Nasi bracia mniejsi

Każdy z nas słyszał to sformułowanie, ale nie zawsze określa ono to samo…

W zakonnej nomenklaturze „bracia mniejsi” - są to Franciszkanie. Ale ponieważ sam święty Franciszek nazywał braćmi i siostrami wszystkie zwierzęta, więc mówiąc o „braciach mniejszych” wiele osób myśli raczej o swoich domowych stworzeniach. Myśli o psach i kotach w pierwszym rzędzie, bo z innymi zwierzętami rzadko nawiązuje się aż taka bliska więź. Psy i koty spotyka się zresztą nawet na świętych obrazach, a u dominikanów pies jest uznanym symbolem wierności. Podobno papież Benedykt XVI ma swoje ulubione koty, które mieszkają w jego apartamentach.

 

Czy zwierzęta, te nasze, bliskie, dzielące wraz z nami kłopoty i radości życia mają  duszę? – ja szczerze wierzę, że tak. Problem posiadania duszy przez naszych „braci mniejszych” jest szeroko dyskutowany, także wśród ojców Kościoła. Ostatnio np. benedyktyn, ojciec Leon Knabit, ceniony kaznodzieja i autor wielu książek opublikował pozycję:  „Czy zwierzęta mają duszę”.
Rozważa tam, że według opinii niektórych teologów zwierzęta nie mają duszy - wierząc jednak w dobroć Pana Boga, można sobie wyobrazić, że nasi ulubieńcy, bracia mniejsi, będą w jakiś sposób istnieć w wieczności. Często można usłyszeć: „Zwierzęta podobno duszy nie mają, ale mój ulubieniec na pewno ma. I na pewno będzie na mnie czekał tam, w wieczności.”

I choć nie jest do końca jasne, czy zwierzęta mają dusze, to z całą pewnością mogą być szczęśliwe lub nie, a ich szczęście może zależeć najczęściej wyłącznie od nas ludzi.

 

Często opowiada się mrożące krew w żyłach opowieści o agresywności psów, o tym, że koty duszą niemowlęta, że zwierzęta są źródłem chorób itd. Co do chorób - to  ich źródłem bywa powszechnie panujący w wielu domach i akceptowany brud, a zachorowań odzwierzęcych jest niezwykle mało – kto nie wierzy, niech popatrzy na zdrowych weterynarzy, oni się po prostu myją!

A co do zwierzęcej agresji - kto był kiedyś w wiejskiej zagrodzie z pewnością zauważył, że różne zwierzęta, koty, psy, kury i gęsi żyją ze sobą zgodnie i bezkonfliktowo, bez sztucznych ograniczeń i w ustalonej hierarchii.

Zwierzęca agresja jest z reguły wywołana głupotą ludzką lub nieudolnością wychowawczą niewydarzonego agresywnego właściciela, albo sztucznie stworzonymi przez człowieka warunkami. Także karygodna bezmyślność, czy powierzchowność wielu dziennikarzy wywołuje istne psychozy obaw przed zwierzętami. W gazetach lub TV ugryzienie dziecka przez psa ukazywane jest zawsze jako horror godny doktora Lectera, Gdy np. dziecko spadnie z roweru i wróci całe pokrwawione, to usłyszy, że ma się iść umyć i przyjść po plaster, a na przyszłość uważać. Gdy to samo dziecko zostanie ugryzione, to samo robi się skandal na cały kraj (niezależnie od tego czy nie była to np. wina bezmyślnych ludzi i niezależnie, czy pies był czy nie był szczepiony) i urabia się opinię publiczną, że właściwie powinno się tego psa i jego właściciela powiesić publicznie na placu miejskim. Podkreślam – mówię o sytuacjach codziennych, a nie o prawdziwych tragediach, które się niestety zdarzają - choć w zasadniczej większości są skutkiem braku opieki dorosłych, lub co gorsze konsekwencją ślepej agresji zwierzęcia poddanego nieodpowiedniej, złowrogiej tresurze.

Stosunek do zwierząt jest najlepszą miarą naszego człowieczeństwa. Na ogół ludzie, którzy kochają zwierzęta – lepiej odnoszą się też do ludzi, choć zdarzają się i tacy – na codzień okrutni i bezwzględni, którzy są „ludzcy” jedynie dla zwierząt.

Często to nasi „bracia mniejsi” są dla swoich państwa naprawdę najbliższymi przyjaciółmi. Co prawda, zwyczajowo mówi się, że prawdziwym przyjacielem człowieka może być tylko pies – on zawsze będzie kochał swoich państwa, zawsze radośnie ich powita, nigdy nie odmówi wyjścia z domu na spacer, ale grupa miłośników kotów też ma swoje argumenty nie do pokonania – trzeba po prostu poznać kocią, zupełnie inną od psiej naturę.

Niektórzy wręcz mówią, że wolą zwierzęta od ludzi, bo zwierzęta są szczere, nie są podstępne i zakłamane – i jeśli się cieszą na czyjś widok, boją kogoś lub reagują złością – to robią to naturalnie, a nie z wyrachowania. Każdego człowieka potrafi rozczulić zwierzak, który przyjdzie się przytulić, albo wyżebrać pieszczotę. Niejedni niedoświadczeni? kochankowie mogliby uczyć się od psa czy kota, jak okazywać czułości czy jak reagować na pieszczoty.

 

Dookoła nas stale jest wiele zwierząt i tych znanych nam, zadbanych, i tych bezpańskich, których często nie zauważamy lub staramy się nie spostrzegać, czując swoją bezradność wobec ich losu.

Tragedie zwierząt, te ciche tragedie, na które często zamykamy oczy są najczęściej efektem ludzkiej niewiedzy lub bezmyślności. Pozwalamy zwierzętom na rozmnażanie się bez ograniczeń, czasem kierowani kiepską intuicją, bezwolnością, czasem również zafascynowani rozpowszechnionymi opowieściami - że niby dla zdrowia naszej ulubienicy konieczne jest, aby zaszła w ciążę. Sądziłem tak i ja, aż znajomy doktor położnictwa weterynaryjnego wbił mi do głowy, że to twierdzenie to bzdura. Ponadto weterynarze często udostępniają za niewielką opłatą środki antykoncepcyjne dodawane do karmy lub mogą wykonać sterylizację naszego ulubieńca – bo dotyczy to obojga płci.

Ja sam nie miałem nigdy większego problemu z tym, żeby upilnować mojego psa czy kota, aby nie doszło do pojawienia się „ślicznych, malutkich kociaczków, czy szczeniaczków”, których po podrośnięciu nikt nie chce i które powiększają tylko ilość zwierząt bezdomnych i ilość zwierzęcych tragedii. Ale jeśli często widzi się, że właściciel puszcza swojego zwierzaczka bez żadnego nadzoru, to do kogo można mieć tu pretensje?

Jednym z najgorszych błędów, które ludzie popełniają jest dawanie szczeniaczka/kociaka w bezmyślnym prezencie. W 99% taki „niechciany prezent” staje się już wkrótce ciężarem i dzieli los innych wyrzucony/wyrzuconych na ulicę. Inną grupą są snobi, którzy kupują rasowego psa „bo tak wypada” – ale potem pozbywają się go pod byle pretekstem.

Ludzie, którzy wyrzucają psy z samochodu, lub przywiązują je gdzieś w lesie, popełniają czyny okrutne i haniebne i nie są moim zdaniem godni nosić miana człowieka.

Jeśli już ktoś chce, albo musi z istotnych powodów pozbyć się zwierzęcia, to są i na to metody cywilizowane np.– wywiezienie do schroniska. Jeśli ktoś jednak wstydzi się takiej wizyty, to pozostaje mu przywiązanie psa do bramy schroniska co jest wyjściem awaryjnym o niebo lepszym niż drzewo na odludziu.

 

Zwierzę nie jest przedmiotem, jest żywą istotą czującą, i ból i strach i rozpacz rozstania – ale także i radość i spokój. Nasze człowieczeństwo mierzy się przede wszystkim współczuciem, zrozumieniem i tolerancją dla innych – tak uczy nas nie tylko nasza wiara, ale zwykłe ludzkie uczucia.

 

Zwierzętom nie trzeba wiele – potrafią być tak wdzięczne za kęs strawy, za pogłaskanie i okazanie serca,  że często nawet chcielibyśmy widzieć choćby ułamek tej wdzięczności u naszych bliskich – ludzi. Wbrew wielu powierzchownym opiniom, psy i koty przebuja oprócz jedzenia także człowieka, jego bliskości, jego dobra i potrafią za to z nawiązką odpłacić.

 

W wielu kościołach – zwłaszcza franciszkańskich, raz do roku odbywa się msza święta, na którą właściciele przyprowadzają swoje zwierzęta. I ku zdumieniu wielu wiernych, one jakby rozumieją doniosłość tej chwili – uczestniczą we mszy w powadze i spokoju, czekając z dokazywaniem na wyjście z kościoła. Tego dnia jakoś „oficjalnie” czujemy ważką rolę naszych „milusińskich” w naszym życiu, tego dnia ONI stają się jakby ważniejsi.

Celowo nie wskazuje tutaj jakiejkolwiek daty, dnia świętego Franciszka, czy jakiegoś „dnia dobroci dla zwierząt”, bo nie o jeden dzień tutaj chodzi. Zwierzęta żyją wśród nas codziennie – i na co dzień potrzebują naszej uwagi i starania. Czasem, w miarę możliwości możemy zaopiekować się bezpańskim kotem, czy psem, czasem wystarczy ocieplić budę, wydłużyć łańcuch, czasem wystarczy przynieść resztki z własnego stołu. Tegoroczna zima jest dla zwierząt dobra, łagodna i sprzyjająca, ale jeśli będziemy ich problem lekceważyć, nadejdą cięższe czasy a zwierząt będzie niestety więcej i więcej.

 

Rozumiem ludzi, którzy po odejściu swego ulubieńca nie są wstanie wziąć nowego – bo zbyt przeżyli rozstanie. Zwierzęta żyją krótko, o wiele krócej niż ich właściciele i z tą prawdą musi się pogodzić każdy właściciel psa czy kota. Kres życia naszego ulubieńca jest wielokrotnie milczącą tragedią rodzinną, lecz ja uważam, że nie musimy się tego wstydzić. Pies, czy kot będący w naszej rodzinie kilkanaście lat, staje się jej nieodłączną częścią, często jest dla nas pocieszeniem w kłopotach, choć czasami sam jest kłopotem, gdy musimy pomóc pokonać jego chorobę. Przez te kilkanaście lat wspólnej bliskości, zwierzak staje się członkiem rodziny, naszym bliskim. Jest dla nas trochę jak takie niedorozwinięte, pozbawione mowy i całkowicie zależne od nas dziecko, o którym wiemy w dodatku, że jego dni są policzone. Znamy jego reakcje, a ono tak szczerze i pięknie nas wita i tak chętnie się przytula. Po swoim odejściu nasz „brat mniejszy” zostaje na długo w naszej pamięci, wspominamy go w różnych sytuacjach radosnych i smutnych, staje się naszym nieodłącznym, często bardzo cennym wspomnieniem.

Wspominamy wspólne spacery, wesołe a częstokroć zaskakujące przeżycia, spędzane razem liczne wieczory w spokoju, w domowym zaciszu… I często bardzo nam tego brakuje.

 

Grupa „Pod Budą” w pięknej „piosence dla Figi” jakże słusznie śpiewa, że „nie ma, jak spacer z psem”! A ileż jest jeszcze innych pięknych piosenek czy wierszy o psach i kotach – bo to one wzbudzają w nas takie ciepłe uczucia - w tych oczywiście, którzy uczuć nie są pozbawieni. I to tych naszych czworonożnych bliskich nam tak brak, kiedy odejdą i dlatego właśnie wierzymy, że czekają na nas tam na górze, by powitać nas swoim ciepłem i wiernym spojrzeniem.

A kto tego nie doznał, lub w to nie wierzy – niech żałuje, ale może z czasem i w jego duszy coś drgnie, coś się przełamie…

 

© Władysław Szarski – dla Blizy