym wieczorem, jest zimno, ciemno, zacina intensywny deszcz.... Nasi bliscy juz czekają przy bramie, następni juz dojeżdżają do Helu. Zaczynam pośpiesznie otwierać pokoje, znosić do nich ruchomości, podłączam prąd i otwieram wodę.
Szczęście, że akurat stoję w garażu koło pionu wodnego - gdy nagle z sufitu chlusta na meble potężnym strumieniem woda. Zamykam pion i pędzę na górę - w ciemności i w deszczu zaczyna sie zamieszanie... W obu łazienkach suchutko, czyli pękło gdzieś w ścianie :-(
Na szczeście pojawia się wytypowany przez nasz kolektyw przedstawiciel klasy robotniczej, mgr inż. arch. Jurek i obejmuje komendę. W pierwszomajowym czynie żąda największego młota i mimo późnej pory zaczyna walić w kafelki. Huk się niesie, gruz się sypie, a my częstujemy bliskich radosną informacją - że łazienki są, ale wody nie będzie!
Pod trzecim z kolei kafelkiem Jurek znajduje żródło - kochana firma INSTALCO wykonała tzw. gałązki w ten sposób, że mimo iż spuszczałem piony - woda w gałązkach została i zamarzła...
Szczęsliwi ze znalezienia miejsca awarii idziemy spać. Rano, tzn. tak kolo południa, schodzimy się na pierwszomajowych obradach kolektywu, gdzie towarzysz Jerzy otrzymuje zasłużone pochwały, a jedna z towarzyszek zostaje (bezskutecznie zresztą) wezwana do samokrytyki. Zgodnie z uwagą zgłoszoną do protokółu mimo majowego święta udaję się do sklepu "AS" gdzie nabywam jakieś potworne ilości złaczek, kształtek, trójników itp. INSTALCO wykonało podłączenie w sposób tak zawiły, że zamiast prostego odcinka rury z trójnikiem potrzeba aż 7 kształtek!!!
Idziemy na spacer, jest lodowaty wiatr, turysci się pochowali, puściutko i ślicznie, ale trudno długo wytrzymać w porcie. Kutry stoją i czekają na spokojniejszą pogodę...
2 maja kontynuujemy kucie i w końcu J. w tryumfie skleja instalacje i puszcza wodę.
I znów alarm! - w sąsiedniej łazience powódź - nie wytrzymała głowica kranu....
3 maja maszerując na złożenie wieńców z damską orkiestrą strażacką odkrywamy, że "AS" jest otwarty!! - nabywam kran i już po kilkunastu minutach z drżeniem serca odkręcam wodę - działa!! Wracający z plaży powiadamiają nas o jakimś potężnym pożarze w rejonie Rafinerii Gdańskiej, co potwierdzają telefony z tamtego rejonu. Udaje nam się znaleźć czas na spacer na plażę bałtycką, którą dla odmiany morze zaczęło teraz powiększać. Widać kolosalny słup dymu, a pod nim chwilami gołym okiem widać płomienie - przez całą Zatokę Gdańską!! Tam się musi palić...
Choć słoneczko jest praktycznie większość czasu, zimny wiatr zmusza do skracania spacerów. Zaczyna się niedziela, pakowanie i odjazdy.... To był trudny weekend... A zdjęcia z obchodów będą - dla wtajemniczonych :-))

13 kwietnia 2003

Hel jak zwykle wita nas słońcem i śliczna pogodą - tak wyczekiwanymi po zimowych szokach tej wiosny.
W porcie pusto, wszytkie duże kutry są na łowiskach, bo w końcu pogoda się poprawiła. Czekamy na ich powrót - ale bez skutku...
Spotykamy wszędzie grupki dziwnych nieco młodzieńcow w skórzanych kurtkach - w Armadzie, przy świetnym dorszyku, spotykamy ich znowu i dowiadujemy się, że są to marynarze z łotewskiego okrętu.
"Jaka szkoda, że nie w mundurach" - wzdycha śliczna kelnerka - "no i mieliby wieksze branie u dziewczyn!"
No właśnie! - dlaczego ostatnio marynarze chodzą po Helu w cywilu? - wstydzą się, czy co?????
Koło naszego domu zburzono w końcu ruiny starej kotłowni z potężnym blaszanym kominem - będzie tam budowany apartamentowiec. No-no.....
Idziemy na Dużą Plażę - i tu szok! - przyroda zemściła się widocznie za niewczesne żarty w "sezonie ogórkowym" (patrz nowości ) - zimowe sztormy porwały wielką część plaży, podmyły wydmy i naniosły na piasek mnóstwo różności.......
Idąc brzegiem morza przeklinamy "ekologiczne opakowania" (czytaj: potłuczone butelki) i opętanych walką z plastikiem niektórych ekologów - życzymy, żeby usiedli sobie na tym gołym tyłkiem!!
Plastik paskudnie szpeci otoczenie, to fakt - ale przyrodzie NIE SZKODZI! - w przeciwieństwie do szkła! - zrozumcie to w końcu ludziska....
A biedne, podmyte wydmy? - strach pomyśleć co z nich zostanie po sezonie letnim......

30 grudnia 2002

Wiejska cała w białym śniegu, świecą świąteczne lampki, ślicznie... Wracamy ze spaceru, pozostawiony w domu Bej wyje jak wilk - ależ ten cymbał jest rozpuszczony!!
Przy Domu Rybaka wycięto WSZYSTKIE ogromne topole osłaniające go od morza... Zgroza!
Na domu z krzywym dachem niedaleko nas przed dwoma tygodniami przerwano prace przy kładzeniu nowego pokrycia dachowego - pięknie mokną w deszczowo-śniegowej ciapie zgromadzone na dachu deski, wilgoć wciska się pomiędzy papę i fragmenty nowego poszycia...
Szaro, pochmurno, robi sie zimno, nadchodzi sztorm. W porcie na nabrzeżu samochody czekają mimo mrozu na kutry mające lada chwila wrócic z rybami. Na wodzie stoi smętna skorupka pozostała po cięciu na złom Helu-110..
Ja dalej łażę jak kaleka, bolą mnie wszystkie mięśnie mimo środków antybólowych - a lekarze radośnie stwierdzają, że nie wiadomo co to jest, ale może już zostać na zawsze!!! - Dziękuje...
Następnego dnia na dworze plucha i ślisko, aż się nie chce wychodzić z ciepłego domu. Odgarniam śnieg spod bramy, a M. mimo deszczu heroicznie myje Rudego. Idziemy na wyżerkę do Armady, spacerujemy..... już niemal za chwilę Sylwester!!

15 grudnia 2002

Wjeżdżamy na półwysep - i od razu kończy się czysty asfalt... Która to kolejność odśnieżania? Śnieg, trochę lodu, jedziemy ostrożnie i zachwycamy się widokiem zimy i haustami świeżego powietrza. Zatoka pokryta warstewka lodu, zamarzniety nawet cały port w Jastarni, lód jak okiem sięgnąć.. W Helu leży snieg, jest maleńki mrozik, śnieg skrzypi, jest ślicznie... Spać, spać!!
Ogladamy naszą nowo kupioną "posiadłość" - zaśmiecony dołek zarośniety chwastami i krzakami za naszym płotem. I o to było trzeba zrobić tyle szumu? Na pewno interwencje w Gminie za naszymi plecami nam nie pomogły....
Pierwszego dnia, po powrocie z Wejherowa (od notariusza) idziemy na obiad do Maszoperii - jedzenie dobre, ale oczekiwaliśmy nieco więcej, piwo ciepławe, zamówiony śledź w oleju okazuje się być marynowany, dorszyk taki sobie, za to sałatka zrobiona na bazie kiszonej kapusty z kminkem i dodatkami - istna poezja! i jak świetnie pasuje do rybki...
Długi spacer - w helskim porcie i okolicy ani krzty lodu, port pusty - po niedawnym sztormie dopiero teraz kutry wyrwały się na morze, po ryby. Na wodzie stoi maksymalnie już okrojona "skorupka" po rozbiórce kutra Hel-110. Do domu...... padamy spać jak dzieci..
Drugiego dnia jemy już w ARMADZIE - tu dorszyk świetny, piwko zimne - a sałatka niemal tak dobra jak w Maszoperii! Dowiadujemy się, że dawną "Tawernę u Maćka" wynajęli właściciele "Piekiełka" - życzymy im powodzenia, ale czy dadzą radę przyciągnąć klientów do tak wielkiego lokalu?
Na nocnym spacerze naszą uwage przyciąga widok dwu wysokich masztów - okazuje się, że to znana nam Zjawa IV wróciła z jakiegoś zimowego rejsu, na pokładzie ciemno i cicho..
W niedzielę świeci słońce, jest coraz piękniej z połowów wracaja kutry.. Na pożegnanie dostajemy w ARMADZIE rewelacyjną wątróbkę smażona z łososia - dlaczego ja zjadłem takie wielkie śniadanie!

3 listopada 2002

Droga w przedświąteczny czwartek była, mimo ciągłych ostrzeżeń radiowych, niezatłoczona i z dobrą pogodą. W Helu, mimo późnej pory ARMADA otwarta i gości w niej sporo. Po nocy budzi nas śliczne słońce, jest zimny wiatr, więc opatulamy się i ruszamy na spacerek. Krzyż wotywny przy porcie odnowiono tak nieszczęśliwie, że zatracił cały urok... Zdjęto olinowania, sam krzyż pomalowano okropną srebrzanką, zdjęto część "morskich" ozdób. W sumie wygląda smętnie... W basenie żeglarskim stoi na wodzie, wysoko wynurzona blaszana skorupka - wszystko, co zostało z kutra Hel-110, Spacerowiczów sporo, ale turystów się nie widzi..
Idziemy "na Bałtyk" - na dużą plaże. Po drodze zwabieni grzybowym zapachem lasu błąkamy się nieco w poszukiwaniu tychże - ale kilka godzin dało zaledwie 2 grzybki - poszły do bigosu. Plaża pusta i spokojna, niemal bez śladów wczasowych śmieciarzy, z nielicznymi śladami stóp. Dwukrotnie spotykamy "ekologiczne" śmieci - szklane butelki. Życzę wszystkim zadufanym w sobie ekologom, żeby na taką - i to stłuczoną butelkę usiedli!! Ja jednak wolę natknąć się na butelkę plastikową i każda żywa istota też...
Dochodzimy na sam Cypel, widać spore fale na Zatoce, wszędzie łowiące kutry. Wzdłuż baterii Laskowskiego wracamy do domu, na późny obiadek. Po jedzeniu jesteśmy tak zmęczeni, że wszyscy padamy do łóżek i śpimy aż do rana.
I znów słoneczko! Idziemy na cmentarz odwiedzić groby i zapalić lampki. W drodze powrotnej zatrzymujemy się w Kapitanie Morganie na piwku. Wnętrze bardzo sympatyczne, choć niektóre "plastikowe" pamiątki nie pasują do reszty i rażą tandetą.. Obsługa super. Zaczynamy czuć głód, więc mimo moich nieśmiałych protestów zamawiamy obiad na 6 osób. I nagle zaskoczenie - zamówione carpaccio z łososia (dla niewtajemniczonych - to płatki surowej ryby króciutko macerowane w specjalnym sosiku) okazuje się NIEJADALNE i wraca do kuchni.. Mój dorsz jest suchy i bez smaku, jeszcze tak kiepskiego nie jadłem - a to jest szczyt sezonu połowowego!!! Również smak innych potraw nie znalazł akceptacji, nawet fritki po prostu fatalne...... - zdegustowani idziemy przewietrzyć się do portu i wracamy do siebie. A tak chciałem zjeść dorszyka w ARMADZIE!
Rankiem - pakowanie, porządki ogródkowe i niestety, odjazd..

28 lipca 2002

Wycieczka na Ventusie - Zobacz zdjęcia!

Najpierw - dlaczego stanowczo odradzamy kontakty ze stateczkiem Bliza-D....
Wymarzyliśmy sobie zbiorową wycieczkę po morzu, z racji wielkości wybrałem Blize-D i poprosiłem Joasię o przeprowadzenie pertraktacji z szyprem... Po 2 dniach pertraktacji(!) zostało ustalone, że płyniemy do Góry Szwedów (porzuconej latarni morskiej) za 250 zł - co zajmie aż 2 godziny i może być tylko o 9 rano. Dzień przed wypłynięciem Joasia poszła się upewnić - widać miała jakieś przeczucie - i dowiedziała się, że trasa za daleka, cena za mała itd. a w ogóle to im się taki rejs nie opłaci..... Wszytko w formie "jak wam sie nie podoba, to wynocha!" Nie spodobało nam się....
Poszliśmy na Ventusa - uroczy ex-duński kuterek i tam nas przyjęto sympatycznie i z otwartymi rękami, o czym za chwilę.

Ale najpierw jeszcze o Blizie-D. Uczestnicy niedoszłego rejsu byli tak wkurzeni, że zaczęli mi wyrzucać, że właśnie ten statek proponowałem, chociaż:

  • kilkoro z nas było świadkami, jak kilka dni wcześniej załoga Blizy zrzuciła na ramię turysty ciężkie drzewce gafla, nieumiejętnie go spuszczając,
  • reklamują się że pływał na ich pokładzie jakiś "WAŁENSA" - tak mają wydrukowane na tablicach reklamowych!!!
  • "forever YUNG" - coby to nie miało znaczyć,
  • reklamują się jako "Spacer bujany" - no i nas nabujali..
  • na metalowej tablicy napisali na dole "VERTE" - a kolega próbował odwrócić i nie dało się,
  • w rejsie do Portu Wojennego mówili jakieś bzdury - opowiadała mi to poważna Pani, z którą niestety straciłem kontakt, ale dla sprawdzenia raczej nie popłynę,
  • ręcznie pisane ogłoszenia wiszące od wielu dni rażą niechlujstwem...
Tak że Bliza-D dla nas istnieć przestała.......

A teraz - jak było z Ventusem. Zobacz zdjęcia! Przyjęto nas bardzo sympatycznie i bez żadnych problemów zaakceptowano naszą ofertę. Zapłaciliśmy zgodnie z cennikiem - i wyszło taniej, niż pierwotna oferta Blizy!!! Kuter bardzo zadbany i zgrabny.
Rejs był urozmaicany przez sympatyczną załogę pokazywaniem żywych ryb i krabów, zwiedzaniem sterówki i nauką sterowania dla dzieci, wizytą w kambuzie (kuchni) dla niezwykle zainteresowanej M. - czego efektem była świetna smażona fląderka dla wszystkich uczestników wycieczki (dotychczas nie znosiłem tej ryby!). Dodatkowo wybrałem się na zwiedzanie WC i stwierdziłem że jest w stanie sterylnym i pachnącym - to też ważne...
Narobiliśmy mnóstwo zdjęć - będzie ich tu zapewne wkrótce więcej - obejrzeliśmy z morza to co znaliśmy z plaży i po starannym obfotografowaniu porzuconej latarni morskiej na Górze Szwedów wróciliśmy szcześliwi do portu zatrzymując się przy nabrzeżu z maestrią godną pochwały.

Jedyna uwaga co do wszytkich jednostek wożących turystów - nikt nie wpadł dotychczas na pomysł, żeby załogi ubrać - jeśli nie w mundury, to choćby koszulki z logo statku (możnaby je także sprzedawać) i jednakowe spodnie......
A ponadto niektórym członkom załóg to i pralnia i prysznic PILNIE by się przydały....

Byliśmy w kościele, na koncercie II Festiwalu Muzyki Kameralnej w Helu organizowanym juz drugi rok przez helanina a zarazem najwspanialszego polskiego kontratenora, solistę Opery Kameralnej w Warszawie p.Dariusza Paradowskiego. Kościół był pełny, a gorące oklaski dla artystów (niestety tym razem p.Paradowski nie wystąpił) w pełni zasłużone. Można tylko marzyć, żeby Festiwal stał się stałym elementem helskiej kultury.....No i żeby wielominutowe bicie w kościelne dzwony nie zakłócało przebiegu koncertu, jak to zdarzyło się niestety tym razem...

14 lipca 2002

Pogoda byla jak na Rivierze - morze jak na Bałtyk cieplutkie, nawet ja, stary zmarźlak taplałem się bez końca..
Turystów z helskiego portu wożą już cztery stateczki - "Sandra", "Bliza", "Ventus" i dziwoląg przerobiony z kutra "Kapitan Nemo"
Wieczorem idziemy do portu - właśnie dobił "Ventus". Młodzi ludzie wydobywają z jego zakamarków instrumenty i zaczynają z dużą werwą grać jakiś metal... Efekt jest taki, że naokoło kutra gromadzi sie zasłuchana młodzież, a my i inni powyżej 30-ki uciekają z portu w popłochu. Po raz pierwszy widziałem w sezonie ciepły wieczór w porcie i.... zero spacerowiczów! - wzmacniacze na "Ventusie" są potężne...
Baza noclegowa w Helu urosła tak, że przy malejącym jednocześnie ruchu turystycznym nastały błogosławione (dla turystów) czasy klienta - można wybierać do woli w ofertach - w skali od "łóżko pod schodami" do "apartament" - z tym że pojęcie apartamentu w Helu jest dosyć specyficzne.. Ponadto wszędzie widać dziwne wywieszki: "łazienka RTV" - ciekawa hybryda, prawda?
Sezon turystyczny nie wiedzieć czemu skurczył się do pierwszej połowy sierpnia - poza tym luz i spokój :-))
W Helu nowość - ruszyła oczyszczalnia wody i woda NA PRAWDĘ straciła żelazisty kolor i siarkowy smrodek...
Nad Armadą rusza kawiarenka internetowa - nasze dzieci są już stracone dla świata...

Z naszej wyprawy do Pucka:
W WC położonym przy bazarku panują zwyczaje sprzed 15 lat - pani "pisuardessa" wydziela skąpo po kawalku papieru..
Po obejrzeniu fachowym okiem Andrzeja stwierdziła:
- panu papier niepotrzebny!
W chwilę później zgłoszenie od Eli wywołało dialog:
- w kabinie leży mysz....
- JAKI mysz??
- zdechły...
Pierwszy raz widziałem, żeby ludzie wychodzący z WC tak się śmiali...
Potem na bazarku zgubiłem telefon komórkowy - co stwierdziłem dopiero po godzinie i tylko niezwykłej operatywności Ani i jej talentom śledczym mogę zawdzięczać jego odzyskanie :-)) Odzyskiwaliśmy siły w urokliwej kawiarence "wiszącej" nad portem jachtowym. Widoki za oknem - niezrównane! - dlaczego w Helu się tak nie da zrobić??? :-(((
Niestety, przy wszystkich urokach i zaletach Helu jego zadbanie, estetyka i czystość wypadają w porównaniu z innymi miasteczkami na Półwyspie coraz gorzej - i jest to opinia powtarzana niemal przez każdego z naszych znajomych.........Smutno

6 maja 2002

Powitał nas księżyc w pełni, dziarsko świecący na pełnym "kłaczków" niebie. Pogoda miała być zmienna - i taką się też okazała.... Tak nagłych zmian pogody nie doświadczyliśmy chyba nigdy - palące słońce i duszący upał zmieniał się w ciągu kilkunastu minut w dotkliwie lodowaty wiatr szalejący pod ołowianym niebem - a za chwile - znów upalnie!!! Koniec weekendu miał już pogodę zdecydowanie słoneczna - ludzi zjechało się do Helu jak w szczycie sezonu - 3 maja trudno było się przepchnąć przez Wiejska....
Przybycie Naszego Kolegi J. przed dniem majowego Święta uczciliśmy starannie wyreżyserowanym powitaniem - z szampanem, tacą i kieliszkami udaliśmy się na przystanek autobusu. Przechodnie dziwnie jakoś patrzyli widząc poprzedzające naszą grupę dwie dziewczynki z bukiecikami kwiecia, powtarzające na głos: "Witamy towarzysza sekretarza".. W zawartym szeregu czekaliśmy.... Już jedzie!!!! Dziewczynki rzuciły się z kwiatami, a po chwili i nasz szereg złamał się w indywidualnych powitaniach..
Potem liczne spacery, plażowanie, odwiedziny Armady z jej smakołykami i zimnym piwkiem........Było dobrze!
Stałym punktem odwiedzin w porcie stał się tonący kuter Hel-110. Zastanawialiśmy się jak to jest, że okoliczni złodzieje kradną na złom zabytki militarne i tory kolejki - a na złom z wraka jakoś nie ma chętnych....Któregoś wieczoru, gdy wracaliśmy od kutra, drogę na nabrzeżu zastawił Bejowi wygięty w pałąk i syczący kot. Grzecznie zeszliśmy na bok, a kot smyrnął bokiem nabrzeża i dziarskim susem zniknął w wnętrzu wraka. Widocznie stały mieszkaniec......
W rejonie "Psa Morskiego" pojawiła się CZARNA DZIURA" - najpierw zniknęła w niej nowa śliczna bluza z polaru, (co prawda niektórzy twierdzą, że to na skutek uprawiania tańca go-go wokół latarni) a następnie telefon komórkowy - żeby było trudniej znaleźć - nie naładowany.... nic tylko Marsjanie atakują!!
Nasi znajomi zaliczyli rejs do Baltijska - cena 10 zł, ale sądząc po reakcjach podróżników - raczej nie polecamy :)))

24 marca 2002

Ojej, jak dawno nie pisałem..... Hel powitał mnie zaskakująco - wracałem właśnie od latarni morskiej Wiejską, gdy nagle - rozległo się bicie dzwonów, w które wdarł sie donośny głos trąbek wygrywających hejnał Helu. Zrobiło się tak uroczyście, jakby to było jakieś specjalne powitanie :-))))) Jakbym był na filmowym planie i za chwile miały otworzyć się bramy domów z których wypadną rozśpiewane dziewczyny z bukietami kwiatów....
Ale wiał tylko lodowaty sztormowy wiatr i na ulicy nikogo :-(((
Ostatnie sztormy poważnie uszczupliły Małą Plażę, przy Porcie Wojennym zrobiło się wręcz piaszczyste urwisko... No ale miejmy nadzieję, że jeden dobry sztorm z innego kierunku i plaża wróci na swoje miejsce :-))) Bej szaleje po plaży ale do wody wchodzi rzadko i bez entuzjazmu.....zimno...
Sztormowa pogoda zatrzymuje kutry w porcie, połowy są mocno utrudnione.... Sztormy uszkodziły poważnie stojący obecnie w basenie żeglarskim stary i zaniedbany kuter Hel-110 - wydaje się, że jego losy są już przesądzone....
W naszej ulubionej "ARMADZIE" wspaniałe zmiany - jest drewniany strop wsparty na belkach, są nowe okrętowe lampy, jest system wentylacyjny ukryty w stropie. Właścicielka informuje nas ze smutkiem, że dzis ma "tylko dorsza" co wywołuje okrzyki naszego entuzjazmu - dorsz to jest to!!
Po kieliszeczku wspaniałej "Jaszczurówki", sącząc leniwie piwko pod świetnie usmażoną rybkę siedzimy i gadamy, gadamy.... Ku naszemy zdumieniu schodzi się sporo bardzo sympatycznej młodzieży - inne lokale świecą dziś pustkami...


Wizyta u "Psa Morskiego" ->