SOS MI VIDA (jesteś moim życiem)

Człowieku, życie jest straszne, uśmiechnij się!

(Helska Bliza …………….)

 

Kiedyś przypadkiem skacząc po kanałach załączyłem na TV4 film, który mnie oczarował i na długo przykuł uwagę. Jak tylko gdzieś wymienię jego tytuł – już słyszę okrzyki oburzenia i niedowierzania  (nikt z moich zgorszonych rozmówców nie widział ani kawałka) – to argentyńska telenowela „Sos mi vida” – czyli „Jesteś moim życiem”.

 

Cóż takiego zauważam w tym gniocie, co pociąga mnie do oglądania dalszych odcinków i reklamowania go znajomym? Otóż film nakręcony jest w rzadko spotykanej konwencji klasycznej Commedia dell’arte – powstałej w XVI wieku błazeńskiej komedii ludowej. W podobnym stylu nakręcone było słynne, uwielbiane „'Allo 'Allo!” – lecz tam rzesza widzów była o wiele szersza, bo nikogo nie odrzucała etykietka telenoweli latynoamerykańskiej.

 

A obejrzeć „Sos mi vida  warto! – także dlatego, że nie ma tam okropnych amerykańskich śmiechów z taśmy nadawanych w momentach wskazywanych przez reżysera, a śmiech widza powoduje wyłącznie cudowna, karykaturalna gra aktorska schematycznych postaci komicznych, które w  Commedia dell’arte zwano słusznie „maskami”  To pełna humoru, ale i dramatyzmu, zaskakująca nieustannie niespodziewanymi zwrotami akcji burleskowa opowieść, której wrzący wydarzeniami scenariusz jednego, jedynego odcinka mógłby obdzielić pomysłami cały długi polski serial.

 

Główny bohater kierowca wyścigowy i bogaty biznesmen Martin Quesada to istny Comico inamorato - nudny i bezbarwny kochanek, wokół którego kręci się plejada innych postaci. Dwie walczące o niego kobiety – okrutna, podstępna i zdradziecka Constanza zwana przez wszystkich Mumią i słodka, szlachetna romantyczna bokserka(sic!) Esperanza Monita barwna, szalona Kolombina – to dwie wspaniałe role skrzące się humorem i huśtawką nastrojów.

 

Dwa światy w których na co dzień porusza się Martin – to jego dom z przybranymi dziećmi i niekochaną żoną Constanzą – oraz jego firma zaludniona barwnymi postaciami – poczynając od Monity przez brawurową, uroczą recepcjonistkę Mercedes i na lilipuciej kochliwej Paragwajce (cos jak u nas Ukrainka) Kimberly bynajmniej nie kończąc. 

 

Jest jeszcze czynszówka - niezwykły dom Monity i jej znajomych – „slums” jak określają to stale bohaterowie serialu, niezwykły z racji przewijających się tam postaci i niesamowitych sytuacji. Kluczową postacią tego „mieszkaniowca”  jest istny Arlekin - zwariowany Quique, nerwowo gestykulujący neurastenik, pleciuch, tchórz i pasożyt żerujący na swojej matce, podstarzałej lecz kochliwej Nieves, wplątujący nieustannie siebie i innych w nieprawdopodobne sytuacje bez wyjścia – z których oczywiście dzięki konwencji wychodzą nieustannie bez draśnięcia.

 

Bohaterowie opowieści byli już ranni, oślepieni, truci a nawet zabijani – lecz zawsze okazywało się, że dzięki jakiemuś trikowi scenariusza wrócili do zdrowia. Rolę Scapino  pełni tutaj dwu przerażających – ale i śmiesznych bandytów, którzy są jednocześnie „znajomymi-krewnymi-współlokatorami-przyjaciółmi” swoich ofiar. Falucho i Eduardo nieustannie wymyślają krwiożercze plany godne bandytów z „Kevin sam w domu” – ale o niebo lepiej zagrane i zaaranżowane.

 

W tle wszystkich niemal wydarzeń przewija się mający wiele z Poliszynela  Alfredo - totumfacki Martina, podstarzały, czasami nieudolnie podstępny, ale zawsze pełen uroku i nieustannie rozkochujący w sobie wszystkie bohaterki po kolei.

 

Świetnych postaci jest tu bez liku i nie mam tu zamiaru wymieniać wszystkich. Większość z nich to prawdziwe perełki aktorstwa, dające brawurowe obrazy naszych codziennych, ale przedstawionych w krzywym zwierciadle zachowań. Tu niemal każda z postaci musi wejść w konflikt z każdą, ale musi się także w niej zakochać (lub chociaż głęboko zaprzyjaźnić, jeśli nie jest płci odmiennej), przeżyć chwile uniesienia i gorycz odtrącenia. Jeśli zaakceptujemy już umowność tego filmu, to będziemy się nim świetnie bawić i stwierdzimy, że jego postaci mimo przyjętej sztampy bynajmniej nie są papierowe, że mają głębokie przeżycia, które nas na zmianę śmieszą do łez i wzruszają do głębi.

 

Ten serial jest wspaniałą odtrutką na okrucieństwa dzisiejszych czasów, na ogłupiające polityczne skandale, na panującą głupotę i zakłamanie. Ten serial przedstawia wszechobecne zło i tragedie życia, ale tak, że możemy się z nimi pogodzić i cieszyć się tym, że z każdej sytuacji jest wyjście, że każdego durnia i zakłamanego świętoszka dosięgnie w końcu zasłużona kara, że każde zło wyrządzone dobrym ludziom zostanie odwrócone i zemści się na jego animatorach.

To miłość, a nie nienawiść zwycięża u bohaterów tego filmu i to przesłanie powinniśmy wziąć sobie głęboko do serc. A życie traktować z humorem, bo ponuracy są zakałą ludzkości….

 

Valle, © Władysław Szarski