Rodzina i Przyjaciele "Morskiego Psa"



Moi Drodzy!

Zawsze po powrocie z Helu wszyscy pytają mnie - "no i jak tam było? - opowiedz!" Wychodząc naprzeciw Waszym pytaniom, zainspirowany przez Astona z "Neviditelneho psa" spisuję dla Was poniższe relacje. Od pewnego czasu jestem już w Helu stale, praca w Muzeum Obrony Wybrzeża pochłania mnie niemal całkowicie - i nie piszę tu nic!...

Napiszcie do mnie! - szarski(at)hela.com.pl

* * * * * * *

Wiosna? Wiosno, ach, gdzież Ty??? - 20 marca 2013

Podobno, już za kilka godzin ma się zacząć wiosna! Zwidzę, ze zacznie się - ale wyłącznie w kalendarzu! Naokoło zima, śnieg leży, wciąż pada, wiatr tworzy wciąż nowe zaspy. Zima śnieżna, wyjątkowa jak na Hel, tak nie było nawet w Wigilię ani Nowy Rok.

Kiedy wracałem do Helu dwa tygodnie temu wydawało się, że zima już zdecydowanie odchodzi. Byłem tak o tym przekonany, że nie wziąłem ze sobą wysokich butów zimowych - i teraz żałuję….

W Helu powitały mnie tylko nieliczne placki śniegu, w naszym ogrodzie kiełki hiacyntów i czegoś tam jeszcze dziarsko wystawały nad miękka już ziemię, swieciło słonko…. Aaaach! - jak było cudnie, wiosnę czuło się już w powietrzu…

W nocy zaczął prószyć śnieg i przecukrzył dokładnie całą okolicę. Dzień był słoneczny - więc większość stopniała. W nocy znów śnieg - tym razem większy - więc mimo słońca w dzień stopnieć nie zdążył. Z dnia na dzień było śnieżniej - ale pogodnie i ciepło, tak koło zera.

Rodzina "z kraju" z niedowierzaniem słuchała, że tutaj jest ciągle tylko lekki mrozik, że jest słońce. Ciągle słyszałem, że w telewizji zapowiadają dla Helu -13 - ……a tu nic!

Jak zwykle prognozy dla Helu są oszukańcze i odstraszające.
Na spacerze do portu przewiało mnie do kości - mimo iż na termometrze było tylko -2. Nastroszone kociska helskie włóczą się wszędzie - wyraźnie wyglądając lepszych czasów. Skrzeczą wyraźnie niezadowolone z czegoś sroki i tylko mewom jest dobrze - kutry ciągle łowią i mewom zawsze coś z tego skapnie.

W następne dni zaczęło sypać, coraz potężniej - i teraz od trzech dni nie rozstaje się z łopatą - raz rano i raz po powrocie z muzeum.
Dziś odwołaliśmy przygotowywana na sobotę akcję porządkowania jednego z przyznanych nam świeżo wielkich bunkrów - no bo zamiast sprzątania trzebaby było się zająć wyłącznie odśnieżaniem, a na to szkoda sił i energii naszej i wspaniałych wolontariuszy, którzy obiecują liczną i aktywną pomoc.
Śnieg taki, że nie decyduje się na żaden spacer nieprzetartą drogą - a przetarte ograniczają się w zasadzie tylko do uliczek miasta i nabrzeży portu. Na cyplu nie byłem, nie byłem nawet w części muzeum przy armatach - bo tam masa nietkniętego śniegu.

Las w Muzeum urzeka urodą, jest niewypowiedzianie piękny, majestatyczny i bezludny - drzewa całe w białych sukienkach, z rynien bunkra wiszą ogromniaste sople, Kłapek szaleje po śniegu, wydeptując plątaninę śladów małych nóżek, czasami zapadając się aż po brzuszek,- ale wyraźnie mu się to podoba.

Dziś nie zbudziłem się jeszcze, o nie!
Wstałem, ale wciąż w głębi duszy śpię.
Słyszę z radia: że wiosna! - w mym porannym biegu
Przecieram oczy - za oknem wszystko dalej w śniegu.
Za oknem wciąż panuje wszędzie piękna zima
(Trzeba przyznać, że to cholerstwo straszne długo się trzyma!)
Dziś chciałbym być świstakiem i do norki się schować
I w niej tylko chrapaniem głębokim pomału pracować…..

Poważne konsekwencje sztormu - 9 października 2012

Konsekwencje sztormu w Helu okazały sie dużo powazniejsze niz złamanie drzewa. Położony na Wiejskiej domek właścicieli popularnego sklepu rybnego "To-tu" stracił dach. Szczerze współczuję mieszkańcom tego domu i życzę wszelkiej pomyślności przy odbudowie - no i utrzymania się jak najlepszej pogody na ten trudny czas...

Dopiero dzis rano dowiedziałem się o tym bardzo smutnym wydarzeniu i dlatego moja poprzednia relacja o tym nie mówiła.

Zapraszam czytelników do informowania mnie o wydarzeniach o których warto napisać. Nie obiecuję, że napiszę o wszystkim - obiecuję, że sie będe starał informować o istotnych wydarzeniach w naszym mieście. Powyżej zamieszczam klawisz do szybkiego wysłania do mnie wiadomości. Uprzedzam, że nie reaguję na anonimy.

Nocny sztorm i zaległości - 5 października 2012

Późnym popołudniem 5 października zaczął się nagle taki sztorm, jakiego nigdy jeszcze w Helu nie widziałem. Pomiary na www pokazują wiatr 27 węzłów w porywach dochodzący do 44.(!!!). Właśnie zawyła syrena strażacka - ktoś został poszkodowany przez sztorm i strażacy bez względu na pogodę ruszą na ratunek… W porcie szalone fale nieustannie rozbijają się na gwiazdoblokach i przelatują nad falochronami. Na szczęście wiatr ma dość korzystny kierunek - zachód ku południowi - i port jest dobrze osłonięty. W porcie pełno ludzi - gromadki takich jak ja zmokniętych gapiów oraz nieustannie wizytujące molo samochody Straży Granicznej i armatorów kontrolujących cumy. Spotykam właścicieli przy Oceanie i Kapitanie Morganie, innych nie rozpoznaję, bo ciemno i zacina niesiony wichurą słonawy prysznic. Na kilku, nielicznych, skaczących jak piłki jachtach widać światła w okienkach kabin - załogę czeka ciężka noc. Na końcu mola istny dywan z ogromnych mew siedzących dziobami do wiatru. Czasami którąś z nich się poderwie i szybuje w miejscu, niemal nie ruszając skrzydłami.
W taką pogodę lepiej być na lądzie, choć tutaj drzewa gną się w tak szalonym tańcu, że aż strach pod nimi przechodzić… Wracam do domu i oglądam już tylko w kamerce szalejące w helskim porcie fale. Widok niesamowity, przyciągający bezustannie wzrok…

Rano - już ani śladu po sztormie. Świeci słoneczko, Kłapek wygrzewa się przed domem w słonecznej plamie. Sztorm zmobilizował mnie jednak do nadrobienia zaległości w pisaniu, więc podaję garść wspomnień z ubiegłych tygodni.

W samym szczycie sezonu, siedząc sobie wieczorem przy winku przed domem, usłyszeliśmy nagle od strony zatoki potężne zgrzyty i łomoty. Brzmiało to tak, jakby olbrzym nabierał stalową szufla węgla z blaszanej skrzyni, a potem rzucał go z rozmachem na beton. Wysłany zwiad stwierdził, że trwa rozładunek potężnych głazów z barek w kącie helskiego portu. Ze współczuciem, które rosło w miarę upływu nocnych godzin, myśleliśmy o turystach mieszkających blisko portu, bo straszliwe zgrzyty i łomoty trwały aż do świtu. Rano w Internecie pojawiła się na miejskiej stronie notatka z przeprosinami, że to nieporozumienie, że wykonawcy zwrócono uwagę itd. Nikomu z decydentów nie przyszło jednak do głowy przerwać natychmiastowo hałaśliwe, nocne prace i przesunąć je na czas dnia. Kamienie są potrzebne przy umacnianiu brzegu zatoki od portu rybackiego do niemal samego Cypla. Prace tam trwają już wiele miesięcy - i ciągle nie widać ich końca. Oby do przyszłego sezonu dało się już tamtędy spacerować, bo trasa jest ciekawa i atrakcyjna - także ze względu na istniejącą tam powojenną baterię 4 x 100 mm z zachowanym jednym z dział i podziemnym, dostępnym dla każdego korytarzem mierzącym niemal pół kilometra.

Po sezonie wyasfaltowano w końcu dziurawą ulicę Steyera - miejscami układając niestety nawierzchnię w łaty i dziury. Roboty wod-kan w Helu przerwane na letni sezon zaczęły się nagle z nową siłą. Koparki robią znienacka potężne dziury, to tu to tam, potem je zasypują, wstawiają jakieś studzienki, lepiej lub gorzej usuwają ślady prac i znów gdzieś dalej to samo.

Jadąc w początku września do muzeum zauważyłem na stacji PKP niespotykany tu pociąg towarowy z wagonami samowyładowczymi. Okazało się, ze co najmniej na miesiąc wstrzymano kursowanie pociągów pasażerskich Władysławowo-Hel, trwa przebudowa. W wolnej chwili poszedłem na helska stację PKP - i dopiero po bardzo wnikliwych poszukiwaniach znalazłem… zastępczy rozkład jazdy kolejowo-autobusowy. ŻADNEGO ogłoszenia, że pociągi nie kursują NIE BYŁO, widocznie to zbyt wielki wysiłek dla pracowników PKP wywiesić taką kartkę. Podobno efektem tej przebudowy ma być krótszy o nawet pół godziny czas podroży z Redy do Helu. Oby!

Jeszcze w czasie sezonu zainstalowano w kilku miejscach Helu wielkie elektroniczne "informatory turystyczne" z ekranami dotykowymi. Kilkakrotnie próbowałem wykorzystać je sam i namawiałem do tego znajome osoby. Nie pisałem o nich dotychczas, bo zgodna opinia orzekła- że to badziewie. Informatory działają jak na razie na żenująco niskim poziomie i właściwie nie bardzo wiadomo, czego się można z nich dowiedzieć - poza obejrzeniem za darmo mapy okolic zatoki Gdańskiej.

W kilku miejscach Helu do starych studzienek kanałowych podjeżdżają gruszki z betonem i wlewają pod ziemie swoją zawartość. Zapytałem fachowca, co sądzi o takim zabezpieczaniu starych kanałów - otrzymałem ostrożną odpowiedź, że wyjdzie to dość drogo, a nie ma żadnej pewności jak daleko dotrze masa betonowa i ile starego kanału stanie się niedostępną, pustą przestrzenią.

Na Wiejskiej zasadzono właśnie całe mnóstwo młodych drzewek, chronionych żelaznymi koszami. Ilość i gęstość tych sadzonek stała się poważnym kłopotem dla restauratorów, budujących na sezon wielkie werandy dla klientów.
Właśnie dowiedziałem się, że powodem wyjazdu strażaków w sztormową noc, było złamanie przez wichurę sporego, starego drzewa u zbiegu ulicy Leśnej i Wiejskiej. Na szczęście padające drzewo nie zrobiło nikomu krzywdy.

Historyjka o CENTRUM HELU - 7 lipca 2012

Hel jest jedynym znanym mi miastem, którego ścisłe centrum stanowią krzywe, zaniedbane i dziurawe drogi z byle jak udeptanej ziemi.
Przed ponad 20 laty, gdy pierwszy raz przyjechałem do Helu, zatrzymałem się na widocznym na planiku "centrum Helu" parkingu i ruszyłem w stronę domniemanego miasta. Po dotarciu w rejon oznaczony kółkiem, pokryty chwastami, śmieciami krzywymi wądołami zapytałem w kompletnej beznadziei napotkanego przechodnia: "Panie, jak tu dojść do centrum?" Napotkanego to pytanie formalnie zamurowało, a dopiero po chwili machnął ręką w kierunku ul. Wiejskiej i powiedział: "TAM!"

Dziś po latach miałem pełne wrażenie déja vu. Dokładnie w tym samym miejscu, turystka zaczepiła tubylca i dość rozpaczliwie zapytała - nieco inaczej niż ja kiedyś: "Panie, JEST TU GDZIEŚ JAKIEŚ MIASTO?"

Niestety, ta okolica wygląda dziś tak samo zaniedbanie, jak przed wieloma laty. Chwasty, kurz, ubita wądolasta ziemia - no i mylące wszystkich adresy nadawane beztrosko przez miasto na tej bezimiennej, półdzikiej ziemi.
W urzędzie miejskim pokazują na planach - że nie przewidują zrobienia tu "oficjalnych" ulic, więc każdy jeździ, grzęźnie, kurzy, klnie, błądzi i narzeka po staremu.

Domy mają adresy tak surrealistyczne, że ostatnio nawet helski melexiarz nie umiał do mojego domu dojechać - choć chwalił się, że jeździ po Helu już 5 lat.

Co się zmieniło przez te lata? Zlikwidowano parking na którym wtedy się zatrzymałem i przez lata miejsce po nim zarosło solidnymi krzakami.
Dopiero w tym roku zbudowano go na nowo, z rozmachem, z piękna nawierzchnią, z krawężnikami, z parkomatami. A dojście od tych wspaniałości staro-nowego parkingu do miasta? Droga oznaczona 1 i 3 którą chodzą codziennie sznury turystów i jeżdżą liczne auta została NIETKNIĘTA, istna skamielina. O, przepraszam, postawiono tam kilka latarń, no i w walce o odcinek 1, o który bojowaliśmy z miastem pisząc, nachodząc i dzwoniąc - chyba nasza "upierdliwość" odniosła pewien skutek.
Na części krzywo położono płyty chodnikowe, na kawałku ułożono potworną, betonowa trylinkę z lat 50-tych dobrą pod czołgi, a część wzdłuż naszego płotu wybrukowano kostką i betonowymi płytami w dziurki - sama rozkosz dla pięknych Pań na szpileczkach!
Reszta niestety odłogiem stoi i tylko koła licznych aut ubijają nawierzchnię - każde w innym miejscu, po swojemu.
Acha, położono jeszcze przed jednym z pensjonatów kilkanaście ogromnych żelbetowych płyt budowlanych - też zaopatrzonych licznymi dziurami.

To co jest uczęszczanym węzłem komunikacyjnym, ten prawdziwy środek Helu, pozostaje wciąż zaniedbanym, koślawym, zapuszczonym i zakurzonym deptakiem. Krótka, wąska uliczka idąca od Wiejskiej do odcinka 1, która mogłaby być czarownym zaułkiem na miarę włoskich miasteczek - jest wciąż porzucona i zaniedbana.
No ale nie zapominajmy - Hel to przecież MIASTO!

24 czerwca 2012

Nieustający remont-katastrofa w naszym domu zaczyna się zbliżać do końca. Awarie usunięte, ich śłady znikną lada dzień. Korzystając z pierwszego - od dawna - wolnego dnia wsiadłem na rower i ruszyłem zobaczyć jak dziś wygląda Hel. Moje codzienne trasy dom-muzeum sprawiły, że żyję jakby w innym świecie i nie do końca wiem co się naokoło dzieje.

Wczoraj właścicielka jednego z helskich sklepów wracając samochodem do Helu wypadła za przejazdem kolejowym z drogi, ścięła jedno z drzew po lewej, spadł na jej auto potężny konar a ona uderzyła jeszcze wrakiem w drugie drzewo. Na szczęście wyszła z tego cudem bez szwanku i nikt inny tez nie ucierpiał…
Ostatnie dwa dni były okresem niezwykłej aktywności helskich drogowców, To co przez miesiące leżało odłogiem i straszyło nieprawdopodobnymi wądołami, nagle "dało się zrobić" w kilka dni. W końcu ul. Przybyszewskiego jest już przejezdna, choć z niejasnych przyczyn znacznie zawężono jej skręt w Steyera. Jakoś helskie "władze odpowiedzialne" nie widzą, zwiększającego się ruchu autokarów w Helu i budują uliczki i skrzyżowania jak dla krasnoludków. A może to osoby niedowidzące, albo nie posiadające praw jazdy? Kiedyś już - po zbudowaniu - to skrzyżowanie poszerzano, ale nowo zbudowany skręt pod POLO z Przybyszewskiego w stronę dworca też zbudowano strasznie ciasny.

Dojeżdżam do kolonii rybackiej - a tam jeszcze wszystko rozgrzebane. Da się, chwała Bogu, dojechać do szpitala i dalej kawałkiem Rybackiej do Portu Wojennego. Głowna ulica Sikorskiego, reszta Rybackiej i Portowa - nieprzejezdne. Przy Małej Plaży jestem świadkiem jak jakaś młoda, apetyczna turystka wymyśla jednemu z bogatszych helskich restauratorów, za wrzucenie torebki foliowej do morza (choć metr za nim na plaży stał kosz!). Ten tłumaczy się że torebka już utonęła i jej nie widać - co dodatkowo (i słusznie!) rozwściecza piękną furię. Problem lekceważenia śmieci przez Helan jest niestety częsty… Przy małej Plaży korzystna zmiana - stragany w końcu nie zasłaniaja morza - postawiono je od strony trawnika. Ktoś w końcu pomyślał - brawo!

Jadę w stronę Cypla. Rejon od portu do 27 baterii 100mm jest całkowicie ogrodzony i niedostępny - trwają tam prace przy rekonstrukcji brzegu, czekają już hałdy kamieni i ziemi.
Niestety, kolejne betonowe ściany-falochrony chroniące baterię przed potęgą fal - uległy żywiołom i legły w wodzie. Niedaleko odnowionego stanowiska bat. Laskowskiego jakieś bezmyślne wandale zdemolowały tablicę informacyjną przy schronie załogi - interweniuję na gorąco u burmistrza, zobaczymy kiedy to odniesie skutek.

Leśna już wyasfaltowana - ale skrzyżowanie z Wiejską ciągle jest "czarną dziurą" czekająca na zmiłowanie drogowców. Wszędzie dużo turystów, lokale na Wiejskiej pełne, na małej plaży masa opalających się - dziś chyba pierwszy prawdziwie letni dzień. Podobno dziś "w kraju" (tak się tu mówi o reszcie Polski) leje!!! ZAWSZE pamiętajcie, że u nas w Helu jest niezwykły mikroklimat i zamiast słuchać głupich i horrorystycznych prognoz pogody w mediach zaglądajcie do helskich kamer - te Wam prawdę powiedzą.
Zobaczcie w miarę aktualną mapkę tutaj

26 maja 2012

Dziś już przejechałem nowiutką Wiejską - od ul. Leśnej, aż do skrzyżowania w okolicy dworca PKP !!!

25 maja 2012

Siedzę sobie w Armadzie, zaproszony na pyszne mielone z dorsza, siedzę smakuję i zajadam. To danie zjadłby nawet ktoś - kto ryb nie lubi, bo to choć ryba, to całkiem rybą nie zalatuje. Wiejska od Leśnej aż do przejazdu kolejowego przy Sikorskiego już pięknie zrobiona - ale jej dwa końca jak na razie blokuja wszystko. Leśna to jeden wielki teren prac, Przybyszewskiego jedzie się bardzo trudno - ale prace w końcu ruszyły i świta nadzieja!
Zajadam rybkę, a tu Wiejska powoli defilują samochody - najpierw informatyk do którego mam sprawę - więc nie śpiesząc się (ulica kończy się jak na razie ślepo) podchodzę do auta i omawiam potrzebną usługę. Wracam do talerza, a tu przechodzą po kolei zastępca Burmistrza, znajomy restaurator... Mnie się to podoba choc wiele osób ta pełna rozpoznawalnośc gryzie.
Jakis nienormalny debil (ładnie to brzmi, prawda?) rozwalił na Wiejskiej 6 samochodów i bankomat - nim go wreszcie odwieziono do czubków.
A naukoło coraz piękniej, wszystko kwitnie, uwijają się masy wróbelków, piszczą jaskółki, kwiaty cieszą oczy - tylko jeszcze nieco chłodno. Ale jednak tutaj życ się chce, jest wspaniale!
Szefowa kuchni, która przyszła mi potowarzyszyć, mówi - ku mojemu smutkowi - że mielonych z dorsza w karcie nie będzie. Danie jest zbyt pracochłonne, a klient i tak będzie myślł, że w mielonym są jakies resztki - więc nie zamówi. Szkoda....
Postaram się aktualizowac mapkę helskiej komunikacji - ale to sie z dnia na dzień polepsza, więc patrzcie proszę na datę na mapce !!!

28 kwietnia 2012

UWAGA! - JAK WJECHAĆ DO HELU W MAJOWE ŚWIĘTO

Dziś, rzutem na taśmę oddano kluczowy odcinek ul. Przybyszewskiego od POLO do ul. Steyera....
Utwardzono także kilka innych rozkopanych odcinków. Zapraszmy! - PRZYJEŻDAJCIE!!! Zobaczcie w miarę aktualną mapkę tutaj

24 kwietnia 2012

Obecnie wjazd szosą do Helu wyglada bardzo marnie. Sa dwie możliwości - albo zaraz za cmentarzem skręcamy w LEWO (mijanka regulowana światałmi) i przez osiedle oficerskie, strasznymi wybojami dojedziemy do Steyera, albo mijamy sklep POLO i zaraz za nim wjezdzany na parkową, uliczkę spacerową (asfalt, ale bardzo wąsko i ruch dwukierunkowy!!) i koło kościoła w lewo wjeżdżamy na Steyera. Na koślawej mapce na czerwono zaznaczono odcinki nieprzejezdne,na zielono - jedyne dwa wjazdy do Helu.
Ja osobiście polecam w czasie święta majowego dojazd POCIĄGIEM lub TRAMWAJAMI WODNYMI.... a jeśli drogą - to rowerami! Dziś jest wtorek, w piątek zaczyna się napływ turystów - mała szansa, aby do tego czasu jakis bezkolizyjny wjazd do Helu zrobiono... Podobno Urząd Miejski obiecuje, że zostanie do weekendu oddany odcinek ul. Przybyszewskiego od POLO, do ul Steyera (oznaczony na mapce znakiem: ?) - byłoby to wspaniale, ale czy sie uda?
Alternatywą, jest zostawienie samochodu na parkingach PRZED wjazdem do Helu i wielogodzinna wizyta w Muzeum Obrony Wybrzeża.

22 kwietnia 2012

Po dwu miesiącach walki z chorym kręgosłupem - chodzę! W końcu, z wieeeeelkim opóźnieniem wróciłem do Helu. Na dzieńdobry (a właściwie na dobrywieczór - bo już było ciemno!) - po niezwykle zawiłym dojeździe (Hel rozkopany jest nieprawdopodobnie…) ugrzęźliśmy w piachu niedaleko naszej posesji. Następnego dnia meblowóz rozrył dojazd do nas od drugiej strony i zostaliśmy całkowicie odcięci od świata. Nie dojeżdża tu nawet śmieciarka…

Urwałem kran spustowy wody z pionu. Kolejni proszeni o pomoc hydraulicy odmawiają. Okazuje się także, że kształtek do klejenia (taka to niestety instalacja) już się w Helu nie kupi…. Kształtki w końcu dostałem, teraz czekam tylko na obiecywaną pomoc…

Dzięki dość wysokiemu zawieszeniu mojego Forda opracowałem w końcu sposób dojazdu do domu - ale mój najbliższy sąsiad na tej trasie poległ. Nasz biedny Kłapuś kocha się w ogromnej wilczycy zza płotu i spędza godziny piszcząc smutno przy siatce, no ale tu jest całe dni na swobodzie, zapomniał co to smycz i stale ten sam do znudzenia odcinek chodnika.

Wiejska od Kaszubskiej w dół praktycznie nie istnieje…Sikorskiego - rozkopana, Steyera - działa jeden pas…Na parkowych ścieżkach koło kościoła znajduje się obecnie główna helska "arteria" - mijanki są czasami zmorą, a co będzie na majowe święto - gdy zjada masy turystów - aż się boję pomyśleć.

Wiosna przychodzi pomału i z oporami, ciągle jest zimno i z rzadka pokazuje się piękne słoneczko. Kwiaty nie boją się niczego - i nasz ogród pięknie rozkwita. W muzeum walczę z zaległościami odsuwając wiele mniej pilnych spraw na potem. Na wszystko brakuje pieniędzy wolontariuszy chętnych do pracy i czasu…

14 stycznia 2012

Gdy przed Świętami wyjeżdżałem z Helu - znów w pełni ruszyły prace przy kanalizacji. Codzienną zagadką było, czy uda mi się wjechać do domu autem, czy też postępujący etapami wykop zagrodzi mi drogę. U mnie i tak lepiej niż np. na nieprzejezdnej od dawna ul. Sikorskiego. Po znalezieniu się w "wielkim mieście" poddałem się "odmałpianiu" - czyli kino i teatr znów w zasięgu. Dzięki znajomym, dostaliśmy bilety na rewelacyjny monodram "Kobieta jaskiniowa" z Hanną Śleszyńską samotną na scenie. Kto jej dotychczas nie lubił - zakocha się na pewno! Potem byliśmy na ciepłym, sympatycznym, dobrze zrobionym i świetnie zagranym filmie "Listy do M" - też polecam!

Sylwester w Helu niemal wiosenny - w ogrodzie kwitną róże i zieleni się trawa. W noc sylwestrową (niestety, już nie ma helskiego kasyna…) na niebie obok księżyca i "jego gwiazdy" świecą przepięknie setki innych. Tradycyjnie, w noworoczne południe idziemy nad zatokę wypić szampana. Świeci słońce, setki mew szybuje nad nami - ale od Gdyni tnie zimny wiatr . Mnie od samego patrzenia na zimną wodę skóra cierpnie, ale Prezesowi naszego Stowarzyszenia chłód nie przeszkadza i rozebrany, bohatersko wbiega w fale… Po chwili widzimy zresztą dwu dalszych pływaków - opatulam się kurtką jeszcze dokładniej.

Po południu zaczyna padać dokuczliwy deszcz miotany wiatrem - widać Hel płacze za naszymi przyjaciółmi, którzy musieli po Sylwestrze odjechać do obowiązków… Kolejny dzień znów pogodny - pracujemy w ogrodzie jak latem, udane wykopki przynoszą wielki kubeł własnych, wspaniałych ziemniaków.
Droga przed naszym domem rozkopana już tak bardzo - że nie tylko nie da się dojechać, ale chwilami nawet piesze dojście staje się akrobatycznymi skokami po błocie, rurach i zwałach ziemi. Ciągle jest ciepło.

Już od wigilii zaczęly szaleć telefony i maile - w rejonie Hel-Bór na polecenie wojska "rekultywuje się" 3BAS - częściowo się niszczy, burzy, częściowo się zasypuje i zamurowuje. "Przy okazji" zasypano też Baterię "Grecką" leżącą na tym samym terenie. Dzwonią do nas nieustannie z różnych gazet, ekipy telewizyjne czekają w kolejce na oprowadzanie po lesie. Efekt tej "rekultywacji" jest bardzo żałosny - dla nas to raczej dewastacja. Z wnętrza obiektów baterii (JEDYNEJ powojennej baterii stałej kalibru 152,4 mm = 6 cali) wycięto niemal wszystkie elementy metalowe, zamurowano wejścia i zasypano działobitnie ziemią i gruzem.

Ciężki sprzęt rozrył całą okolicę i to co było wcześniej pięknym lasem inkrustowanym gdzieniegdzie bunkrami - stało się rozjeżdżonym, zdewastowanym placem budowy. Przy okazji wycięto całą masę drzew - czy to też w ramach przywrócenia wyglądu lasu? Zagrożone są dwa świetnie zachowane dalmierze - staramy się interweniować - ale wojskowe RZI działa w majestacie prawa i nasze szanse są nikłe... Absolutnym skandalem jest jednak zasypanie ziemią zabytkowej baterii "Greckiej" (wpisana do Rej. Zabytków A 1200 z dnia 15.06.1999) znajdującej się opodal - i tę sprawę zgłosiliśmy do konserwatora zabytków. Będziemy się tez starać o wpisanie do Rejestru Zabytków dalszych obiektów militarnych - ale to wymaga czasu.

Nie my to wywołaliśmy całe zamieszanie, nie my zawiadomiliśmy media. Niezliczone interwencje miłośników historii spowodowały wielki szum medialny, którego skala zaskoczyła i nas. Mamy nadzieję, że wpłynie to na większe zainteresowanie helskimi zabytkami militarnymi i na zwiększenie szacunku dla nich. A może także decydenci spojrzą łaskawszym okiem na nasze nieustanne starania o przejmowanie opieki nad kolejnymi obiektami? Czy usypane w trakcie tych prac bezsensowne, paskudne i nietrwałe kopce ziemi, to naprawdę cel Lasów Państwowych? Czy instytucje państwowe mają tak dużo pieniędzy, a tak mało zwykłego rozsądku - aby pieniądze wyrzucać na niszczenie pamiątek historii? Bo z OCHRONĄ PRZYRODY takie działanie ma bardzo mało wspólnego..

W połowie stycznia wiatr z północy narasta i przynosi wraz z ochłodzeniem potężną cofkę wód Bałtyku - w porcie woda osiąga poziom mola, podobno las w rejonie Jastarni stoi pod wodą. Pojawia się pierwszy tej zimy śnieg i przykrywa wszystkie brudy i śmieci. Trwa karnawał, jest pięknie…. Aż chce się żyć!


5 listopada 2011

KRÓTKA HISTORIA JEDNEGO HASŁA W WIKIPEDII

3 października 2011 r. wykryłem w Wikipedii kuriozalne hasło "Zestaw artyleryjski Adolf". Juz sama nazwa hasła mnie poraziła....


To hasło zawierało tak wielką ilość błędów - że nie nadawało się do korekty. Napisałem do Wikipedii - podając kim jestem (także: redaktorem Wikipedii!) i wnosząc o usunięcie błędnego hasła. Podałem przykłady najbardziej rażących błędów i żródła, gdzie można sprawdzić, jak jest na prawdę. Choćby osiągalna jednym kliknięciem angielska wersja tego hasla w Wiki jest prawidłowa!

"Autor" hasła odpisał mi:

"Odpowiem na Pana wątpliwości, ponieważ to ja dodałem to hasło na wikipedii. Informacje czerpałem z podanej na końcu hasła bibliografii. O wyjaśnienie rozbieżności powinien zwrócić się pan do autorów książki ppłk dr inż. Andrzeja Cieplińskiego i kpt. mgr. inż. Ryszarda Woźniaka, którzy pisząc książkę musieli również opierać się na materiałach źródłowych. Pozdrawiam Jurek281"
Ja nie miałem żadnych wątpliwości. Ręce mi opadły...
Zaprotestował przeciw treści haśla także inny Wikipedysta - i dalej nic. Dotarłem do kilku administratorów Wiki - JEDYNE CO MI PROPONOWALI - to dyskusję z autorem tego knota.
Ale jak można dyskutować o oczywistych, łatwych do sprawdzenia faktach?
Opublikowałem tę sprawę na swojej stronie www. Za podanie tych informacji już mnie jeden z Wikipedystów zrugał, że podobno piszę "nieprawdę"

SZCZĘŚLIWE ZAKOŃCZENIE - po 32 godzinach od rozpoczęcia protestów, moja desperacja odniosła skutek - hasło w końcu skasowano jak postulowałem, założono całkowicie nowe, bez powtarzania bzdur z poprzedniej wersji. ;-))).
Szkoda, że ktoś tego nie zrobił od ręki, bo bzdury były widoczne dla każdego uważnego użytkownika internetu. Każdy może się omylić - ale upierania się przy pomyłce nie akceptuję.
Najeżone błędami hasło, jakie widać na powyższym obrazku, istniało w Wiki od 9 kwietnia do 4 listopada 2011 roku.
Chapeau bas !
Teraz już wiecie, jak czasem w Wiki powstają "specjalistyczne" hasła i dlaczego czasami są błędne.
Moja propozycja do Wikipedii - spróbujcie pomyślec jak zrobić, żeby specjalista miał przewagę nad amatorem. Ilość "zaliczonych" edycji - to za mało - jak ktos ma czas i myśli nad wpisami, to mozna ich dużo natrzaskać w krótkim czasie, a fachowości "poza-wikipedycznej" od tego nie przybywa.

Hel znów cały rozkopany. Ja mogę do siebie dojechać tylko okręzną drogą, od Wiejskiej przez labirynt podwórek. Niedługo nawet to będzie niemożliwe... Jesień już nadchodzi, zmrok coraz wcześniej. Dziś jednak pogoda była piękna - słoneczna i sucha. No i mimo tego jakiś /@#$#@/ tak pędził autem koło stanowiska B-1 (rejon stacji tankowania gazu w Helu), że dachował na położonej pól metra ponad jezdnią ścieżce rowerowej. Własnie wracałem z Muzeum i odstałem swoje w korku, czekając na uprzątniecie samochodu i jego szczątków. Nie wiem o tym wypadku nic więcej, jeśli sie dowiem - dopiszę.


22 października 2011

Wczoraj, w Stacji Morskiej UG, wziąłem udział w niecodziennej uroczystości - nasze stowarzyszenie "Przyjaciele Helu" skończyło właśnie 15 lat! To co czytacie, to nie jest relacja, ale raczej moje luźne, subiektywne i na pewno niekompletne, refleksje.

Jednym z szerzej omawianych tematów było nasze lokalne pismo. Niestety, po 15 latach pracy, wydawanie naszej "Helskiej Blizy" - po kilku próbach reaktywacji - zamarło. Ostatnimi czasy numery Blizy były wypełnione niemal tylko ekologią, sportem, nieśmiertelnym artykułem historycznym Mirka Kuklika i jakimś moim - mniej lub bardziej udanym felietonem. Wiadomości bieżących - jak na lekarstwo. To za mało, to nie wystarczy, aby mieć grono wiernych i zainteresowanych czytelników. Pracujący całkowicie za darmo zespół redakcyjny powoli się rozsypywał…
Rozpuściliśmy wici z prośbą o pomoc - na próżno. Zgłaszali się tylko tacy, którzy liczyli na pieniądze, stałą pensję, a obiecywali niewiele. Pismo wydawane przez lata, społecznie, za darmo, bez honorariów - zgasło….

Nie mam oczywiście zamiaru zastępować Blizy wpisami tutaj, choć może pobudzi mnie to do napisania czegoś nowego choć raz w miesiącu.

Chwała twórcom Stowarzyszenia i Blizy, chwała tym, którzy ciągnęli to przez długie lata. Pan Sylwester Ostrowicki upomniał się nawet żartobliwie, o należny mu pomnik z racji rzeczonych zasług. Jak odpowiedział Ryszard Kretkiewicz - my już sobie taki pomnik za życia postawiliśmy - jest nim kwitnące, choć działające bez żadnych dotacji z zewnątrz, Muzeum Obrony Wybrzeża stowarzyszenia "Przyjaciele Helu".

Nie zawsze jest nam łatwo. Ciągle, na co dzień borykamy się z niezliczonymi kłopotami. Nie oczekujemy głaskania ani nagród, oczekujemy raczej przychylnej akceptacji naszych starań. Nie można przemilczeć, że ciągle pojawiają się tacy (także w Helu), którzy starają się nam zaszkodzić, dla których nasza działalność jest się wydaje solą w oku, choć najczęściej nawet nie byli u nas, i nie mają o naszych sprawach pojęcia..

Nasze zamiary - zgodnie z porywającą, mickiewiczowska "Odą do młodości" - ciągle sięgają ponad aktualne możliwości, choć my już sami emeryci… Aktualnie jesteśmy współorganizatorem czteroetapowego konkursu fotograficzno-plastycznego dla helskiej młodzieży. Na naszych plenerach powstało już wiele wspaniałych prac. Najważniejsza jest jednak dla nas aktywacja młodzieży i zbliżenie ich do naszego Muzeum. U nas zawsze chętnie powitamy nowych ludzi - zarówno takich z własną inicjatywą, jak i takich, którzy chcieliby się włączyć w naszą mrówczą codzienna pracę.

Często słyszę - nawet od najbliższych - "co wy tam robicie w tym muzeum, przecież turystów już nie ma!" Próżno tłumaczyć, jak wiele jest pracy bieżącej, jak wiele starań i trudu wymaga nie tylko koncepcja i opracowanie czegoś nowego, ale także zadbanie o to, co już wcześniej stworzyliśmy.

Hel to oczywiście nie tylko nasze muzeum - choć dla nas jest ono często całym światem. Nasze spotkanie było także okazją dla zaprezentowania wydanej przez Stowarzyszenie niezwykle ciekawej pracy historycznej o tych ziemiach. Napisana w 1907 roku fundamentalna monografia Franza Schulza: "Geschichte der Kreise Neustadt und Putzig" dzięki staraniu Stowarzyszenia została po raz pierwszy przetłumaczona na polski, opracowana historycznie i wydana jako "Historia powiatu Wejherowskiego i Puckiego".

Stowarzyszenie stara się zapisać w helskich realiach także na inne sposoby. To dzięki wielkiej pomocy Stowarzyszenia - jak powiedział prof. Skóra - powstało helskie fokarium, które już okazuje się za ciasne i planuje rozbudowę. Naszym celem jest, by Hel stał się znanym i atrakcyjnym centrum kulturowym, oferującym przyjezdnym nie tylko militaria i foki. Powszechnie niedoceniamy, że Hel jest wyjątkową perłą przyrodniczą, historyczną i klimatyczną. Powszechną bolączką jest dla nas jakaś nieruchawość nauczycieli historii w szkołach, ich brak aktywności i chęci pokazania historii tam gdzie ona się tworzyła - np. właśnie na Helu. Przy rozmowach z młodzieżą częsta zaskakuje mnie traktowanie historii jako skostniałej nudy - a nie jako iskrzącej się skarbnicy ciekawostek. Grupy młodzieży częściej prowadza w teren nauczyciele biologii, niż historii.

A tymczasem w Helu powstał nowy POMNIK! Na helskim "rondzie" koło krzyża uwiecznił się działający od kilku lat w Helu grafik, rozpoznawalny dzięki czarnemu kapeluszowi z lisim ogonem - pan Roman Kwiatkowski wyrzeźbił po tygodniach pracy, w pozostałym po ścięciu potężnej topoli pniu, oryginalną rzeźbę - czterech rybaków przy pracy. Mam nadzieję, że ta rzeźba stanie się ciekawym symbolem naszego miasta i punktem odwiedzanym przez turystów.

Zaraz po skończeniu sezonu zniknęły plastikowe werandy z Wiejskiej i ruszyły pełną parą prace przy sieci kanalizacyjnej.

Cała okolice zmieniły gigantyczne prace przy Steyera, w rejonie boiska i idącej w moją stronę bezimiennej uliczki. Tu wykopy zbliżają się do mnie coraz bardziej, i bardziej, wkrótce mnie też ogarną…

Drugim takim potężnym "wirem" w helskiej rzeczywistości są prace przy Sikorskiego. Ta główna ulica prowadząca do portu wojennego niemal nie istnieje - opanowana przez koparki, betonowe rury i zwały piasku. No i ponadto TV ogłosiła właśnie, że port wojenny ma być udostępniony cywilom i zagospodarowany "z czasem" na jakieś pokojowe cele. Kiedy to będzie? - czekamy…


5 września 2011

Oj, strasznie dawno nic nie napisałem... Nasza Helska Bliza upada i już chyba nic w niej nie opublikuję. Szkoda, ale ta decyzja jest poza mną. Postanowiłem wiec pisac więcej zarówno tutaj, jak i rozwinąć stronę PUBLIKACJE , no i zmienić jej regułę - bo bedę tam przecież dawał także teksty nieopublikowane.
W Helu przewalił się sezon turystyczny, zrobiło sie cicho, spokojnie i pustawo. Nawet pogoda się poprawiła!

Chciałoby się napisać że stało się także piękniej - ale niestety - jest paskudnie. Dziś zobaczyłem - i to w samym centrum! - trzy nowe garaże-blaszaki. Rozumiem chęć i konieczność posiadania garażu, ale to też da sie zrobić estetycznie - a całe zagony blaszanych potworków szpecą Hel okrutnie.

Skończył się kolejny helski DDay-Hel oblegany przez widzów i mimo licznych niedostatków ciągle reprezentujecy coraz ciekawsze widowiska. Rekonstruktorom towarzyszyły wspaniale prezentujące się pojazdy wojskowe, armaty, ba! - nawet czołg! Tylko bezmyślne matoły (a sa tacy!) mogą nie doceniać konkretnych zysków z turystyki, jaka ta masowa impreza daje.
Przy małej plaży powstał wspaniały "park wydmowy" z długim tarasem spacerowym wyposażonym w oszklone altanki, z których rozciąga się piękny widok na Zatokę. Pod tarasem dziewicze wydmy z opisanymi na tablicach roślinami, pięknymi i chronionymi.

Ja właśnie wróciłem z morskiego rejsu żaglowcem - pierwszego w swoim życiu. Kto ciekaw dalszych szczegółów - zapraszam na stronę PUBLIKACJE.
Dodam tu - dla jasności sprawy, że nasze Muzeum, posiadające całą spuściznę Karola Olgierda Borchardta (kto nie zna - niech googluje!) objęło patronatem trójmasztowy szkuner, który już wkrótce otrzyma JEGO imię. Szkuner naprawdę wspaniały!

No i niestety, własnie gdy to piszę, po kilku dniach przewspaniałej pogody - lunął znienacka deszcz. Szczęście, że całe pranie zdążyłem schować!
p.s. - a rano znów zaświeciło piękne słońce, wszystko obeschło, jest cudnie.....

15 maja 2011

Minęły "dni majowe" zimne, jak chyba nigdy dotąd. Nowym widokiem w tych dniach, na częściowo wyremontowanej Wiejskiej, stały się młode dziewczyny owinięte dodatkowo w koc (!). Mimo lodowatego powietrza, w zaciszu nad Zatoką słońce przygrzewało całkiem solidnie, tak że rozleniwieni majowymi obchodami padliśmy na piasek na pół dnia. Kilka osób z naszego towarzystwa było nawet tak zdeterminowanych, że biorąc przykład z naszych piesków rozebrało się i weszło do wody - i to bynajmniej nie raz i nie tylko tego jedynego dnia! Brrrr……

Święta się skończyły, goście wyjechali - a brygady znów ruszyły do boju rozkopując co się w Helu dało. Nasza uliczka prowadząca do Wiejskiej była po kawałku rozkopywana już niezliczoną ilość razy - były nawet takie sytuacje, że mimo najszczerszych chęci nie dałem rady przejść i musiałem udać się drogą naokoło.

Normą na zapleczach Wiejskiej stały się samochody parkujące w przedziwnych miejscach - bo dojechać do swoich posesji nie były w stanie.

Kopie się wciąż i uparcie. Rury wodnie, kanalizacji zwykłej, kanalizacji deszczowej, kable elektryczne, kablówka, siec internetowa…

W dodatku nie da się naraz wykopać tak szerokiego rowu, żeby wszystko położyć rzędem i zasypać, bo miasto żyje i trzeba zawsze zostawić jakieś przejścia dla ludzi. Za brygadami "kopaczy i zasypywaczy" posuwają się zwolna brukarze - na razie tylko po Wiejskiej. Ale nawet tam zdarzają się poślizgi, bo miasto nie może sobie poradzić np. ze sprzeciwem restauratorki, przeciw rozkopaniu chodnika przed jej lokalem. A sąsiedzi klną ile wlezie - bo prace przedłużają się i ich chodniki też czekają w kolejce.

Wygląda to wszystko jak czarny sen - ale każdy sen się kiedyś skończy i zbudzimy się wtedy (kiedy???) w piękniejszym, wyremontowanym Helu. Czerwiec coraz bliżej, dni coraz cieplejsze, las jest piękny a plaża bezkresna….


3 stycznia 2011

Sylwester

Rok 2010 żegna nas słońcem, pogodą i nadzieją. W kasynie znów bardzo sympatyczny bal przygotowany przez doskonałą obsługę. Na stołach mnóstwo wspaniałych dań i napitków. Smakołyków nie do przejedzenia - wielkie brawa dla szefowej kuchni. W dodatku dwuosobowa orkiestra starszych panów pozytywnie nas zaskoczyła - głos jednego z nich chwaliliśmy wszyscy nieustannie, a grali rewelacyjnie - skocznie, tanecznie i niezmordowanie. Bawimy się niezwykle długo - przyszliśmy o 19 a zeszliśmy z parkietu punktualnie o 5 rano, a byli tacy, którzy tańczyli do 6 rano! Jest sympatycznie i spokojnie… Za nami zostają zeszłoroczne kwasy, urazy i kłopoty, całujemy najbliższych, obściskujemy mniej znanych - wszyscy pełni optymizmu i spokojnej radości. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że u wielu ludzi ten symboliczny przełom nowego roku nie wyciszy gnębiących ich problemów, że pozostaną stare, dolegające im tematy, pretensje i niechęci. Ludzkość nie składa się ze świętych Franciszków - a szkoda… Wracamy nocą do cichego domu, tylko gdzieś od strony Wiejskiej słychać przeraźliwe pijackie wrzaski. Cóż, ludzka wredna, agresywna natura, plus alkohol - zawsze dadzą o sobie znać. Pomogłoby chyba postawienie stójkowych z grubymi pałami na każdym rogu.


6 grudnia 2010

Mikołajki dla Helu

Wyjazd do Helu w samym środku nagłej zimy, gdy publikatory chórem nakazywały odwołanie podróży - był dla mnie dużym stresem. niestety - wyjazd w tym terminie okazał się koniecznością, Dookoła -9 stopni, wieczór - a my ruszamy w drogę.. Na szczęście - kolejny raz okazało się, że dziennikarskie sępy żyją ze straszenia ludzi, z mnożenia zagrożeń, z poszukiwania zagrożeń i tragedii. Na szczęście życie nie jest szmatławcem typu FAKT. Droga pustawa, pięknie oczyszczona, a od Elbląga wręcz sucha. Na poboczach śniegu tyle co kot napłakał - wiec jechało się nad podziw dobrze. Brama też dała się otworzyć bez problemu, odgarniając sobą tylko małą kupkę sypkiego puchu.

Gorzej było już z wchodzeniem do domu - lodowaty wiatr i zamarznięte zamki nie pomagają w dostaniu się do oczekiwanego zacisza - ale w końcu się udało.

Rankiem (tak koło południa) ruszamy na spacer i odwiedzić znajomych. Wiejska i Kaszubska rozkopane - mimo ostrego mrozu i wiatru prace przy nowej kanalizie postępują w widoczny sposób. Wszędzie tematem numer jeden jest druga tura wyborów na burmistrza - wszyscy rozmówcy rozognieni, zaangażowani i niepewni co się wydarzy w niedzielę. W sobotę pogoda robi się słoneczna, (jest ok. zera) i piękna, choć od zatoki atakuje narastający sztorm. Idziemy na Cypel. Po drodze nadbrzeżne kamienie wyglądają jak pokryte białym lukrem. Na samym Cyplu stoi przedziwna konstrukcja - pełne anten, zasilane wiatrem i bateriami słonecznymi stanowisko monitoringu wydm. Ja robię zdjęcia, a kamera obraca się w ślad za moimi ruchami. Środowisko wydmy szarej to teren ochronny i nie wolno tam wchodzić. Szkoda tylko, że obok niemal kosmicznej stacji monitorującej zabrakło kilkunastu zwykłych tabliczek z zakazem wstępu na ten teren.

W niedziele na wyborach sporo ludzi, choć pogoda się pogorszyła, jest mróz i zacina bardzo ostry, sztormowy wiatr. Czekamy w nerwach na wyniki… do jutra!

Jest już ranek - wiemy już że burmistrzem został ponownie p. Mirosław Wądołowski przewagą 47 głosów.


15 maja 2010

Szanowni czytelnicy!

Zaczynamy przewidzianą na tydzień wyprawę do północnej Norwegii, w celu przeprowadzenia dokumentacji baterii 406 mm Trondenes, która tam sie znajduje.

Wyprawa zorganizowana przez MOW liczy 6 uczestników, jedziemy wynajetym mikrobusem, w jedną stronę to 3 200 km.

Relacje, nadsyłane w miarę możliwości na bieżąco, będziecie Państwo mogli przeczytać :

== tutaj ==

.



13 maja 2010

Dostałem właśnie takiego sms-a:

Na pokład samolotu lecacego do Samoleńska wsiadł człowiek kłótliwy, przeciętny prezydent, zaściankowy, ksenofobiczny, mierny polityk. Autor słów: "spieprzaj dziadu", "małpa w czerwonym", "ja panią załatwię", nie znający za to słów refrenu hymnu...
Pośmiewisko nie tylko satyryków, ale całej Europy i prezydent z rekordowo niskim popraciem społecznym...
W trumnie ze Smoleńska przywieziono "wybitnego mąża stanu", "patriotę", "bohatera narodowego", "ojca narodu", "największego Polaka", "równego królom".
Długo się zastanawiałem, czy zacytować ten sms, który gorzkim żądłem ironii sięga być może zbyt daleko...
Szczerze współczuję tragicznie zmarłym w katastrofie i ich osieroconym bliskim, staram się zrozumieć ich ból...
Muszę jednocześnie przyznać, że jestem przerażony cynicznym wykorzystywaniem tragedii smoleńskiej dla propagowania "jednej słusznej" partii, demagogicznym ogłupianiem ludzi i wynikającą z tego możliwością powrotu tzw. "IV Rzeczpospolitej" - w moim odczuciu państwa typu totalitarnego, z przerostem licznych słuzb specjalnych, państwa nastawionego nie na poprawę bytu obywateli, ale na rzucanie im na żer tworzonych naprędce afer, mniej lub bardziej sfingowanych. Szokuje mnie, gdy do tego chóru piewców przyłączają się osoby wykształcone i inetligentne. Nie wiem, nie rozumiem - czy czynią tak dla kariery, z zaślepienia czy ze zwyczajnej, ludzkiej głupoty. Dziwnie mi to wszystko przypomina czasy stalinowskie, czasy, gdzie usiłowano skierować uwagę ludzi wyłącznie na procesy rzekomych przestępców, zdrajców czy szpiegów.
Nie tędy droga - ale niestety wiedza i rozsądek ustępują przed demagogią, straszącą nieustannie czyhającym wszędzie WROGIEM, jakimś, podobno upiornym "liberalizmem", który w ustach niektórych stał się obecnie obelgą. A liberalizm - to po prostu tolerancyjny stosunek wobec poglądów lub czynów innych ludzi. (Wg encyklopedii filozofii Stanford) Niestety, psychologia tłumu jest inna, wystarczy czasem jak w Piśmie Świętym krzyknąć:
On jest winien, ukrzyżujmy go! - i wszyscy ochoczo przyklasną....

Brrrrr.... oby to był tylko czarny sen, który się nie spełni.

Drodzy czytelnicy - nie leńcie się - weźcie udział w wyborach i uświadomcie sobie, że to MY, obywatele, wybierzemy nowego prezydenta i my będziemy odpowiedzialni za ten wybór - oby nie przez zaniedbanie....


22 kwietnia 2010

Wielkimi krokami zbliża się otwarcie sezonu w naszym Muzeum. Znajomi ciagle sie pytają - co wy tam właściwie robicie? To bardzo trudno opisać, choc każdy dzień składa sie z nieustannej bieganiny i wytężania umysłu - a czasem i mięśni. Mamy na szczęście do pomocy kilku pracowników przysłanych przez Miasto, ale i tak każdy z nas musi dać z siebie wszystko. Pomysłowość nie zna granic - z braku pieniędzy realizujemy coraz osobliwsze pomysły i po burzliwych naradach co pół godziny idziemy o kroczek do przodu z naszą nową wystawą. I w ten sposób w pustym, betonowym pomieszceniu bunkra powstaje wystawa, pełna jednoczesnie nastroju i informacji o naszej historii.

Jest zimno, przenikliwie zimno - mimo słonecznych dni, w nocy był kilkukrotnie przymrozek i miałem szron na aucie. W Muzeum staram się poruszać w rękawiczkach, bo tylko drobną cześć pracy mogę wykonywać w ogrzewanym pomieszczeniu. Za to tam właśnie siedzi Kłapek, mający do dyspozycji pikowane legowisko-budkę i masę zabawek, lin, klocków do gryzienia itp.
W czasie każdej mojej dłuższej nieobecności wykazuje przedsiębiorczość jak małe dziecko - ciągle szuka do zabawy czegoś nowego, czego zapomniałem zabrać z zasięgu jego ząbków. Dziś ściągnął (nie mam pojęcia jak?) wielka flagę służb celnych ale nie poniosła na szczęście żadnego szwanku.

Jednym z naszych pomysłów jest użycie w ekspozycji maszyny do pisania z wkręconym arkuszem tekstu. Poszedłem do magazynu i spośród wielu stojących tam maszyn wybrałem jedną, które wydawała się najlepiej pasować do epoki i do postawionego jej zadania. Zaniosłem ja do siebie, wytarłem z kurzu i wtedy stwierdziłem, że to moja dobra znajoma - stara maszyna mojego Taty! Pisał na niej niemal całe powojenne życie, dopiero na kilka lat przed śmiercią przeszedł na pracę na komputerze.

Wkręciłem papier i uderzyłem w klawisze - i doznałem niezwykłego uczucia bliskości Ojca. Maszyna, której od co najmniej 11 lat nikt nie dotykał zaczęła (bez zmiany taśmy!) pisać, czysto i wyraźnie, tak, jakby cofnął sie czas i mój Tata znów był blisko… Zagłębiłem się we ciepłych wspomnieniach, szkoda, że On nie może się cieszyć razem ze mną, także z użycia Jego starej maszyny, w naszej najnowszej ekspozycji…
(to co widzicie na zdjęciu obok to tylko przymiarka, a nie gotowa ekspozycja!)


23 marca 2010

Już zdecydowana wiosna. Śnieg w przeciągu ostatnich dni po prostu zniknął - obyło się niemal bez błota i roztopów. Niemal - bo starczyło tego błota, żeby ubrudzić buty, podłogę, auto - no ale to wszystko się wypucuje. Od rana ptaki śpiewają jak szalone. Rano wszedłem z Kłapkiem na taras na piętrze i zbierałem śmieci nagromadzone przez zimę. Kłapek obwąchał starannie nieco podartą i brudną piłkę tenisową, która wyraźnie ktoś nam wrzucił. Schyliłem się po nią, a wtedy "piłka" zrobiła frrrrrr…. i chwiejnym lotem młodego ptaszka odleciała na sąsiedni dach! A więc rzeczywiście wiosna!

Wszyscy napotkani znajomi dziwią się ciągle co my w tym zamkniętym muzeum robimy. A tu praca naprawdę wre. Oprócz czysto fizycznej pracy - malowania, sprzątania, montowania gablot - w czym pomagają nam dochodzący pracownicy, najwięcej czasu pochłaniają prace przy doborze eksponatów na wystawę, doborze zdjęć i dokumentów, projektowaniu stojaczków i podstawek, ostrym dyskusjom i zmiennym koncepcjom wystawienniczym - no bo jak się nie ma co się lubi - to trzeba robić z tego co się ma….. To co mi teraz dokucza najbardziej - to nieustannie marznące ręce - jak wychodzę na chwilkę z bunkra, to na ogół bez rękawiczek, a potem ręce długo nie mogą się rozgrzać… Mam alternatywę: rozgrzać ręce albo na kloszu lampy biurkowej, albo na ciepłym boczku laptopa. Robie sobie kawusię, relaksuje się i marzę… Marzę o gorącym lecie, o wydmach nad morzem, o leśnych ścieżkach - a na razie co chwila ktoś wpada do pokoju z jakimś problemem. Kłapek spożył właśnie twarożek na drugie śniadanie - a ja wracam do roboty.

Pod wieczór jest tak piękne słońce, że odstawiam auto i pędzimy z Kłapkiem nad morze, naszą ulubioną drogą koło szlabanu. Jest pięknie i pusto, jesteśmy zupełnie sami, znów można pomarzyć i odpocząć psychicznie. Idziemy plażą w stronę Cypla - po drodze na piasku niesamowita ilość rybich, niemal identycznych szkieletów. Z Cypla schodzimy do portu - tu od Gdyni zdrowo wieje, dobrze na to patrzeć ze spokojnego lądu. Jeszcze obrazek z portu: blisko siebie stoją dwa tiry pełne skrzynek na ryby. Każdy z nich rozładowuje trzech ludzi. W jednym - pierwszy z nich dosuwa wieżę ze skrzynek do krawędzi auta, a dwu następnych panów zestawia to na ziemię. Przy drugim tirze łoskot za łoskotem - to jeden z panów dosuwa wieżę ze skrzynek do krawędzi auta - po czym zrzuca je na bezładny stos na beton. Pozostali dwaj panowie wyciągają skrzynki z tego kopca i starannie je ustawiają w wieże.. Cóż, można i tak… Wracamy do domu zmęczeni i głodni. Obiad, szybkie mycie... i z rozkoszą zapadam się w ciemnej studni snu…



9 marca 2010

Dziś rano dostałem telefon z szokującą mnie informacją: dziś w nocy, w swoim domu zmarł nagle Romuald Nowak, jeden z twórców naszego Muzeum, zapalony kolekcjoner helskich zbiorów, twórca i właściciel wielkiej ekspozycji medycznej wystawionej w naszym Muzeum, nieustający w trudzie konserwowania eksponatów i opowiadania o nich - jeden z nas...
Od dawna nękała go choroba, walczył z nią, czuł się raz lepiej, raz gorzej, przed kilkoma dniami umawiał się już, że jest silniejszy i wpadnie do nas, do Muzeum...
A teraz już go nie ma.... Na zawsze...

W radiu śpiewa właśnie IRA:

Zatrzymaj mnie nie daj mi odejść
Zapomnę cię nie będzie już nic
Cienie we mgle jak znajdę drogę
Jutro już nikt a dziś jeszcze my...


A Ty odszedłeś - ale my Cię nie zapomnimy! Żegnaj Romku... Zawsze Cię będziemy wspominać!



7 marca 2010

Mój serdeczny kolega Zbyszek R. nadesłał mi "Apel do Kobiet Helskich" - który niniejszym publikuję, jako perełkę epistolografii - i coś pasującego do jutrzejszego święta. A przy okazji PRZEMIŁYM PANIOM żyzczę samych słodkich dni, powodów do codziennego uśmiechu i doznawania szczęścia na codzień.

APEL DO KOBIET HELSKICH!

Onegdaj do Waszego pięknego miasta z centralnej Polski przybył znany badacz, podróżnik i muzealnik,wielce Szanowny Człowiek o imieniu Władysław.

Ten zdolny do wielkich czynów i poświęceń Człowiek postanowił stworzyć nową atrakcję turystyczną w mieście i wykorzystać do tego celu potężne stanowisko artyleryjskie pozostałe po baterii niemieckiej.

Zamysł który Mu przyświeca, to wybudowanie na tym stanowisku wielkiej wyrzutni rurowo-szynowej z której startowałaby kapsuła turystyczna, zabierająca kilkunastu pasażerów. Start następowałby w południe czasu miejscowego i po okrążeniu przez kapsułę naszego globu, następnego dnia następowałoby lądowanie lotem ślizgowym w rejonie (nomen omen) Władysławowa.Dodatkową atrakcją turystyczną tego lądowania byłoby wytracanie szybkości przez kapsułę poprzez odbijanie się od wody tzw. żabką wzdłuż półwyspu, dzięki czemu można będzie oglądać z morza kolejne miejscowości pięknegp Półwyspu Helskiego.

Znając zacnego Władysława, wiemy, że ta idea pochłonie Go całkowicie, przez co może On zapomnieć o tak prozaicznych sprawach jak odżywianie się, sen a nawet ubiór.

Dlatego też apelujemy do Was wielce Szanowne Panie, abyście w sposób matczyny i ciepły spojrzały na tego Człowieka. Jeśli któraś z Pań widzi, że Władysław jest niedożywiony, przypomnijcie Mu o potrzebie zjedzenia posiłku i to nie z puszki. Zmęczona twarz, podkrążone oczy powinny skłonić Panie do przypomnienia rzeczonemu Władysławowi, że człowiek powinien spać co najmniej 8 godzin. Warto też sprawdzić, czy w chłodne dni jest odpowiednio ubrany i delikatnie spytać czy włożył ciepłe gacie.

Pragniemy jeszcze raz usilnie zaapelować, aby kontakty z Tym Człowiekiem miały wyłącznie charakter matczyno-opiekuńczy, albowiem Władysław złożył śluby czystości i jakiekolwiek kontakty erotyczno-miłosne są Mu całkowicie obojętne a nawet obrzydliwe.

Władysławie ! realizuj Swoje Dzieło, jesteśmy z Tobą

Przyjaciele.

Za oknem stoi moje auteczko, któremu nabijam akumulator. Okazało się, że codzienne jazdy na krótkiej trasie do Muzeum są dla akumulatora zabójcze, a nowoczesne silniki więcej zużyją niż wyprodukują prądu na takiej trasie.
Okazało się to w dość przykry sposób: Naokoło zima, śniegi - jak na Hel - kopne (tak ok 5 cm) i na tę pogodę zjechali do MOW goście z Australii. Kangury pierwszy raz widziały śnieg i to była dla nich taka atrakcja, że nawet unieruchomienie auta, którym mieliśmy jeździć na zwiedzanie nie popsuło im humoru.
Pogoda była na szczęście śliczna i drepcząc po nieskalanym miejscami śniegu obeszliśmy zarówno całe Muzeum, jak i Cypel i inne helskie atrakcje. Goście byli zachwyceni Helem, jego zabytkami, plażą, niespotykanym u nich, egzotycznym dla nich lasem - no i oczywiście naszym Muzeum Obrony Wybrzeża!
Z nami niemal wszędzie dzielnie drałował Kłapek, już stały "pracownik" i bywalec Muzeum. Musiałem mu kupić do muzeum zabaweczki, bo się dziecko nudziło, kiedy Pan pracował, czy też wychodził z ogrzewanego pokoju do pracy gdzie indziej.
Kłapek przeprosił się w muzeum ze swoją budką, której wcześniej nie akceptował i kiedy stukam godzinami w klawisze komputera, on śpi zwinięty w precelek - no chyba, że usłyszy odgłos krojenia paróweczek na lunch dla niego. Tak sobie żyjemy pomalutku, nowa wystawa z dnia na dzień nabiera kształtów choć pracy jeszce tyle, że aż się boję pomyśleć. Ale damy radę. Musimy!
Helska "mała plaża" pełna ptaków. Nieprzeliczalne ilości nawet łabędzi, wspaniałych MEW i licznych innych, mniejszych, po prostu mrooowia! Cała ta Boża Trzódka, żyje, lata, gada, śpiewa coraz piękniej - i z czegoś żyje, bo osób karmiących tak mało, że to raczej karmienia symboliczne. W porcie kutry rybackie - niemal wyłącznie spoza Helu. Dwukrotnie widziałem także wielkie kutry skandynawskie, rozładowujące u nas ogromne ilości ryby - czyżby ich limity połowowe nie obowiązywały?
Dziś rano odprowadzałem Kangurów na pociąg. Na Wiejskiej kłębiła się mimo wczesnej pory i mrozu spora grupka Panów, których zainteresowania skierowane były wyłącznie na wypicie czegoś z procentami. Moi Australijczycy ominęli ich szerokim łukiem, a na pociechę powiedzieli mi, że u nich też istnieje problem alkoholików. Słaba pociecha...
Wyskakuję teraz do auta - może już odpali?

31 stycznia 2010

Przed laty, gdy jeszcze nawet nie marzyliśmy o osiedleniu się w Helu jeździliśmy na wakacje nad morze - z dziećmi i z naszym psem - Bejem. Pies w tych czasach sprawiał stały kłopot - mało kto chciał wynająć wczasowiczom z psem. Kiedyś pani siedząca w informacji turystycznej w Jastarni, zapytana przez nas, gdzie moglibyśmy wynająć pokój i mieszkać z psem - zareagowała niemal histerycznym zdumieniem i oburzeniem.

Dzięki Bejowi, naszemu nieodżałowanemu "Psu Morskiemu" zakupiliśmy w końcu ziemię w Helu i zbudowaliśmy własny dom. W naszym domu z sympatią przyjmujemy właścicieli zwierząt - i jak na razie jedyne zniszczenia poczynili ludzie, a zwierzęta nigdy. Poza psami mieszkają u nas regularnie koty, króliki a nawet ptaszki w klatkach. .

Jedni nasi wieloletni goście mieli u nas całkiem nietypowa przygodę. Pod pokój, w którym mieszkali przybłąkało się kiedyś bezbronne, czarne helskie kocię. Nie bało się ludzi i było chude jak szkielecik. Znajomi zaczęli je dokarmiać - co się spotkało z naszą zdecydowaną reprymendą - Wy wyjedziecie, a kot przyzwyczajony do darmowej michy umrze z głodu! Jeśli chcecie zająć się losem tej koteczki - to już poważnie i na stałe! Nasza oferta została potraktowana poważnie - kotka została udomowiona i okazała się ślicznym i mądrym zwierzakiem i z imieniem Lady Hela - mieszka teraz w swoim własnym, ciepłym i przyjaznym domu - możecie ją zobaczyć na zdjęciu obok, w objęciach swojej nowej Pani.

My tez ostatnio wzięliśmy pieska ze schroniska - nazywa się Kłapek i jest uroczą przytulanką - lecz jak na razie boi się i gryzie obcych - to pozostałość przykrych przeżyć bezdomności… Do obejrzenia dla przyjaciół na stronach prywatnych

A może i wy pomyślicie o udomowieniu jakiegoś bezpańskiego zwierzaczka? Ale to poważna decyzja, nie podejmujcie jej pochopnie - wzięcie zwierzaka i porzucenie go po jakimś czasie - to wołający o pomstę do nieba skandal...

4 stycznia 2010

Witajcie moi Drodzy w Nowym Roku, życzę Wam WSZELKIEJ pomyślności!
Tak dawno nie pisałem - że aż wstyd... Już kilka osób zwróciło mi uwagę, że się lenię, że chcą tu czytać nowości. Było mi bardzo przyjemnie to usłyszeć i zmobilizowało do ponownego pisania. Rozleniwiłem się, siedzę przy klawiaturze, a słowa i tematy uciekają. Co innego pod prysznicem - tam ciągle nachodzą mnie wspaniałe i barwne zdania - chyba sobie będę tam brał kartkę i ołówek!

Nie będę pisał jak minął rok w Helu o tym staram się sygnalizować na stronie naszego Muzeum, - które obecnie ma pierwszeństwo przed innymi moimi zajęciami. Ja, świeży emeryt mam zajęć ponad swoje możliwości, no bo marzenia i plany ciągle wyprzedzają realia..

Z wielkim pośpiechem i jeszcze większym zamieszaniem szykowaliśmy się z naszymi Przyjaciółmi do Sylwestra, ale ta noc przeszła nasze oczekiwania. Helskie kasyno - tak niestety wymarłe przez większość roku, powitało nas kotylionami, a nasze Panie pięknymi, bordowymi różami. Czekały nas pięknie i smakowicie nakryte stoły, pełne jedzonka, którego ku wielkiemu smutkowi nie daliśmy rady zjeść nawet w części…

Przywitaliśmy sąsiadów i znajomych, ruszyliśmy na parkiet. Bardzo skoczna muzyka porywała do tańca, nie przeszkadzał nam ani nie najmodniejszy repertuar, ani to że po północy melodie się zaczęły powtarzać - grali tak, że nikt nie miał ochoty siedzieć, a nogi do tańca rwały się, nawet po kilku godzinach pląsów. Na parkiecie szalała urocza nieznajoma w czerwonej sukience, która tańczyła całą sobą dynamicznie, oszałamiająco, z tak niezwykłym zaangażowaniem i werwą, że przyjemnie było patrzeć. Gdy muzyka przestawała grać - Ona gasła, jakby ktoś odłączył zasilanie i szła do stolika jakby w letargu - a gdy znów zabrzmiała kolejna melodia - ruszała w uniesieniu w ekspresyjny taniec.
Miłym zaskoczeniem była wspaniała obsługa, godna naprawdę lokalu na bardzo wysokim poziomie. Kelnerki opiekowały się naszymi stołami jak ciche, wszechobecne cienie, wykazując się jednocześnie fachowością obsługi, o jakiej często można tylko pomarzyć w innych lokalach.
W końcu orkiestra ogłosiła północ, strzeliły korki szampana, złożyliśmy sobie życzenia i te prywatne, intymne i te oficjalne - powszechnego szczęścia i zdrowia. Feeria rakiet i fajerwerków uczciła Nowy Rok - niech się nam w nim dobrze wiedzie! Ja po 8 godzinach balowania osłabłem, więc o 4 rano nasza grupa ruszyła przez cichy, spokojny Hel do domów.

Nie wszędzie jednak było tak słodko. Spotkaliśmy "balowiczów", których jedyną rozrywką były bełkotliwe, pijane wrzaski i przekleństwa od wczesnego wieczora, natknęliśmy się na połamane, zdewastowane płoty, złamany szlaban w Polo - namacalne dowody, że pijackie oszołomienie, głupota i agresja są nierozerwalnie związane z ludzka naturą.

W Nowy Rok ruszyliśmy zgodnie z naszą "nową świecką tradycją" w południe nad brzeg morza w gronie przyjaciół, by pospacerować bez całorocznych stresów, by powdychać czarowne, morskie powietrze.
Następnego dnia odwiedziliśmy w pięknie padającym śniegu jastarnickie schrony bojowe. Las był uroczy, przy schronie Sęp powitało nas wzburzone morze i unoszące się nad głowami MEWY. A potem przykry widok wymarłych, opuszczonych ulic gwarnej latem Jastarni. Hel w zimie zawsze podoba mi się w przeciwieństwie do innych nadmorskich miejscowości. Tu życie nie zamiera tak całkiem, tu nie pustoszeją całe rejony - jak w odwiedzonej właśnie przez nas Jastarni. Latem niestety widać w Helu cały nieporządek, brud i zaniedbanie. Gdyby tak ktoś chciał u nas zbudować Aquapark, SPA czy coś podobnego - wierzę, że i Hel podciągnął by się do wyższego poziomu.

4 maja 2008

Trzeba zacząć od tego, że niestety pogoda nie dopisała. Można przypuszczać, że to zgubny wpływ obecności w Helu głównego speca od pogody - red. Zubilewicza z TVN, który musiał się dosłownie opędzać od turystów pragnących od niego nadziei słońca - ale o tym za chwilę…

A zaczęło się tak pięknie! Po moim przyjeździe do Helu znów powitały mnie przejmująco śpiewające ptaki i słońce. Skosiłem trawnik i jak prawdziwy spracowany żniwiarz zdrzemnąłem się pod gołym niebem. Widocznie dodało mi to sił - bo dalsze półtora dnia spędziłem niezwykle pracowicie - naprawiając i malując furtkę i pomagając w generalnych porządkach w domu. Wszędzie naokoło rosną nowe budowle - potężnie opóźniony i ciągle nie gotowy apartamentowiec, prywatne pensjonaty no i ciągle nieuruchomiony market Polo.

W Muzeum Obrony Wybrzeża gorączkowo przygotowujemy wystawę do umieszczenia na samym Cyplu - na odrestaurowanym stanowisku nr 4 baterii Laskowskiego. Jeżdżę tam i z powrotem wożąc oszklone plansze na wystawę i benzynę do agregatu - ciągle nie mamy zgody Nadleśnictwa na położenie wzdłuż brukowanej drogi kabla elektrycznego. Za którymś przejazdem zatrzymuje mnie patrol policyjny pod zarzutem, że wjeżdżam tam, gdzie wjeżdżać nie wolno - na szczęście argument o tworzonej przez nas ekspozycji odnosi skutek. W dniu otwarcia wystawy pracujemy już od 8 rano, bo o 10-tej mają nadejść przedstawiciele Władz miasta i ocenić naszą pracę jako pierwsi honorowi goście. Wystawę otwieramy wraz z pierwszą mżawką - potem jest już tylko mokrzej… Na baterii pojawia się ekipa TVN i zostaję z znienacka porwany przez red. Zubilewicza do przywitania telewidzów i zaproszenia ich na naszą wystawę. Rusza sprzedaż cegiełek, które są w całości przeznaczone na utrzymanie porządku na tym stanowisku baterii, a jeśli frekwencja dopisze - to i na renowację dalszych obiektów.

Mimo iż padało z każdą godziną coraz lepiej - ilość gości w Helu była po prostu nieprawdopodobna. Nasze Muzeum odwiedziła także grupa Szwedów z redaktorem miesięcznika "Forty i Bunkry" Leifem Högbergiem na czele. Zwiedzałem z nimi bunkier po bunkrze - aż osłabli i poszli na obiad. Potem zrelacjonowali, że odwiedzili trzydzieści kilka restauracyjek (to prawdziwe bogactwo Helu) i dopiero w ostatniej znaleźli wolny stolik i smacznie zjedli. Chcieli mi się nawet pochwalić nazwą tej restauracji - ale okazało się, że za jej nazwę wzięli słowo "RACHUNEK" wydrukowane wielkimi literami na kwitku - oczywiście nazwy restauracji tam nie było nawet śladu. Ten przykład, podobnie jak brak szyldów na niektórych helskich sklepach, dowodzi całkowitej ignorancji właścicieli takich lokali w sprawach reklamowania własnego interesu. W znajomym spożywczaku od kilku lat namawiamy właścicielkę na szyld z nazwą, który pomoże skierować do niej turystów - bezskutecznie….

Idziemy ze Szwedami odwiedzić M.O.W. - są zaszokowani tym, ile zrobiliśmy przez ostatnie 2 lata - oni byli tam wkrótce po otwarciu. Deszcz mży a mimo tego wszędzie pełno aut i turystów - Hel jest naprawdę piękny i nawet spacery w deszczu mogą być fajne, zwłaszcza jak się spaceruje w miłym towarzystwie.

Post scriptum:
Właśnie się dowiedziałem że 1 maja zmarł komandor Zbigniew Kowalski, oficer artylerii z Wichra w 1939 roku, a potem dowódca baterii koło góry Szwedów w obronie Helu. Zapraszał mnie właśnie w maju na kawę, przemiły, sympatyczny pan, doskonały rozmówca. Napisał niedawno dla MOW bardzo ciekawą, choć niestety niezbyt obszerną relację - ale w wieku 96 lat to wspaniałe osiągnięcie - a dla Niego był to wielki wysiłek i powrót bolesnych wspomnień.
Niech spoczywa w spokoju...

13 kwietnia 2008

Wjeżdżamy do Helu późną nocą... Nieopodal dworca, dookoła nowego supermarketu mimo nocnej pory pełno świateł, widać w całej okazałości rozgrzebany sklepowy parking, a w środku jacyś ludzie zaczynają ustawiać regały. Na fasadzie trzepoce na wietrze wielkie ogłoszenie o poszukiwaniu pracowników. Helu jest podobno bezrobocie, ale jednocześnie znalezienie kogoś do pracy często graniczy z cudem. Jestem ciekaw, jak market poradzi sobie z rekrutacją - my w Muzeum często bezskutecznie szukamy pracowników chętnych wykonać najprostsze prace.

Rano wita mnie rześki ranek i piękne ptasie tryle - aż żałuję, że jestem takim ornitologicznym ignorantem..... W południe pogoda sie psuje i załatwiam wszelkie zaległe i pilne sprawy MOW w siąpiącym deszczu. Na naradzie roboczej w Muzeum dowiaduję się, że znalazły się kolejne osoby, którym nasza działalność jest solą w oku. Oni sami mimo naszych ciągłych apeli nie zrobili nic dla ochronienia helskich zabytków, nie zrobili nic dla powstania czy rozwoju Muzeum Obrony Wybrzeża, ale gdy grupka pasjonatów poświęcając własny wysiłek i czas zaczęła odnosić znaczące sukcesy - to zaczęło im wyraźnie doskwierać.

Plotki, pomówienia i przekręcanie faktów - których źrodłem jest zapiekła zawiść ludzka jednego, jedynego Helanina zręcznie szczującego innych - to oręż z którym bardzo ciężko walczyć. Niestety wydaje się zwyciężać pogląd, że skoro każdy nie może otrzymać po równo - to lepiej żeby nikt nie dostał nic. Po prostu lokalne piekiełko.
Jak w anegdocie o wieśniaku, którego dobry Pan Bóg postanowił obdarować, stawiając mu tylko jeden warunek - jego sąsiadowi da w dwójnasób tego, czego zażąda ów wieśniak.
I czegóż zażądał dobry, przyjacielski wieśniak po namyśle?
"- Panie Boże, oślep mnie na jedno oko!"

Staramy się nieustannie wszystko wyjaśniać, dokumentujemy nasz każdy krok, jednak ciągle to nie przekonuje niektórych osób. Staramy się rozwijać Muzeum, powiekszać i ulepszać nasze wystawy, chronić coraz więcej zabytków nieustannie rozkradanych nocami przy całkowitej obojętności osób, które o tym wiedzą - jednak dalej są tacy, którzy są z naszej działalności nieustannie niezadowoleni. Zdają się nie rozumieć nawet tego, że dzięki działalności MOW na Helu pojawia wielokrotnie więcej turystów, którzy są niemal jedynym źródłem utrzymania większości Helan.
Chyba już łatwiej jest nam się bronić przed ponawianymi co pewien czas atakami oszołomów, którzy nie zadawszy sobie trudu obejrzenia naszych ekspozycji zarzucają na, że jesteśmy rzekomo "muzeum hitlerowskim"!

Niedzielny ranek wynagradza wszystkie smutki - jest jak z obrazka, słońce osusza kałuże, mamy okazję zrobić najpilniejsze prace ogródkowe no i spakować auto bez użycia parasoli. Niesety, nie mamy czasu nawet na krótki spacerek... I właśnie wtedy, gdy zaczęła się przepiękna, wiosenna pogoda - musimy odjechać.

Post scriptum:
Dzięki mojej skromnej pomocy właśnie udało sie na nowo uruchomić stronę www mojego ukochanego pisarza - kapitana Karola Olgierda Borchardta. http://borchardt.com.pl/. Niestety, domenę borchardt.pl przejął ktoś inny, chyba licząc na jakieś zyski ...

16 marca 2008

Szanowni Czytelnicy! - Wracam do pisania !

Wracam znów do pisania nowinek w tym dziale - długa przerwa w pisaniu wynikała z mojego aktywnego zaangażowania się w prace Muzeum Obrony Wybrzeża (M.O.W.) w Helu (http://helmuzeum.pl) i z faktu pisania wielu artykułów do naszej "Helskiej Blizy". (Te opublikowane artykuły można przeczytać na stronie http://hela.com.pl/publikacje/ - najnowsze postaram się uzupełnić wkrotce… )

Ostatnio "Helska Bliza" z tygodnika stała się z konieczności miesięcznikiem. Redakcja bezskutecznie usiłowała zwerbować chętnych do darmowego pisania i pomocy w wydawaniu pisma, a zadania dotyczące bieżących prac M.O.W. stawiane są na pierwszym miejscu, więc na wydawanie pisma nie ma czasu i materiałów…

Wróciłem właśnie z Helu - jak zwykle niechętnie i z nostalgią… Tu wszędzie czuje się nadciągającą wiosnę - kwitnie już wiele kwiatów, na drzewach pokazują się nieśmiało zielone listki, aż serce rośnie! Ulice puste jak wymiecione, nawet kosze na śmieci w całym Helu zniknęły w tajemniczym celu - widocznie ktoś uważa, że jak nie ma koszy - to nie będzie i śmieci. W M.O.W. szczyt "martwego sezonu" - zwiedzających można policzyć na palcach, a oczekujące nas do rozpoczęcia sezonu prace przytłaczają ilością. Wolontariuszy teraz jak na lekarstwo, zresztą każdemu trzeba tak szczegółowo tłumaczyć co ma robić, że czasem lepiej zrobić samemu.

W końcu udaje mi się jednak wyrwać na spacer - idziemy z przyjaciółmi plażą w stronę cypla i nagle SZOK! - Cypla nie ma! - Zamiast Cypla jest Zatoka, którą ostatnie sztormy wyrwały "w samym czubku". Woda pożarła teren aż do podmytych wydm tworzących istne urwisko. Plaża w okolicy jest niesamowicie zaśmiecona odłamkami drewna, korzeniami i gałęziami - powstał krajobraz zupełnie księżycowy, uzupełniony dodatkowo pociętymi fragmentami drzew zwalonych przez sztormy.

Za Cyplem znów niespodzianka - fale tak atakowały okolice resztek przedwojennego działa nr.1 z bat.Laskowskiego, że tworzą one obecnie ostrogę znacznie wysuniętą w morze. W jej pobliżu, w celu uniknięcia zalania najniżej położonego terenu Cypla ułożono specjalną konstrukcję z drągów, wypełnioną workami z piaskiem. Uratowane w zeszłym roku przed siła szalejącego sztormu działo 100mm nie zostało ponownie uszkodzone, ale póki nie zasypie się gigantycznej wyrwy powstałej między nim a starym falochronem, to wystarczy sztorm z innego kierunku i znów będzie się osuwać….

W porcie oglądamy nowy, ogromny budynek - ma to być sieciarnia dla potrzeb miejscowych rybaków. Jednak ostatnio ilość rybaków i ich połowy zastraszająco maleją z powodów atakujących nas przepisów unijnych i coraz mniejszej rentowności tego zawodu w Polsce.

Na zakończenie dzisiejszych wiadomości muszę jeszcze wspomnieć o budującym się w Helu w ślimaczym tempie markecie Polo. Aby zbudować ten paskudny, absolutnie niepasujący do helskiego kolorytu szklany barak wojsko sprzedało inwestorowi największy budynek osiedla oficerskiego, wybudowany jeszcze przed wojną. Mieściło się w nim wtedy kasyno oficerskie i mieszkał sam admirał Steyer. Zabytkowa (choć nieformalnie) budowla padła pod uderzeniami koparek i teraz każdy wjeżdżający do Helu gość zobaczy na dzień dobry paskudne standardowe pudło szklane, pasujące do Helu jak pięść do nosa. Kolejną sprawą jest, że market po otwarciu zarżnie cały drobny handel spożywczy w Helu i wielu ludzi straci pracę... Ale co to wszystko kogokolwiek obchodzi!

27 listopada 2006

Sprawa IZDEBKI

W końcu listopada rozpoczęto prace remontowe przy budynku popularnej "Izdebki" - położonej w samym centrum Helu starej, dziewiętnastowiecznej chatki rybackiej adaptowanej na bar. Pierwsze orzeczenie techniczne mówiło o konieczności wymiany drewnianych elementów dachu. Pod nadzorem konserwatora zdjęto wiązania dachowe i okazało się - że konstrukcja budynku nie nadaje się do "naprawy" - trzeba ją było rozebrać aż do poziomu gruntu. Stara zaprawa wapienno-piaskowa była już tak zwietrzała, że cegły same z muru wypadały. Szczęśliwie w czasie użytkowania nie doszło do katastrofy budowlanej i konstrukcja nie zawaliła się na głowy użytkowników, ale gdyby prac nie rozpoczęto - dom runąłby wkrótce sam. Służby konserwatorskie poinformowały, ze zapadła oficjalna decyzja o rozebraniu i późniejszym pełnym odtworzeniu budynku. Nowy dom będzie miał fundamenty z tych samych kamieni, na których stał dotychczas. Będą one osadzone, dla wzmocnienia, na żelbetonowej ławie, która będzie podniesiona do poziomu chodnika - oryginalna "Izdebka" była już od wielu lat zagłębiona poniżej poziomu ulicy. W konstrukcji wykorzystane będą niektóre drewniane elementy odzyskane w trakcie rozbiórki. Konserwatorzy wyrazili zgodę na powiększenie domku o cztery metry w głąb działki. Dzięki temu znajdzie się miejsce na zaplecze kuchenne baru. Front "Izdebki" ma być odbudowany zgodnie z pierwowzorem.

Mirosław Kuklik, dyrektor Muzeum Ziemi Puckiej, znawca i miłośnik historii Helu mówi:
"Jeśli w trakcie odtwarzania budynku zostaną zachowane odpowiednie proporcje i będą zachowane wszystkie zalecenia konserwatora to będzie można nadal mówić o zabytku, Ważna jest konstrukcja szkieletowa, zwłaszcza ściany frontowej, dach musi mieć nachylenie 45 stopni. Trzeba zachować proporcje i wielkość typowe dla helskiej zabudowy. Stare budynki, zwłaszcza te gdzie wykorzystywano drewno do budowy, odtwarza się podobny sposób niemal na całym świecie."

19 lipca 2006

Wybaczcie, że tak dawno niczego nie napisałem, ale ostatnie miesiące były dla nas bardzo ciężkie... Najpierw długie niedomaganie naszego Beja, potem jego odejście i pogrzeb w Helu... To nas bardzo wiele kosztowalo psychicznie i wiele osób tego nie zrozumie.
Kilka podróży które odbyliśmy w ostatnim okresie dobitnie pokazały, że drogowcy w rejonie pomorskim jak zwykle nie mogli zdążyć z remontami przed sezonem, że zmorą (zwłaszcza dla osób nie znających innych dróg) są niekończące się objazdy i liczne odcinki dróg bez namalowanych pasów, że jakiś "pomysłowy" projektant umieścił co kawałek na szosie (!!!) rondo, co skutecznie generuje nieustanne korki.
Co w samym Helu? - Sandra sprzedana na samym początku sezonu odpłynęła z Helu, tak że na pełne morze pływa tu juz tylko dawny Ventus, starannie odnowiony jako "Kapitan Morgan". Helskie jajo dalej nie gotowe, dopiero w połowie lipca otworzono w nim toalety i natryski - nie likwidując jak na razie kontenerów WC stojących tuż obok. Sama architektura "jaja" wydaje się zupełnie nieprzystosowana do naszego klimatu i przyzwyczajeń - żadna atrakcja siedzieć w zamkniętym wnętrzu z małymi okienkami, gdy obok na bulwarze można siedzieć na otwartym tarasie przy piwku i czuć słońce i wiatr na twarzy.
Wiele czasu pochłania praca w naszym Muzeum Obrony Wybrzeża gdzie pracy jest nieustannie masa, a rąk do pracy ciągle brakuje. Ilość zwiedzających przekracza nasze najśmielsze marzenia, ale trzebaby być kompletnym ignorantem żeby nie widzieć ogromu kosztów, które nas po sezonie czekają. Nie mówiąc już o kosztach pilnowania, prądu i minimalnej choćby obsługi, musimy niektóre chociaż pomieszczenia ogrzewać i wentylować, bo wilgoć jest na razie największą zmorą muzeum. Ruszyła w końcu wystawa "32 dni obrony Helu", otworzyliśmy kilka innych wystaw specjalistycznych, ale nasze plany sięgają ciągle do przodu i ilość pracy do wykonania jest ogromna. Jak dotychczas nie mamy gablot (podobno kilka obecał p.Niemczycki), więc nie wystawione są liczne przygotowane już zbiory - bo nie ma warunków.
A naokoło pięknie szumi potężny las... Szkoda tylko, że władze leśne patrzą na Muzeum nie jak na placówkę, której możnaby pomagać wszystkimi siłami, ale jak na jakiś podejrzany biznesik, który może lasowi zagrażać. Staramy się ze wszytkich sił, aby współpraca z "Lasami" kwitła, ale tego muszą chcieć obie strony... Ja jako pochodzący z "ochroniarskiej" rodziny, wnuk prof.Szafera, jestem na sprawy ochrony przyrody szczególnie uczulony. Obrzydzeniem przejmują mnie ludzie zaśmiecający las, ale jak coś takiego zobaczę - staram się pozbierać, a nie narzekać. Przerażeniem napełniaja mnie stosy wyschłych iglaków porzuconych beztrosko w lesie po jakichś pracach porządkowych, być może przy całkowicie schrzanionej ścieżce rowerowej, którą ktoś uparł się wykonać nie z kostki - w 100% obojętnej dla przyrody, ale w pylącej nieustannie cementem sypkiej masy, która nie nadaje się ani pod rowerowe koła, ani do lasu.

22-27 marca 2006

Więzienie w Helu? - cała afera i nasze protesty

Dnia 22 III "Dziennik Bałtycki" i "SuperExpress" potwierdziły zasłyszane w TVN szokujące rewelacje.
Cytuję za "Dziennikiem Bałtyckim":
"Zamiar utworzenia zakładu półotwartego (o mniejszym rygorze) ogłosił Centralny Zarząd Służby Więziennej. Jego rzecznik, kapitan Luiza Sałapa, poinformowała nas, że chodzi o opuszczony przez wojsko teren na cyplu i już wysłano pismo z prośbą o nieodpłatne przekazanie tej lokalizacji."
Nasze bezmyślne URZĘDASY zaplanowały stworzyć więzienie w Helu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Pomysł zrobienia więzienia w kurorcie, w jedynym takim miejscu w Polsce które ma niepowtarzalne położenie wsród morza i dzikiej przyrody, które jest przyrodniczym Parkiem Krajobrazowym i perełka turystyczną - taki pomysł mógł sie zrodzić tylko w jakimś chorym, ptasim móżdżku.....
Jakby w Polsce było mało opuszczonych budynków np.przemysłowych, po-pegerowskich w mało ciekawych rejonach... Jakby miejscowość wypoczynkowa wymagała sąsiedztwa kryminalistów... Chyba, żeby "nieodpłatne przekazanie" było próbą zawłaszczenia jednego z najdroższych terenów inwestycyjnych w Polsce???
Hel zawsze głosował na Aleksandra Kwaśniewskiego, nadał mu uroczyście honorowe obywatelstwo Miasta, więc mówi się tu głośno, że to chyba zemsta kaczystów na Helu.....
Ludzie, co to się dzieje, dom wariatów, czy co?????
...........to naprawdę chyba jakiś chory sen.....
"To poroniony pomysł - komentuje krótko Tadeusz Muża, powiatowy radny z Helu. W Polskę idą protesty. Burmistrz Helu Mirosław Wądołowski napisał do prezydenta, premiera, ministrów sprawiedliwości i MON, CZSW i wojewody, przedstawiając argumenty przeciwko lokalizacji zakładu karnego w Helu."
Rozpętana przez "Helska Tawernę" akcja internetowa, zaowocowała wysłaniem do CZSW i gazet kilkuset maili z protestami, w tym także z wielu innych krajów - włączając w to w pierwszym rzędzie Urząd Burmistrza z Hermeskeil - partnerskiego miasta Helu.
W końcu tak bezgranicznie głupi pomysł udało się utrącić...

24 III prasa doniosła, że Rzecznik prasowy Centralnego Zarządu Służby Więziennej (CZSW) Luiza Sałapa poinformowała, że na Helu nie powstanie żaden zakład karny.
Sałapa sprzeciw miejscowych władz w tej sprawie określiła jako "rozpętanie niezrozumiałego zamieszania" i podkreśliła, że w sprawie ewentualnej lokalizacji w Helu zakładu karnego nigdy nie zapadła żadna wiążąca decyzja.


Jasne! trzeba było cierpliwie czekać, aż "wiążąca decyzja" zapadnie - i nie "rozpętywać niezrozumiałego zamieszania".
Z dalszych wypowiedzi CZSW wynika, że najchętniej wyparliby się tego pomysłu w ogóle, ale dowody ich inicjatywy są nie do podważenia! A najciekawsze byłoby poznać, niestety anonimowe, skrzętnie skrywane, nazwisko pomysłodawcy tego idiotyzmu - ciekawe, jakie mogą być jego inne rewelacje...

Aby idiotyzm nie zwyciężył nad rozsądkiem - === wysyłaliśmy taki PROTEST ===

19 lutego 2006

Hel zamrożony, Hel zaśnieżony…. Biegam po pokrytych śniegiem i lodem uliczkach i to wszystko jest dla mnie szokiem - takiej zimy dawno w Helu nie było. Żeby wjechać na podwórze musiałem znaleźć łopatę i odkopać bramę, żeby zechciała się otworzyć…. Mimo zimowej pory, mimo braku słońca i turystów Hel żyje! To nie to, co wymarła zimą Krynica Morska - martwy, opuszczony, bezludny moloch. Tu, co krok spotykam znajomych ludzi, otwarte jest wiele lokali - choć szczelnie zamknięte drzwi w pierwszej chwili peszą…
Ale to tylko z powodu zimna! W środku atmosfera gorąca i sympatyczna, tak miło spotkać przyjaciół, aż nie chce się wychodzić, lepiej posłuchać nowinek. Podobno śliczny, stareńki, zabytkowy domek w którym mieści się "Izdebka" ma zostać rozebrany. Fakt, że mały, że wiązania dachowe się już potężnie wygięły - ale zniszczyć coś takiego, zamiast wspomóc rekonstrukcję i naprawy? Mnie się to w głowie nie mieści, tak mało mamy zabytków tej klasy i marzy się jakaś konkretna opieka PAŃSTWA nad nimi - a tu tylko taka propozycja? Rozumiem właścicieli - ja nie chciałbym być posiadaczem ZABYTKU - same obowiązki i niemal żadnych możliwości manewru, a tu ciasno, koszty aż piszczą…
Ale z drugiej strony - dlaczego ludzie chodzą tak chętnie do "Izdebki" a nie np. do niedawno zbudowanego betonowego pudełka? Widać ciągnie ich ta oryginalność, ta starość, ta niepowtarzalność - wrażenie, że w jakiś sposób czuje się "powiew historii"… A w takim nowym betonowym pudełku - to już nie to!
A teraz inny wątek: Helskie Muzeum Obrony Wybrzeża nabiera już coraz bardziej kształtów i kolorów - pełną parą idą przygotowania do majowego otwarcia dla publiczności - wszak tylko Hel doświadczył tak wiele w historii obrony Wybrzeża jak żadne inne miejsce. Nawet pomijając czasy dawne - gdy był wielokrotnie tymczasową bazą czy to dla piratów, czy dla atakujących Gdańsk okrętów różnych flot - w nowożytnej historii zapisał się trwale długotrwałą i beznadziejną obroną Polaków w 1939 roku, potem jeszcze beznadziejniejszą i dużo bardziej krwawą obroną odciętych Niemców w 1944 roku, a potem wieloma latami polskiego fortyfikowania i nieustannych ćwiczeń w obawie przed desantem z Zachodu. Te trzy epoki pozostawiły w Helu trwałe ślady - te ślady są i będą magnesem dla turystów z całego świata do odwiedzania tego jedynego w swoim rodzaju miejsca na Ziemi. Miejsca, gdzie historia woła do nas na każdym kroku - ale i miejsca, gdzie ciągle spotyka się bezmyślnych złomiarzy dewastujących co się da - "bo to przecież nikomu niepotrzebne!!!", (prawie tak jak maleńka i ciasna "Izdebka"…), czy też zwyczajnych złodziei określających się czasem szumnymi mianami "kolekcjonerów militariów". Ci, którzy są nimi naprawdę cieszą się na wieść o naszym Muzeum, cieszą się, że uratowane przez nich pamiątki przeszłości ujrzą światło dzienne i znajdą wdzięczną publiczność. Wielu ludzi w Helu poświęca swój czas i siły, żeby całkiem za darmo wesprzeć tę ideę, a wielu innych puka się w czoło mówiąc, że co ich to obchodzi…
Biegnę nad Zatokę wolną już od lodów, biegnę, bo tnie ostro zimny, choć orzeźwiająco świeży wiatr. Na plaży masy mew i łabędzi - wszystkie wyglądają na zdrowe i zadowolone - może dlatego, że nie ma tu ani jednego kaczora?
W porcie gotowa już bryła stojącego na trójkącie pirsów "helskiego jaja" - nowa, potężna dominanta widokowa Helu od strony Zatoki.
Zimno, mroźno - a tu wbrew pozorom sezon zbliża się wielkimi krokami - Hel szykuje się do LATA, do wielu imprez, do poszerzenia swojej oferty, do przedstawienia się szerszej liczbie ludzi, do fachowego zaprezentowania się światu.
Wiosną oczekujemy także wizyty zaprzyjaźnionych z nami norweskich pasjonatów militariów z muzeum w Trondenes, baterii, w której stoją identyczne działa jak stały w Helu. Jednak bohatersko walczący z Niemcami Norwegowie mieli to szczęście, że te działa po wojnie pozostały u nich i przez kilka lat pełniły służbę w norweskiej armii - broniąc dla odmiany Norwegii przed spodziewanym atakiem ze Wschodu!!! - Czyż nie jest to jakaś szczególna ironia historii, że walczący w czasie Wojny ramię w ramię żołnierze Norwescy i Polscy szykowali się potem do walki przeciw sobie? Na szczęście - to już przeszłość - choć historia uczy nas, że zawsze znajdą się idioci gotowi popchnąć swój Naród w przepaść wojny, dla swojej żądzy władzy, bezmyślności i własnych płaskich interesików. Nasi przyjaciele z Norwegii opowiadają nam o swoich doświadczeniach, wspierają nasze zamiary i starania. Warto tu wspomnieć o ciekawostce - Norwegowie nastawieni zawsze bardzo antyhitlerowsko i podobnie jak Polacy walczący odważnie przeciw liczniejszemu przeciwnikowi, a potem porzuceni przez Aliantów i oddani pod Niemiecką okupację - zachowali po Wojnie nazewnictwo mamucich armat - "Adolfkanone". "One się tak po prostu nazywają" - pisze Martin Vahl - "i żaden z naszych chłopców odbywających tu służbę wojskową nigdy nie myślał o tej nazwie jako czczącej znienawidzonego dyktatora", a historia tych dział to po prostu ogromna, międzynarodowa lekcja historii.

29 stycznia 2006

Wyjątkowo ciężka w tym roku zima zamroziła cały port helski i zasypała śniegiem cały Hel. Ptaki mają ciężkie życie... Jeden z młodych łabędzi schronił się na terenie "Psa Morskiego" - skąd trafił na przechowanie do helskiej ptaszarni prowadzonej przez p.Cz.Bubienkę - helskiego Strażnika Miejskiego, a jednocześnie hobbysty - hodowcy ptaków.
fot.W.Waśkowski

12 lipca 2005

W Helu powstaje wspaniałe Muzeum Obrony Wybrzeża - to na razie nazwa robocza, nieoficjalna. Jego pierwszą siedzibą będą restaurowane właśnie dwa obiekty baterii Schleswig-Holstein, największej na świecie baterii dział nadbrzeżnych kalibru 40,6 cm. Obiekty są restaurowane dzięki wsparciu gminy Hel i funduszy z Unii Europejskiej, a prowadzi to Sekcja Ochrony Zabytków Militarnych stowarzyszenia "Przyjaciele Helu". Przestronne pomieszczenia w tych obiektach pozwolą na przedstawienie trzech epok obrony Wybrzeża - polskiej w latach 1919-1939, niemieckiej, okupacyjnej w latach 1940-1945 i wielkich polskich inwestycji obronnych z lat "zimnej wojny" 1945-1974.
Otwarcie Muzeum przewiduje się wstępnie na pierwsze dni maja 2006. Z niemałym trudem odtwarza się zdewastowane i rozkradzione przez lata wyposażenie stanowiska artyleryjskiego nr 2 i górującj nad lasem wieży kierowania ogniem.
Muzeum poszukuje pomocy sponsorów w zamian za ich reklamę - bo potrzeby są ogromne.
Samo ogrodzenie imponująco wielkich obiektów pociągnie wielkie koszty, a bez tego nie sposób myśleć o ochronie szykowanych do wystawienia zbiorów.
Pracujący społecznie organizatorzy Muzeum z mrówczą dokładnością starają się odtworzyć jak najwięcej informacji historycznych dotyczących niezliczonych obiektów militarnych znajdujących się na helskim Cyplu - w dawnym Rejonie Umocnionym Hel. Niektóre drobne odkrycia są zaskakujące - udało się na przykład uruchomić bez żadnego problemu poniemiecką studnię głębinową znajdującą się w samym środku bunkra artyleryjskiego, porzuconą ponad 60 lat temu. Odtwarza się wyposażenie pomieszczeń, szykuje się wiele plansz poglądowych, zdjęć historycznych i wszelkich oryginalnych eksponatów. Oczekuje się, że Muzeum stanie się magnesem przyciągającym do Helu turystów z całego świata, a jednocześnie jego istnienie położy kres rozkradaniu resztek militariów przez prywatnych poszukiwaczy, których w większości można niestety określić wyłącznie mianem pazernych na pieniądze złodziei....

12 maja 2005

Czytałem sobie właśnie "Suchy dok" - dzieje pobytów Karola Olgierda Borchardta w kolejnych szpitalach (ze świetnej książki "Kolebka Nawigatorów") - gdy ślepy los zawiódł mnie znienacka do szpitala w Helu...
Miło mnie zaskoczyła sympatyczna i fachowa obsługa - od lekarza aż do salowej - tak różna od tej w wielkomiejskich szpitalach. Spokój, cisza, mam czas na pisanie i ułożenie sobie w głowie minionych dni w Helu.
O 4 rano budzi mnie piękny ptasi koncert - niestety czasem przerywany basowym dudnieniem lokomotywy dieslowskiej z pobliskiego dworca PKP. Wokół szpitala biwakuje kilkanaście sympatycznych i bynajmniej nie wychudzonych kotów - to także pomaga w jakiś sposób radzić sobie z własnym organizmem, samotnościa i oderwaniem od bliskich...... Przyjaciele pojawiają się zresztą u mnie często - wyraźnie zainteresowani, czy jeszcze oddycham, ;-))) ale te wizyty naprawdę stawiają mnie na nogi.
W wolnych chwilach rozpamiętuję, jak jeszcze raz, ponownie, zwiedzałem ze znajomymi Cypel. I znów zobaczyłem wiele militariów, których istnienie dotychczas tylko podejrzewałem. Ich mnogość może przyprawić o zawrót głowy - jak to zagospodarować, jak obronić przed wandalami i złodziejami? Potrzeba w Helu sprawnych menadżerów, którzy się tym zabytkom poświęcą, zorganizują wszystko od podstaw, poczynając od całorocznego pilnowania obiektów aż do rozpoczęcia szerokiej reklamy i opracowania własnych schematów zwiedzania. Tego jest tu po prostu niewyobrażalnie dużo - a zwiedzanie "wszystkiego" byłoby dla turysty nużące. Helskie obiekty, fascynujące zamienioną w beton myślą wojskową z trzech epok, o niebo ciekawsze od ruin Wilczej Jamy w Gierłoży są jak dotychczas znane tylko garstce entuzjastów.
U nas na posesji "wytropiono" dwa jeże. Nie wiem, "jak to robią jeże", ale napewno nie otoczone przez rozgoraczkownych "przyjaciół przyrody" i oświetlane latarkami. Trzeba było w końcu rozproszyć zgromadzonych niemal siłą.... Ale już wiemy - ta bezładna kupa zielska i kompostu przy naszym płocie ma swoją rolę użyteczną i jeże miałyby bardzo za złe jej zniszczenie.
Na Wybrzeżu zakończył sie protest rybaków dorszowych przeciwko wydłużeniu okresu ochronnego na dorsza z 2 do 4,5 miesięcy. Zawarto kompromis - za ten dodatkowy okres rybacy otrzymają rekompensatę finansową. Czyli było warto walczyć! - Choć z drugiej strony w innych krajach Unii rekompensata jest podobno za cały okres przymusowego przestoju kutrów....
p.s. własnie się dowiedziałem, że mija 100-letnia rocznica urodzin Karola Olgierda Borchardta...

17 kwietnia 2005

Od tego roku nad "Psem Morskim" góruje nowy helski apartamentowiec - chyba pierwszy tak ładnie rozwiązany i estetyczny budynek wielorodzinny w Helu. Wszystko już kwitnie jak szalone… tak rewelacyjna pogoda w połowie kwietnia zaskoczyła nawet nas...

Pierwszego dnia opalaliśmy się na plaży na Cyplu, a Panie nawet brodziły po wodzie szukając skarbów. Oprócz jednego bursztynka znalazły m.in. bluzkę, majtki, buty i skarpety - a ponadto masę warzyw wyrzuconych przez wodę. Zrobiły z tego "instalację artystyczną" p.t.: "morze żywi i odziewa".

Turystów mało - widocznie horrorystyczne pogody o deszczowym i zimnym weekendzie ich wystraszyły. …

ARMADA w końcu otwarta i znów w rękach Danusi - bierzemy udział w inauguracji rozkoszując się rybkami w różnych postaciach…mniam!!! …

W porcie smętnie kołysze się na cumach stary i zardzewiały holownik "OTZIVCZIVYJ", (pol.:życzliwy, miłosierny, dobroczynny, pełen zrozumienia) który wiele miesięcy temu ktoś sprowadził do Helu.
Na tzw. TRÓJKĄCIE rośnie budynek zwany już popularnie "helskim jajem" - wydaje nam się, że już w założeniu za mały i za ciasny na potrzeby użytkowników portu. W tak położonym budynku powinny się zmieścić Kapitanat Portu wraz z informacją turystyczną, toalety i prysznice i kawiarnio-restauracja z widokiem na wody Zatoki. Co będzie tam naprawdę - zobaczymy aż w roku 2006, bo w tym roku zainteresowani mogą tylko obserwować, jak rośnie jajo-podobny budynek. …

Z trzech helskich tarasów kawiarniano-widokowych ("Rudy kot", zasłaniająca widok paskudna buda kawiarni Singidunum i bar na molo) nie ostał się obecnie ani jeden… Na miejscu "Rudego kota" i straganów w jego sąsiedztwie wyrosło kilka nowych budynków, w istotny sposób zmieniających na lepsze widok Helu od strony Zatoki. …
Ciekawe, czy w tym roku Burmistrz Helu też da zgodę na zasłonięcie wspaniałego widoku na Zatokę - widoku, dla którego przybywa tu tylu turystów!!! - jakimiś kolejnymi paskudnymi budami…

Bej szaleje w płytkiej wodzie Małej Plaży, my leniuchujemy w słonku…

14 listopada 2004

Cisza... Wszechogarniająca cisza... Nocą, gdy spaceruję z Bejem, nie ma ani krzty wiatru. Jest tak cicho, że słyszę naraz rozmowy wielu ludzi w kilku domach przy ulicy i własne kroki.. Jakims cudem nie gra żaden telewizor, słyszę tylko głosy - wyraźnie, bardzo wyraźnie. Wrażenie aż klaustrofobiczne, jak z horroru, czuję się otoczony ludźmi, których nie widzę....
Rano w porcie witają nas przeraźliwe krzyki ogromnych mew, czatujących na flądrowe ochłapki wyrzucane beztrosko z łodzi rybackich do basenu portowego. Setki rybich głów zbyt dużych aby poradziły sobie z nimi mewy idą na dno portu... A potem jacyś esteci narzekają na brudną wodę w porcie...
Kawiarnia blokująca widok na Zatokę w końcu się wyniosła. Czy celem kawiarni powinno być szpecenie widoku? Teraz zostały już tylko prymitywne budy kas Żeglugi "doklejone" do budyneczku Kapitanatu Portu.
Mimo późnej pory roku turystów w Helu sporo. Wszędzie, mimo dni świątecznych trwaja gorączkowe prace budowlane. Idziemy przez las na plażę bałtycka, w absolutnej ciszy słyszymy orkiestrę wojskową od strony latarni morskiej - dziś obchody Święta 11 listopada..
Rankiem do portu wchodzi samotny jacht pod amerykańską banderą, ale z polską załogą. Mewy latają wysoko, coraz wyżej - jak mówią doświadczeni rybacy to oznaka nadchodzącego sztormu. Liczne, opuszczone kutry stoją przy nabrzeżach i czekaja na lepsza pogodę. Wiatr potężnieje, pojawia się słoneczko. W naszym ogrodzie kwitnie jeszcze masa kwiatów. Jest pięknie...

9 sierpnia 2004

W początkach sierpnia Hel pęka od natłoku turystów.... Wszyscy zjechali na te jedyne dwa tygodnie w roku, jakby kiedy indziej Hel przestawał istnieć... Zadowoleni są restauratorzy i hotelarze - ale tak krótkie zadowolenie na cały rok - to za mało...
Dostęp na Cypel jest wolny - nie ma już tam oazy spokoju, ale zwiedza się już bez dreszczyka niepotrzebnej emocji, legalnie. Woda w morzu cudowna, ciepła i czysta....
Hiobowe wieści od Władz wojskowych wstrząsnęły helanami - już zaczynają żałować wojska - które do niedawna sami z uporem wyrzucali z Helu.
Po 30 latach służby w Helu, 6 lipca opuszczono bandery na sześciu helskich ścigaczach - 11 Dywizjon Ścigaczy został rozformowany, okręty pójdą na złom. Dowódca garnizonu Hel - kontradmirał A.Rosiński powiadomił, że Hel opuści ponadto 13 Dywizjon Trałowców i 43 Batalion Saperów, oraz że przewiduje się likwidację Dowództwa 9 Flotylli Obrony Wybrzeża....
Czy Hel zamieni się w wymierające zimą letnisko jak wiele miejscowości na Wybrzeżu?? - oby się tak nie stało... Dotychczasowe, kilkuletnie "osiągnięcia" w zagospodarowaniu Helu polegające przede wszytkim na stawianiu wszędzie, bez ładu i składu setek obrzydliwych bud z tandetnymi pamiątkami zdają się marnie rokować na przyszłość.....

4 lipca 2004

Sezon w Helu rozpędza się nader powoli.... Na tzw. "Trójkącie" czyli na placyku, stworzonym przez łączące się trzy mola portu, powstaje dopiero solidna budowla z desek - będzie to bar z tarasem widokowym na górze. To będzie rewelka! - ale ciągle w budowie i trudno jej "urodę" ocenić.. Natomiast rejon wejścia na molo został tak zapchany szpetnymi budami z różnym handlem, że doprawdy odechciewa się przepychać przez to wszystko do portu.
W radiu burmistrzowie Władysławowa i Sopotu wypowiedzieli się oficjalnie, że prognozy pogody, zwłaszcza te telewizyjne są CELOWO FAŁSZOWANE - aby zniechęcić Polaków do polskiego morza i przekonać ich do wyjazdu za granicę. Biura podróży mają wielką kasę - i podobno tak właśnie te audycje sponsorują. Brzmi to nader prawdopodobnie... W Helu pogoda bardzo zmienna - błyskawiczne burze z fruwającymi parasolami i za pół godziny słońce i ani śladu po kałużach... Chodzimy porozbierani i cieplutko nam.
W porcie u nasady najnowszego pirsu żeglarskiego stanął wysoki maszt z kamerą nadzorującą basen jachtowy.
Nasza "faworytka" - stateczek Santa Maria dalej naciąga gości - reklamuje półgodzinne rejsy "w krainę tysięcy kormoranów, do Portu Wojennego i na Cypel" - a z tego wszystkiego robi tylko króciutką trasę - w stronę Portu Wojennego i w stronę Cypla...
Po Helu jeździ Melex z przyczepką - można sobie wynająć na dowolną trasę. Można wynająć także benzynowe skutery - wypożyczają je dosłownie co krok!
Żywimy się dalej "Pod Brzózką" - palce lizać! - szkoda tylko, że warunki takie spartańskie..
Jak wynika z ostatnich projektów planu zagospodarowania terenu i półoficjalnych informacji Władze Helu uparcie chcą rozparcelować (czytaj - sprzedać!) Małą Plażę - czyli na zasadzie: wziąć kasę i w nogi - a po nas choćby potop!! A po Małej Plaży pozostanie tylko wspomnienie... Raz już wojsko "odgryzło" wielki kawał Małej Plaży rozbudowując po wojnie Port Wojenny - ale to były inne czasy i inna hierarchia potrzeb, ale teraz okroić ją dalej i to przez Władze miasta?? Straszne...

14 czerwca 2004

W Helu powitały nas wielkie zmiany w porcie. Po pierwsze - dokładnie w rocznicę zeszłorocznego, największego w Helu pożaru lasu - 31 maja, wybuchł pożar magazynu "Kogi-Maris" stojącego na portowym nabrzeżu. Ogień był tak potężny, że w ośmiogodzinnym gaszeniu wzięły udział jednostki straży sciągniete z całego Półwyspu, a ponadto w gaszeniu walnie pomagał swym działkiem wodnym statek ratowniczy Sztorm-2.
Spłonęło ponad 110 ton śledzia i szprota solonego, pozostało ogromne pogorzelisko a na nim masa nadpalonych, niemiło pachnących resztek po beczkach z rybami - aż się to prosi o uprzątnięcie....
Na nabrzeżu portu zainstalowano stały, 5 tonowy dżwig kranowy mogący przekładać ładunki bezpośrednio z kutrów na ciężarówki.
W basenie jachtowym zainstalowano pierwszy w Helu pomost pływający do którego i łatwiej cumować i więcej jachtów się dzięki niemu zmieści w porcie.

Wszędzie w Helu - i w mieście i w drodze do morza widać nowe, estetyczne i chyba dość idioto-odporne ławki ufundowane przez dziennik FAKT, a ponadto w wielu miejscach zamocowano rowerowo-psie stojaki - także z reklamą FAKTU i hasłem "Można się przywiązać!". Można tylko pogratulować FAKTOWI doskonałego pomysłu promocyjnego - stosunkowo niewielkim kosztem wchodzi przebojem do świadomości wszystkich odwiedzających nasze miasto i to wchodzi sympatycznie i pozytywnie!
Nasz pobyt tym razem pod znakiem prac ogródkowych - znaleźliśmy zaledwie czas, aby "Pod Brzózką" na nowo zasmakować w świetnej grochówce i rewelacyjnym dorszyku...

Po majowym weekendzie Wojsko i Władze cywilne utrzymują fikcję zamknięcia Cypla dla turystów. Fikcję - bo wchodzi tam każdy kto chce i kiedy chce...
Patroli żandarmerii i w mieście i na terenie Cypla jak na lekarstwo - my nie spotkaliśmy przez tydzień żadnego... Z jednej strony kwitnie chuligaństwo i bandytyzm, a z drugiej strony miejscowe wojsko (w tym i żandarmerię!) "szkoli się" tak, aby się z tymi zagadnieniami nie stykały. Nie tylko my sami, ale 100% naszych znajomych chciałoby widzieć w wojsku ostoję porządku i spokoju - wystarczy sama obecność CZĘSTYCH i LICZNYCH patroli!! - no i gdzie wojsko ma szukac lepszej praktyki przed coraz częstszymi zagranicznymi misjami? Takie patrolowanie w żaden sposób nie naruszy polskiego prawa i nie zwiększy kosztów utrzymania żołnierzy - i nikt mnie nie przekona, że potrzeba czegoś więcej, niż tylko odrobinę dobrej woli, żeby taką ochronę Helowi zapewnić - no i byłby to dodatkowy smaczek egzotyki dla turystów :-))

4 maja 2004

Hel wita nas śliczną jak zwykle pogodą i lodowatym, ostrym wiatrem. W nocnej ciszy ostro świecą gwiazdy i przejmująco słychać huk nieodległego morza.
Spacerujemy po pustym jeszcze Helu i rozkoszujemy się brakiem kramów z plastikiem, ciszą i spokojem...
Wchodzimy do Unii - Hel także :-))) W nocy idziemy do portu na spacer - na Ratuszu wisi już unijna flaga, oprócz helańskiej i polskiej. Naprzeciw na placyku pierwszy w Helu okrągły słup ogłoszeniowy - na razie zadziwiający brakiem ogłoszeń czy plakatów.
Oficjalnie otwarto dostęp na Cypel - ale "tylko na 3 dni i tylko do baterii Laskowskiego". Opustoszałą od lat uliczką wiodącą na Cypel walą świątecznie rozradowane tłumy - nasza grupa odróżnia się "pierwszomajowymi" strojami, jest wesoło, nastroje piknikowe... Działo baterii Laskowskiego dosłownie oblepione przez turystów, którzy włażą wszędzie, gdzie się da - wbrew pozorom nie szkodząc wcale zabytkowi. Tymczasem lokalni złodzieje nie próżnują i mimo jasnego dnia usiłują wywieźć na złom jakieś skradzione elementy żelazne z Cypla. Na szczęście zostają ujęci, ale brak wszelkiej kontroli zachęca do złodziejstwa.
Nikt jakoś nie chce zrozumieć, że najlepiej byłoby, gdyby wojsko ostro i stanowczo pilnowało porządku na tym terenie - wpuszczając jednocześnie każdego chętnego do zwiedzania. To jest wyłącznie problem organizacyjny i żadnych kosztów przecież nie wymaga - żołnierze tyle samo zjedzą siedząc w koszarach czy patrolując - a taka realna ochrona terenu przed dewastacja to też jest forma szkolenia dla naszej umundurowanej młodzieży. Cóż, kiedy władze cywilne wolą drzeć z władzami wojskowymi koty, zamiast zgodnie i w pełni współpracować.... Wielu Helan już obecnie podziela naszą opinię, że likwidacja wojskowych rogatek była błędem - wzrosło bezhołowie, a dla porządnych ludzi te szlabany nie były żadną przeszkodą, wręcz przeciwnie - oryginalna atrakcją. No ale cóż - nie odwróci się czasu...
Tuż przy Fokarium powstaje nowa dominanta Helu widoczna z dala, od strony zatoki - wysoki, zgrabny dom zbudowany na miejscu baru "Gryz"
W ARMADZIE już rządzi nowy najemca i nowy kucharz, odwiedzamy z powodzeniem i ze smakiem Checz, Admirała Nelsona i Fiszerię. Wszyscy objadamy się do wypęku i ruszamy się dziwnie chwiejnie i ociężale...

14 marca 2004

Już wszedzie czuje się wiosnę.... Przenikliwy wiatr od morza upaja swoją świeżością, cudownie się tu oddycha.. Ale na morzu sztorm, a kutry z konieczności leniuchują.
Idziemy nieśpiesznie Leśną nad Bałtyk. Tu plaża znów powiększona, bezkresna, czysta jak umyta. Bej szaleje w płytkiej wodzie, wokół pusto, idziemy spacerkiem naokoło Cypla.
Od tego roku wojsko częściowo opuściło "koniec końca" Helu. Płoty wojskowe już zdjęte, choć straszą jeszcze skryte w wydmach czy krzakach pozostawione przez wojsko tablice. Po raz pierwszy, legalnie, idziemy na Cypel. Plaża się bardzo pozmieniała, tu morze dodało, tu ugryzło, masa patyków, kamyków muszelek - znajdujemy nawet dwa symboliczne bursztynki.
Rozbite stanowisko baterii Laskowskiego znów na suchym lądzie, przy nim, "za zakrętem" słonecznie i zacisznie - aż żal nam iść dalej... Ostatni kawałek dojścia do portu to niestety świeża zwałka ziemi, gruzu i kamieni - wygląda to strasznie, ale przejść się da.
Na Wiejskiej niemal wszystko pozamykane, turystów można policzyć na palcach.. W końcu lądujemy w "Checzy Kaszubskiej" gdzie nas razem z Bejem bardzo sympatycznie zapraszają. Wnętrze urządzone bardzo ładnie, miło się siedzi... Pożeramy świeżego śledzika w śmietanie z piwkiem - i jest tak cudownie, tak spokojnie...
ARMADA nieczynna i choć Bej drapie łapką w drzwi, chcąc koniecznie do środka, to niestety nic z tego. Na cały sezon letni ARMADA jest już wynajęta "zawodowemu" restauratorowi, czekamy z nadzieją jak to będzie...
W wiosennym słonku robimy porządki ogródkowe, z ziemi wychodzą już pierwsze krokusiki.
Dowiadujemy się, że jedną z dwu sieci komputerowych w Helu dotknęła zorganizowana kradzież i celowe uszkodzenie sprzętu - zawiść, czy zwyczajne złodziejstwo?
W niedzielę wiatr słabnie, zaczyna padać, kutry ruszają w morze - tam czekają ryby!

11 listopada 2003

Pierwsze refleksje ze spacerów z Bejem - stada bezpańskich psów dalej są niechcianą wizytówką Helu - a strażnicy miejscy tego jakoś nie zauważają... Jakiś pseudo-bojowy pies niewydarzonego właściciela zaatakował niedawno psa naszych sąsiadów, w dodatku wdarł się na ich ogrodzony teren! W naszym domu wszystko w pobliżu wentylatorów i okien pokryte jest czarnym, tłustym brudem - to nieustający dym z piekarni OLA - a w dodatku pieczywo z OLI w opinii naszych gości nie nadaje sie do jedzenia..
Listopadowa pogoda świetna dla rybaków - kutry nieustannie na łowiskach. Na wchodzący do portu kuter nieodmiennie czekają auta z przyczepami - odwożą ryby transportują wielkie wory z sieciami. Załogi klarują sieci i za kilka godzin znów w morze, na kilka dni i nocy nieustannej niemal pracy, bez snu, na otwartym pokładzie w zimnie i wilgoci, z przygotowywanym samodzielnie na chybcika posiłkiem z podgrzanej konserwy..... Ale jest ryba - i to już jest dobrze!
W porcie zniknęły niemal wszystkie małe motorówki tak wszechobecne w lecie, pojawił się natomiast jeden jedyny jacht - widzać tych żeglarzy zimno nie odstrasza. Podobno w sezonie letnim ma ruszyc PROM SAMOCHODOWY - Gdańsk - Hel!!! Bliższe informacje podam, gdy tylko do nich dotrę.....
Jedziemy na wycieczkę do Jastarni - ci "głupi" Jastarnicy nic tylko zamiatają i sprzątają, miasteczko zadbane aż zazdrość człowieka zżera. Estetyczne domki i sklepy, czyste i równe chodniki.... Decydenci helscy - wstydźcie sie! W Helu na środku bulwaru pozostawiono na zimę letnią budowlę kawiarni - obitą teraz dla ochrony obrzydliwa płytą wiórową - kto dał zgodę na takie okropieństwo? Czy Hel poza sezonem musi być paskudny? Nie dość, że w sezonie dawano zgodę na ohydne budy zasłaniające cały bulwar i Muzeum, nie dość, że pozwala się zeszpecić Wiejską zalewem plastikowych pamiątek, to nawet po sezonie musi być tak szpetnie? Dodatkowo, na tej budzie-ex-kawiarni, dumnie podpisany "WŁAŚCICIEL" nalepił kartki o treści: "Kategoryczny zakaz wchodzenia na taras, wejście grozi upadkowi" - może właściciel nie zna polskiego?
Pogoda przepiękna, idziemy na plażę - Bej szaleje ze szczęścia, my tez się cieszymy - bo morze oddało wielki pas plaży... No ale do lata daleko... Właścicielka ARMADY częstuje nas REWELACYJNYMI klopsami z łososia - namawiamy ją, żeby je dać do menu, ale po dyskusji stwierdzamy, że na słowo "klops" w restauracji każdy widzi jakieś zmielone odpadki i taka potrawa może nie mieć wzięcia. A szkoda...

14 lipca 2003

Wakacje już w całej pełni - a ja tyle czasu nie piszę...
Mieliśmy odwiedziny z krajów dalekich - super sympatycznej Rodzinki mojej Pani. Wszystkim nam było za mało czasu, żegnaliśmy się ze smutkiem, ale chyba zaraziliśmy ich nieco naszą miłością do Helu i mamy nadzieję że z radością powitamy ich tu kiedyś znów...
W Helu ludzi masa - choć lokalni handlowcy narzekają że mały ruch. Po prostu, z powodu polityki władz miasta powstało tyle barów, bud, budeczek i stoisk z jedzeniem - że w przeszłość odeszło chyba poszukiwanie wolnego stolika w porze obiadowej. A że wiekszość tych - pożal się Boże - "lokalików" obskurna, hałaśliwa i o pomste do nieba wołająca - to już inna sprawa.
"Ludzie to kupią, byle na chama, byle głośno, byle głupio!" - ta zasada sprawdza się niestety w Helu....
Jedyna usługa w dalszym ciągu zbyt skąpo występująca w Helu - to toalety publiczne, istniejące szczątkowo i otwarte tylko w dzień.....

W porcie trwają prace pogłębiarskie - potężna koparka zamocowana na barce, z rykiem silnika i w obłokach spalin, wyciąga z dna masy błota na zacumowane obok ogromne, żółte barki. Mimo iż to błoto na ogół dość cuchnie, masy ciekawskich z zainteresowaniem czekają, czy też potężna łyżka koparki nie dobędzie tym razem z dna portu jakiegoś zatopionego skarbu.... Barki wyciagne są po napełnieniu na głębinę i tam otwierają się na potężnych zawiasach, pozbywając się ładunku.

Potężne wiosenne sztormy, które bardzo zawęziły helską "dużą" plażę (tzn.od strony Bałtyku) dosypały jednocześnie cały nowy kawał ladu na samym koncu Cypla, od strony Gdyni.

Nasza wspólna "sympatia" - stateczek Bliza-D vel Santa Maria zniknął na szczęście z Helu - nie wiadomo na jak długo... Jachtów masa, odwiedzał nas także m.in. wielki Fryderyk Chopin.
Motorówka Hel-21 która kiedyś przyciągała oko schludnością i woziła turystów - przekwalifikowała się na łowienie ryb, może dlatego, że chętnych do wożenia ludzi coraz więcej - pojawił się na przykład w tym roku nowy, spory stateczek Nitrox przerobiony bardzo zgrabnie z rybackiego kutra .
Niestety jakość usług nie rośnie. Armatorzy pucuja statki, a ciągle nie chcą zrozumieć, że brudna, nieogolona i byle jak ubrana załoga nigdy nie przyciągnie tylu turystów, ilu mogłaby ubrana choćby w jednakowe i czyste(!), koszulki z nazwą statku i jednakowe spodnie. Inwestycja niewielka, ale zapewniam, że by się opłaciła.... A gdyby kogoś było stać na ładne "morskie" mundury, to ho-ho! - kolejka turystów gwarantowana!

Nad całym Helem po raz pierwszy na tę skale pojawiły sie masy kormoranów. Są i w porcie i na plaży, są wszędzie...

Przed kilkoma dniami zmarł w Helu jeden z najbardziej znanych i cenionych obywateli - pan Wojciech Chwirot, wieloletni i dobrze wspomninany burmistrz Helu, twórca Maszoperii i w dużej mierze także Kapitana Morgana. Wspominamy z nostalgią, że za jego rządów Hel był czysty i bezpieczny...

4 maja 2003

Dojeżdżamy późnym wieczorem, jest zimno, ciemno, zacina intensywny deszcz.... Nasi bliscy juz czekają przy bramie, następni juz dojeżdżają do Helu. Zaczynam pośpiesznie otwierać pokoje, znosić do nich ruchomości, podłączam prąd i otwieram wodę.
Szczęście, że akurat stoję w garażu koło pionu wodnego - gdy nagle z sufitu chlusta na meble potężnym strumieniem woda. Zamykam pion i pędzę na górę - w ciemności i w deszczu zaczyna sie zamieszanie... W obu łazienkach suchutko, czyli pękło gdzieś w ścianie :-(
Na szczeście pojawia się wytypowany przez nasz kolektyw przedstawiciel klasy robotniczej, mgr inż. arch. Jurek i obejmuje komendę. W pierwszomajowym czynie żąda największego młota i mimo późnej pory zaczyna walić w kafelki. Huk się niesie, gruz się sypie, a my częstujemy bliskich radosną informacją - że łazienki są, ale wody nie będzie!
Pod trzecim z kolei kafelkiem Jurek znajduje żródło - kochana firma INSTALCO wykonała tzw. gałązki w ten sposób, że mimo iż spuszczałem piony - woda w gałązkach została i zamarzła...
Szczęsliwi ze znalezienia miejsca awarii idziemy spać. Rano, tzn. tak kolo południa, schodzimy się na pierwszomajowych obradach kolektywu, gdzie towarzysz Jerzy otrzymuje zasłużone pochwały, a jedna z towarzyszek zostaje (bezskutecznie zresztą) wezwana do samokrytyki. Zgodnie z uwagą zgłoszoną do protokółu mimo majowego święta udaję się do sklepu "AS" gdzie nabywam jakieś potworne ilości złaczek, kształtek, trójników itp. INSTALCO wykonało podłączenie w sposób tak zawiły, że zamiast prostego odcinka rury z trójnikiem potrzeba aż 7 kształtek!!!
Idziemy na spacer, jest lodowaty wiatr, turysci się pochowali, puściutko i ślicznie, ale trudno długo wytrzymać w porcie. Kutry stoją i czekają na spokojniejszą pogodę...
2 maja kontynuujemy kucie i w końcu J. w tryumfie skleja instalacje i puszcza wodę.
I znów alarm! - w sąsiedniej łazience powódź - nie wytrzymała głowica kranu....
3 maja maszerując na złożenie wieńców z damską orkiestrą strażacką odkrywamy, że "AS" jest otwarty!! - nabywam kran i już po kilkunastu minutach z drżeniem serca odkręcam wodę - działa!! Wracający z plaży powiadamiają nas o jakimś potężnym pożarze w rejonie Rafinerii Gdańskiej, co potwierdzają telefony z tamtego rejonu. Udaje nam się znaleźć czas na spacer na plażę bałtycką, którą dla odmiany morze zaczęło teraz powiększać. Widać kolosalny słup dymu, a pod nim chwilami gołym okiem widać płomienie - przez całą Zatokę Gdańską!! Tam się musi palić...
Choć słoneczko jest praktycznie większość czasu, zimny wiatr zmusza do skracania spacerów. Zaczyna się niedziela, pakowanie i odjazdy.... To był trudny weekend... A zdjęcia z obchodów będą - dla wtajemniczonych :-))

13 kwietnia 2003

Hel jak zwykle wita nas słońcem i śliczna pogodą - tak wyczekiwanymi po zimowych szokach tej wiosny.
W porcie pusto, wszytkie duże kutry są na łowiskach, bo w końcu pogoda się poprawiła. Czekamy na ich powrót - ale bez skutku...
Spotykamy wszędzie grupki dziwnych nieco młodzieńcow w skórzanych kurtkach - w Armadzie, przy świetnym dorszyku, spotykamy ich znowu i dowiadujemy się, że są to marynarze z łotewskiego okrętu.
"Jaka szkoda, że nie w mundurach" - wzdycha śliczna kelnerka - "no i mieliby wieksze branie u dziewczyn!"
No właśnie! - dlaczego ostatnio marynarze chodzą po Helu w cywilu? - wstydzą się, czy co?????
Koło naszego domu zburzono w końcu ruiny starej kotłowni z potężnym blaszanym kominem - będzie tam budowany apartamentowiec. No-no.....
Idziemy na Dużą Plażę - i tu szok! - przyroda zemściła się widocznie za niewczesne żarty w "sezonie ogórkowym" (patrz nowości ) - zimowe sztormy porwały wielką część plaży, podmyły wydmy i naniosły na piasek mnóstwo różności.......
Idąc brzegiem morza przeklinamy "ekologiczne opakowania" (czytaj: potłuczone butelki) i opętanych walką z plastikiem niektórych ekologów - życzymy, żeby usiedli sobie na tym gołym tyłkiem!!
Plastik paskudnie szpeci otoczenie, to fakt - ale przyrodzie NIE SZKODZI! - w przeciwieństwie do szkła! - zrozumcie to w końcu ludziska....
A biedne, podmyte wydmy? - strach pomyśleć co z nich zostanie po sezonie letnim......

30 grudnia 2002

Wiejska cała w białym śniegu, świecą świąteczne lampki, ślicznie... Wracamy ze spaceru, pozostawiony w domu Bej wyje jak wilk - ależ ten cymbał jest rozpuszczony!!
Przy Domu Rybaka wycięto WSZYSTKIE ogromne topole osłaniające go od morza... Zgroza!
Na domu z krzywym dachem niedaleko nas przed dwoma tygodniami przerwano prace przy kładzeniu nowego pokrycia dachowego - pięknie mokną w deszczowo-śniegowej ciapie zgromadzone na dachu deski, wilgoć wciska się pomiędzy papę i fragmenty nowego poszycia...
Szaro, pochmurno, robi sie zimno, nadchodzi sztorm. W porcie na nabrzeżu samochody czekają mimo mrozu na kutry mające lada chwila wrócic z rybami. Na wodzie stoi smętna skorupka pozostała po cięciu na złom Helu-110..
Ja dalej łażę jak kaleka, bolą mnie wszystkie mięśnie mimo środków antybólowych - a lekarze radośnie stwierdzają, że nie wiadomo co to jest, ale może już zostać na zawsze!!! - Dziękuje...
Następnego dnia na dworze plucha i ślisko, aż się nie chce wychodzić z ciepłego domu. Odgarniam śnieg spod bramy, a M. mimo deszczu heroicznie myje Rudego. Idziemy na wyżerkę do Armady, spacerujemy..... już niemal za chwilę Sylwester!!

15 grudnia 2002

Wjeżdżamy na półwysep - i od razu kończy się czysty asfalt... Która to kolejność odśnieżania? Śnieg, trochę lodu, jedziemy ostrożnie i zachwycamy się widokiem zimy i haustami świeżego powietrza. Zatoka pokryta warstewka lodu, zamarzniety nawet cały port w Jastarni, lód jak okiem sięgnąć.. W Helu leży snieg, jest maleńki mrozik, śnieg skrzypi, jest ślicznie... Spać, spać!!
Ogladamy naszą nowo kupioną "posiadłość" - zaśmiecony dołek zarośniety chwastami i krzakami za naszym płotem. I o to było trzeba zrobić tyle szumu? Na pewno interwencje w Gminie za naszymi plecami nam nie pomogły....
Pierwszego dnia, po powrocie z Wejherowa (od notariusza) idziemy na obiad do Maszoperii - jedzenie dobre, ale oczekiwaliśmy nieco więcej, piwo ciepławe, zamówiony śledź w oleju okazuje się być marynowany, dorszyk taki sobie, za to sałatka zrobiona na bazie kiszonej kapusty z kminkem i dodatkami - istna poezja! i jak świetnie pasuje do rybki...
Długi spacer - w helskim porcie i okolicy ani krzty lodu, port pusty - po niedawnym sztormie dopiero teraz kutry wyrwały się na morze, po ryby. Na wodzie stoi maksymalnie już okrojona "skorupka" po rozbiórce kutra Hel-110. Do domu...... padamy spać jak dzieci..
Drugiego dnia jemy już w ARMADZIE - tu dorszyk świetny, piwko zimne - a sałatka niemal tak dobra jak w Maszoperii! Dowiadujemy się, że dawną "Tawernę u Maćka" wynajęli właściciele "Piekiełka" - życzymy im powodzenia, ale czy dadzą radę przyciągnąć klientów do tak wielkiego lokalu?
Na nocnym spacerze naszą uwage przyciąga widok dwu wysokich masztów - okazuje się, że to znana nam Zjawa IV wróciła z jakiegoś zimowego rejsu, na pokładzie ciemno i cicho..
W niedzielę świeci słońce, jest coraz piękniej z połowów wracaja kutry.. Na pożegnanie dostajemy w ARMADZIE rewelacyjną wątróbkę smażona z łososia - dlaczego ja zjadłem takie wielkie śniadanie!

3 listopada 2002

Droga w przedświąteczny czwartek była, mimo ciągłych ostrzeżeń radiowych, niezatłoczona i z dobrą pogodą. W Helu, mimo późnej pory ARMADA otwarta i gości w niej sporo. Po nocy budzi nas śliczne słońce, jest zimny wiatr, więc opatulamy się i ruszamy na spacerek. Krzyż wotywny przy porcie odnowiono tak nieszczęśliwie, że zatracił cały urok... Zdjęto olinowania, sam krzyż pomalowano okropną srebrzanką, zdjęto część "morskich" ozdób. W sumie wygląda smętnie... W basenie żeglarskim stoi na wodzie, wysoko wynurzona blaszana skorupka - wszystko, co zostało z kutra Hel-110, Spacerowiczów sporo, ale turystów się nie widzi..
Idziemy "na Bałtyk" - na dużą plaże. Po drodze zwabieni grzybowym zapachem lasu błąkamy się nieco w poszukiwaniu tychże - ale kilka godzin dało zaledwie 2 grzybki - poszły do bigosu. Plaża pusta i spokojna, niemal bez śladów wczasowych śmieciarzy, z nielicznymi śladami stóp. Dwukrotnie spotykamy "ekologiczne" śmieci - szklane butelki. Życzę wszystkim zadufanym w sobie ekologom, żeby na taką - i to stłuczoną butelkę usiedli!! Ja jednak wolę natknąć się na butelkę plastikową i każda żywa istota też...
Dochodzimy na sam Cypel, widać spore fale na Zatoce, wszędzie łowiące kutry. Wzdłuż baterii Laskowskiego wracamy do domu, na późny obiadek. Po jedzeniu jesteśmy tak zmęczeni, że wszyscy padamy do łóżek i śpimy aż do rana.
I znów słoneczko! Idziemy na cmentarz odwiedzić groby i zapalić lampki. W drodze powrotnej zatrzymujemy się w Kapitanie Morganie na piwku. Wnętrze bardzo sympatyczne, choć niektóre "plastikowe" pamiątki nie pasują do reszty i rażą tandetą.. Obsługa super. Zaczynamy czuć głód, więc mimo moich nieśmiałych protestów zamawiamy obiad na 6 osób. I nagle zaskoczenie - zamówione carpaccio z łososia (dla niewtajemniczonych - to płatki surowej ryby króciutko macerowane w specjalnym sosiku) okazuje się NIEJADALNE i wraca do kuchni.. Mój dorsz jest suchy i bez smaku, jeszcze tak kiepskiego nie jadłem - a to jest szczyt sezonu połowowego!!! Również smak innych potraw nie znalazł akceptacji, nawet fritki po prostu fatalne...... - zdegustowani idziemy przewietrzyć się do portu i wracamy do siebie. A tak chciałem zjeść dorszyka w ARMADZIE!
Rankiem - pakowanie, porządki ogródkowe i niestety, odjazd..

28 lipca 2002

Wycieczka na Ventusie - Zobacz zdjęcia!

Najpierw - dlaczego stanowczo odradzamy kontakty ze stateczkiem Bliza-D....
Wymarzyliśmy sobie zbiorową wycieczkę po morzu, z racji wielkości wybrałem Blize-D i poprosiłem Joasię o przeprowadzenie pertraktacji z szyprem... Po 2 dniach pertraktacji(!) zostało ustalone, że płyniemy do Góry Szwedów (porzuconej latarni morskiej) za 250 zł - co zajmie aż 2 godziny i może być tylko o 9 rano. Dzień przed wypłynięciem Joasia poszła się upewnić - widać miała jakieś przeczucie - i dowiedziała się, że trasa za daleka, cena za mała itd. a w ogóle to im się taki rejs nie opłaci..... Wszytko w formie "jak wam sie nie podoba, to wynocha!" Nie spodobało nam się....
Poszliśmy na Ventusa - uroczy ex-duński kuterek i tam nas przyjęto sympatycznie i z otwartymi rękami, o czym za chwilę.

Ale najpierw jeszcze o Blizie-D. Uczestnicy niedoszłego rejsu byli tak wkurzeni, że zaczęli mi wyrzucać, że właśnie ten statek proponowałem, chociaż:

  • kilkoro z nas było świadkami, jak kilka dni wcześniej załoga Blizy zrzuciła na ramię turysty ciężkie drzewce gafla, nieumiejętnie go spuszczając,
  • reklamują się że pływał na ich pokładzie jakiś "WAŁENSA" - tak mają wydrukowane na tablicach reklamowych!!!
  • "forever YUNG" - coby to nie miało znaczyć,
  • reklamują się jako "Spacer bujany" - no i nas nabujali..
  • na metalowej tablicy napisali na dole "VERTE" - a kolega próbował odwrócić i nie dało się,
  • w rejsie do Portu Wojennego mówili jakieś bzdury - opowiadała mi to poważna Pani, z którą niestety straciłem kontakt, ale dla sprawdzenia raczej nie popłynę,
  • ręcznie pisane ogłoszenia wiszące od wielu dni rażą niechlujstwem...
Tak że Bliza-D dla nas istnieć przestała.......

A teraz - jak było z Ventusem. Zobacz zdjęcia! Przyjęto nas bardzo sympatycznie i bez żadnych problemów zaakceptowano naszą ofertę. Zapłaciliśmy zgodnie z cennikiem - i wyszło taniej, niż pierwotna oferta Blizy!!! Kuter bardzo zadbany i zgrabny.
Rejs był urozmaicany przez sympatyczną załogę pokazywaniem żywych ryb i krabów, zwiedzaniem sterówki i nauką sterowania dla dzieci, wizytą w kambuzie (kuchni) dla niezwykle zainteresowanej M. - czego efektem była świetna smażona fląderka dla wszystkich uczestników wycieczki (dotychczas nie znosiłem tej ryby!). Dodatkowo wybrałem się na zwiedzanie WC i stwierdziłem że jest w stanie sterylnym i pachnącym - to też ważne...
Narobiliśmy mnóstwo zdjęć - będzie ich tu zapewne wkrótce więcej - obejrzeliśmy z morza to co znaliśmy z plaży i po starannym obfotografowaniu porzuconej latarni morskiej na Górze Szwedów wróciliśmy szcześliwi do portu zatrzymując się przy nabrzeżu z maestrią godną pochwały.

Jedyna uwaga co do wszytkich jednostek wożących turystów - nikt nie wpadł dotychczas na pomysł, żeby załogi ubrać - jeśli nie w mundury, to choćby koszulki z logo statku (możnaby je także sprzedawać) i jednakowe spodnie......
A ponadto niektórym członkom załóg to i pralnia i prysznic PILNIE by się przydały....

Byliśmy w kościele, na koncercie II Festiwalu Muzyki Kameralnej w Helu organizowanym juz drugi rok przez helanina a zarazem najwspanialszego polskiego kontratenora, solistę Opery Kameralnej w Warszawie p.Dariusza Paradowskiego. Kościół był pełny, a gorące oklaski dla artystów (niestety tym razem p.Paradowski nie wystąpił) w pełni zasłużone. Można tylko marzyć, żeby Festiwal stał się stałym elementem helskiej kultury.....No i żeby wielominutowe bicie w kościelne dzwony nie zakłócało przebiegu koncertu, jak to zdarzyło się niestety tym razem...

14 lipca 2002

Pogoda byla jak na Rivierze - morze jak na Bałtyk cieplutkie, nawet ja, stary zmarźlak taplałem się bez końca..
Turystów z helskiego portu wożą już cztery stateczki - "Sandra", "Bliza", "Ventus" i dziwoląg przerobiony z kutra "Kapitan Nemo"
Wieczorem idziemy do portu - właśnie dobił "Ventus". Młodzi ludzie wydobywają z jego zakamarków instrumenty i zaczynają z dużą werwą grać jakiś metal... Efekt jest taki, że naokoło kutra gromadzi sie zasłuchana młodzież, a my i inni powyżej 30-ki uciekają z portu w popłochu. Po raz pierwszy widziałem w sezonie ciepły wieczór w porcie i.... zero spacerowiczów! - wzmacniacze na "Ventusie" są potężne...
Baza noclegowa w Helu urosła tak, że przy malejącym jednocześnie ruchu turystycznym nastały błogosławione (dla turystów) czasy klienta - można wybierać do woli w ofertach - w skali od "łóżko pod schodami" do "apartament" - z tym że pojęcie apartamentu w Helu jest dosyć specyficzne.. Ponadto wszędzie widać dziwne wywieszki: "łazienka RTV" - ciekawa hybryda, prawda?
Sezon turystyczny nie wiedzieć czemu skurczył się do pierwszej połowy sierpnia - poza tym luz i spokój :-))
W Helu nowość - ruszyła oczyszczalnia wody i woda NA PRAWDĘ straciła żelazisty kolor i siarkowy smrodek...
Nad Armadą rusza kawiarenka internetowa - nasze dzieci są już stracone dla świata...

Z naszej wyprawy do Pucka:
W WC położonym przy bazarku panują zwyczaje sprzed 15 lat - pani "pisuardessa" wydziela skąpo po kawalku papieru..
Po obejrzeniu fachowym okiem Andrzeja stwierdziła:
- panu papier niepotrzebny!
W chwilę później zgłoszenie od Eli wywołało dialog:
- w kabinie leży mysz....
- JAKI mysz??
- zdechły...
Pierwszy raz widziałem, żeby ludzie wychodzący z WC tak się śmiali...
Potem na bazarku zgubiłem telefon komórkowy - co stwierdziłem dopiero po godzinie i tylko niezwykłej operatywności Ani i jej talentom śledczym mogę zawdzięczać jego odzyskanie :-)) Odzyskiwaliśmy siły w urokliwej kawiarence "wiszącej" nad portem jachtowym. Widoki za oknem - niezrównane! - dlaczego w Helu się tak nie da zrobić??? :-(((
Niestety, przy wszystkich urokach i zaletach Helu jego zadbanie, estetyka i czystość wypadają w porównaniu z innymi miasteczkami na Półwyspie coraz gorzej - i jest to opinia powtarzana niemal przez każdego z naszych znajomych.........Smutno

6 maja 2002

Powitał nas księżyc w pełni, dziarsko świecący na pełnym "kłaczków" niebie. Pogoda miała być zmienna - i taką się też okazała.... Tak nagłych zmian pogody nie doświadczyliśmy chyba nigdy - palące słońce i duszący upał zmieniał się w ciągu kilkunastu minut w dotkliwie lodowaty wiatr szalejący pod ołowianym niebem - a za chwile - znów upalnie!!! Koniec weekendu miał już pogodę zdecydowanie słoneczna - ludzi zjechało się do Helu jak w szczycie sezonu - 3 maja trudno było się przepchnąć przez Wiejska....
Przybycie Naszego Kolegi J. przed dniem majowego Święta uczciliśmy starannie wyreżyserowanym powitaniem - z szampanem, tacą i kieliszkami udaliśmy się na przystanek autobusu. Przechodnie dziwnie jakoś patrzyli widząc poprzedzające naszą grupę dwie dziewczynki z bukiecikami kwiecia, powtarzające na głos: "Witamy towarzysza sekretarza".. W zawartym szeregu czekaliśmy.... Już jedzie!!!! Dziewczynki rzuciły się z kwiatami, a po chwili i nasz szereg złamał się w indywidualnych powitaniach..
Potem liczne spacery, plażowanie, odwiedziny Armady z jej smakołykami i zimnym piwkiem........Było dobrze!
Stałym punktem odwiedzin w porcie stał się tonący kuter Hel-110. Zastanawialiśmy się jak to jest, że okoliczni złodzieje kradną na złom zabytki militarne i tory kolejki - a na złom z wraka jakoś nie ma chętnych....Któregoś wieczoru, gdy wracaliśmy od kutra, drogę na nabrzeżu zastawił Bejowi wygięty w pałąk i syczący kot. Grzecznie zeszliśmy na bok, a kot smyrnął bokiem nabrzeża i dziarskim susem zniknął w wnętrzu wraka. Widocznie stały mieszkaniec......
W rejonie "Psa Morskiego" pojawiła się CZARNA DZIURA" - najpierw zniknęła w niej nowa śliczna bluza z polaru, (co prawda niektórzy twierdzą, że to na skutek uprawiania tańca go-go wokół latarni) a następnie telefon komórkowy - żeby było trudniej znaleźć - nie naładowany.... nic tylko Marsjanie atakują!!
Nasi znajomi zaliczyli rejs do Baltijska - cena 10 zł, ale sądząc po reakcjach podróżników - raczej nie polecamy :)))

24 marca 2002

Ojej, jak dawno nie pisałem..... Hel powitał mnie zaskakująco - wracałem właśnie od latarni morskiej Wiejską, gdy nagle - rozległo się bicie dzwonów, w które wdarł sie donośny głos trąbek wygrywających hejnał Helu. Zrobiło się tak uroczyście, jakby to było jakieś specjalne powitanie :-))))) Jakbym był na filmowym planie i za chwile miały otworzyć się bramy domów z których wypadną rozśpiewane dziewczyny z bukietami kwiatów....
Ale wiał tylko lodowaty sztormowy wiatr i na ulicy nikogo :-(((
Ostatnie sztormy poważnie uszczupliły Małą Plażę, przy Porcie Wojennym zrobiło się wręcz piaszczyste urwisko... No ale miejmy nadzieję, że jeden dobry sztorm z innego kierunku i plaża wróci na swoje miejsce :-))) Bej szaleje po plaży ale do wody wchodzi rzadko i bez entuzjazmu.....zimno...
Sztormowa pogoda zatrzymuje kutry w porcie, połowy są mocno utrudnione.... Sztormy uszkodziły poważnie stojący obecnie w basenie żeglarskim stary i zaniedbany kuter Hel-110 - wydaje się, że jego losy są już przesądzone....
W naszej ulubionej "ARMADZIE" wspaniałe zmiany - jest drewniany strop wsparty na belkach, są nowe okrętowe lampy, jest system wentylacyjny ukryty w stropie. Właścicielka informuje nas ze smutkiem, że dzis ma "tylko dorsza" co wywołuje okrzyki naszego entuzjazmu - dorsz to jest to!!
Po kieliszeczku wspaniałej "Jaszczurówki", sącząc leniwie piwko pod świetnie usmażoną rybkę siedzimy i gadamy, gadamy.... Ku naszemy zdumieniu schodzi się sporo bardzo sympatycznej młodzieży - inne lokale świecą dziś pustkami...


Wizyta u "Psa Morskiego" ->