Paradoks okrutnej historii
Brat brata
zabija, płacząc nad jego losem
Ale skrycie
potrząsa suto wypchanym trzosem
Gotfryd V.Gray
Historia
ludzkości jest okrutna. To historia przemocy, mordowania i okrucieństw. Nawet większość
religii świata (z katolicka na czele) zagrzewa do walki „w imię Boga” – choć jak pomyśleć trzeźwo – jest to ewidentne
nadużycie imienia Pana Boga…
Cały nasz świat jest oparty
na zabijaniu – zabijamy zwierzęta aby żyć i zabijamy
innych ludzi, którzy rzekomo „nie dają nam żyć”. Jeśli chodzi o powody do
legalnego zabijania innych – to dziwnie łatwo jest znaleźć stosowny pretekst i to co w małej skali jest karalnym morderstwem, w wielkiej
okazuje się cnotą i zaszczytnym obowiązkiem.
Szczerze
uważam, że nasze Muzeum Obrony Wybrzeża nie propaguje wojny i militaryzmu – a
ma za zadanie tylko o nich opowiadać i przed nimi ostrzegać. Co prawda –
projektanci, producenci i handlarze bronią też czują się niewinni, mydląc sobie
oczy opowiadaniami o roli w zaprowadzaniu porządku i spokoju, zaledwie.
Dziś
chcę tu opowiedzieć – dość wyrywkowo – o dynastii najpotężniejszych,
najbardziej znanych fabrykantów broni – o niemieckiej rodzinie Krupp. Jej
historia zaczęła się jeszcze przed wojną trzydziestoletnią w 1587 roku i
rozwijała się przez lata.
W
1887 kwitnącą firmę zbrojeniową objął kolejny dziedzic Krupów - Friedrich
Alfred.
Los chciał, że oprócz
znakomitych zdolności do prowadzenia firmy, rozwijania sprzedaży i bliskich
kontaktów z cesarzem Prus Wilhelmem II - Friedrich Alfred lubił poszaleć ze
swym przyjacielem malarzem w swojej willi na Capri. Choć Friedrich Alfred miał
żonę i dwie córki – został tam przyłapany w 1902 roku w niedwuznacznej,
gejowskiej sytuacji ze swym przyjacielem, co wywołało gigantyczny skandal i
odstawienie jego autora ciupasem do berlińskiego hotelu, gdzie wkrótce stracił
samobójczo życie, lub jak twierdzą niektórzy – był to tylko wypadek…
Starsza
z córek, Bertha miała wtedy 16 lat i na jej głowę
spadł największy w Europie koncern przemysłowy. Cesarz Wilhelmem II zajął się
tym problemem nietypowo – ale skutecznie. Wytypował
starszego od Berthy o 16 lat arystokratę, dyplomatę i
przemysłowca zarazem - Gustava von Bohlen und Halbach
i doprowadził do jego ślubu z Berthą Krupp. Nie do
pomyślenia było przecież, aby koncernem przemysłowym zarządzała kobieta!.
Niezwykle
huczny ślub odbył się w 1906 roku i zaszczycił go sam cesarz, który nadał Gustavovi nazwisko Krupp. Imiona Berta i Gustav zostały
uwiecznione później przez nadanie ich dwum
monstrualnym działom produkcji firmy Krupp – jakże niezwykłe uhonorowanie
małżeńskiej pary! Firma Krupp pracowała na najwyższych obrotach produkując
najnowocześniejsze technologicznie armaty – aż tu pierwsza wojna skończyła się
porażką Niemiec a wkrótce potem „okrutnym” Traktatem Wersalskim, który nie
pozwalał Niemcom na zbrojenia, w złudnej nadziei, że da się traktatem utrzymać
pokój.
Gustav
postanowił, że nie dopuści do rozpadu firmy i utraty wykształconych
specjalistów. Już wiosną 1918 roku zawarł kontrakt z upadającą szwedzką firmą
zbrojeniową BOFORS, do niej przeniósł zamówienia, patenty i technologie i tam
rozpoczął nowoczesną produkcję, wykupując wkrótce ponad 1/3 jej udziałów.
Niemieccy
inżynierowie Kruppa zaczęli pracę w Szwecji, a dla tych, co zostali w Niemczech
i dla zagospodarowania ogromnych pieniędzy płynących z Boforsa za licencje,
patenty i kontrakty, Gustav założył firmę produkująca rzekomo maszyny rolnicze,
a w rzeczywistości będącą tajnym biurem projektów zbrojeniowych. Ożywiona
współpraca trwała 16 lat, dopiero po dojściu Hitlera do władzy Krupp przeniósł
legalnie produkcję do Niemiec zostawiając Boforsowi
świetne opracowania, technologie i doświadczenia i znakomitą opinię w świecie.
W
grudniu 1933 roku dzięki pracom sztabowym i usilnym staraniom i inżyniera
artylerii morskiej Heliodora Laskowskiego sztab Polskich Sił Zbrojnych zamówił
u Boforsa 4 oparte na niemieckim projekcie i technologii działa wz. 35 kalibru 152,4 mm z terminem
realizacji 26 miesięcy.
W czerwcu i wrześniu 1935
roku te cztery armaty zakupione w firmie Bofors, znalazły się po próbach
poligonowych nadzorowanych przez H. Laskowskiego w Helu i utworzyły baterię
znaną obecnie pod jego imieniem. W cztery lata później wybuchła wojna i Hel
znalazł się w okrążeniu pod ciągłym ostrzałem niemieckim.
Obrońcy
Helu nie wiedzieli, że do Helu zbliża się z rejonu Piławy niemiecki pociąg
artylerii morskiej „Gneisenau” wyposażony w……… no właśnie!
–
w cztery niemal identyczne działa, tego samego kalibru, osłonięte niemal
identycznymi pancerzami, ustawione na platformach kolejowych a wyprodukowane
już w Niemczech u Kruppa, według tych samych, nieco przerobionych planów.
Niewiele brakowało – a obie
baterie o pokrewnym jak widać rodowodzie zaczęłyby strzelać do siebie.
Nadeszły jednak dni trudnej
decyzji dla obrońców - wojska polskie, dodatkowo zaatakowane już 17 września od
wschodu przez Związek Radziecki, cofały się przed atakami wojsk niemieckich i
radzieckich poza granice kraju. Poddała się Warszawa, padł Modlin, dalsza walka
nie miała sensu. 2 października załoga Helu
skapitulowała, bateria Laskowskiego dostała się (po celowych uszkodzeniach) w
ręce niemieckie, a kolejowa morska bateria Gneisenau
odjechała do Ijmuiden w Holandii.
Potem Niemcy zaatakowały Norwegię – ale to już całkiem inna historia.
© Władysław Szarski – dla Blizy