"Helska Bliza" (Numer 12 (200)1.7.2005)

LISTY...

Do naszej Redakcji dotarł dziwny list - pisany był po norwesku i miał datę wyprzedzająca nasze czasy.. Z niemałym trudem znaleźliśmy tłumacza.

Björn N. Klungtveit " Moja podróż do Helu" (2 czerwca 2015 roku)
(tłum. Valle)

Bladym świtem wysiadam z samolotu na lotnisku w Gdyni. Od razu zauważam młodzieńca, trzymającego tablicę z moim nazwiskiem. To wysłany po mnie pilot z Helu. Maleńka Cessna podrywa się w powietrze i nagle chmury rzedną, wychodzi słońce i widzę jak na dłoni cały Półwysep Hel.
Ledwie zrobiłem kilka zdjęć, a już podchodzimy do lądowania. Widoczny z daleka pas lotniska usytuowany jest w poprzek Półwyspu tak, że lądujemy z marszu, od strony Zatoki.
Pilot mówi mi, że lotnisko działa od niedawna - powstało po wielkich bojach z "Zielonymi" i mają prawo tu lądować tylko małe i ciche jednostki sportowe. Ruch jest jednak spory, bo widzę kilkanaście maszyn stojących wzdłuż pasa. Na lotnisku czeka mnie przedstawiciel muzeum Rejonu Umocnionego Hel, który będzie także moim przewodnikiem. Wsiadamy do kolejki wąskotorowej mającej stację w lesie, tuż koło lotniska i ruszamy przez malownicze miasteczko - mijając słynne helskie Oceanarium, - w stronę Cypla. Po drodze kolejka napełnia się różnogwarnym tłumem turystów. Odmawiam śniadania - jadłem już w samolocie, a program tak napięty. Przewodnik tymczasem opowiada:
Rejon Umocniony Hel - był to wydzielony przed II Wojną Światową rozległy koniec Półwyspu Helskiego, długi na kilkanaście kilometrów, gdzie wprowadzono w obliczu nadciągającej wojny prawo i administrację wojskową, budując jednocześnie całą infrastrukturę obronną - baterie artyleryjskie, port wojenny, magazyny i.t.p. Po napadzie Niemiec na Polskę Hel niemal od razu był odcięty od stałego lądu. Polska flota, która schroniła się do portu w Helu, została zniszczona bombardowaniami lotniczymi, którym Polacy nie mogli przeciwstawić w tym rejonie ani jednego samolotu. Hel bronił się niemal samotnie 32 dni, potem poddał się Niemcom, jako jeden z ostatnich bastionów obrony w Polsce.
Wysiadamy na stacji Port, położonej tuż koło końca helskiego Cypla i moi gospodarze, - których liczba urosła już do kilkunastu - prowadzą mnie do pancernych drzwi zarytych w piaskowej wydmie, tuż-tuż koło wód Zatoki. Wchodzimy w labirynt korytarzy - to czterodziałowa bateria 100 mm zbudowana już przez Polaków, po wojnie. Pozostało tylko jedno z dział, świetnie zakonserwowane i jak twierdzi przewodnik - w pełni sprawne. Raz do roku oddaje podobno salwy honorowe w dniu narodowego święta. W ścianach korytarzy oglądam ekspozycję historyczną tej baterii - zdjęcia dokumentalne, izby żołnierskie, upozowane postacie wojaków. Po przejściu kilkuset metrów równym i jasno oświetlonym korytarzem wychodzimy nagle na wiejący świeżością morski wiatr i stajemy na specjalnym tarasie, skąd można zobaczyć nie tylko przez licznie stojące tam lunety, ale i gołym okiem Gdynię, Sopot i Gdańsk - miasta po drugiej stronie szerokiej na ok. 18 km Zatoki.
Taras ustawiony jest na słupach w powietrzu - pod nim w części hulają morskie fale, a w części leżą wielkie bryły zbrojonego betonu..
To miejsce, kiedyś skryte w nadbrzeżnym lesie uległo najpierw atakowi ludzi, a potem morskiego żywiołu. Do 1944 roku stało tu jedno z najpotężniejszych dział polskich - wyprodukowane u Boforsa działo 152,4 mm baterii Laskowskiego. Po zajęciu Helu Niemcy po kilku miesiącach uruchomili uszkodzone przez Polaków działa i używali ich przez całe 5 lat wojny. Po wojnie, już po poddaniu się Niemców - to stanowisko działa nr 1 w niewyjaśnionych okolicznościach wyleciało w powietrze - wybuchła amunicja zgromadzona w magazynie stanowiącym podstawę działa. Reszty przez lata dokonała przyroda - morze zabrało cały przybrzeżny las, aż rozwalone resztki bunkra znalazły się w zasięgu fal.
Idziemy na dalsze stanowiska tej baterii. Po wojnie zdemontowano wszystkie cztery działa 152,4 mm jako przestarzałe i wyeksploatowane, a na przerobionych nieco stanowiskach ustawiono radzieckie działa 130 mm. Jedno z tych dział stoi tu do dziś - a na stanowisku obok - przywróconym do przedwojennego wyglądu stoi oryginalne działo 152,4 mm wypożyczone (podobno z wielkimi kłopotami) z Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.
Cały teren Cypla, pokryty gęstym pięknym lasem, jest dosłownie naszpikowany obiektami militarnymi, zbudowanymi poza nielicznymi wyjątkami po skończeniu II Wojny i stanowiącymi zwartą ekspozycję militarną. Wraz z grupami turystów zwiedzamy wyniosłe bunkry kryjące dalmierze, punkty dowodzenia - wszystkie pomieszczenia wyglądają zupełnie autentycznie, choć gospodarze opowiadają, ile trudu kosztowało ich przywrócenie tego stanu na zdewastowanych i opuszczonych przez wiele lat obiektach. W dawnej elektrowni mieści się niedostępna dla "zwykłych ludzi" centrala bezpieczeństwa całego obiektu, wartownia - (cały personel ubrany jest w mundury z epoki!) - no i oczywiście czynna elektrownia awaryjna zasilająca ekspozycje na przypadek awarii zasilania.
I znów wsiadamy do wąskotorówki. Tym razem pociąg mknie przez las, a przewodnik opowiada dalej...
Po poddaniu się obrony Helu w 1939 roku Niemcy natychmiast rozpoczęli rozbudowę siły militarnej tego regionu. Oprócz istniejących baterii i umocnień wybudowano dziesiątki innych, a w tym - cel mojego przyjazdu - jedną z trzech najpotężniejszych baterii lądowych świata - trzy działa 406mm. Dwie takie baterie Niemcy zbudowali także u nas, w Norwegii.
Ta helska nie miała szczęścia - ledwie ją ukończono i oddano próbne strzały, sztabowcy stwierdzili ostateczne, że w Helu taka bateria jest zupełnie nieprzydatna - nie ma do kogo strzelać. Działa naprędce zdemontowano i wywieziono do Francji, na Wał Atlantycki, gdzie potem zostały zniszczone. Wspaniałe budowle baterii, o wiele potężniejsze od tych naszych norweskich pozostały opuszczone i nietknięte. W czasie oblężenia Helu przez Rosjan w 1944 roku broniły się tu tysiące Niemców - wojskowych i uciekinierów. Stąd odchodziły ostatnie transporty uchodźców bezlitośnie topione przez rosyjskie lotnictwo i marynarkę.
Po wojnie Wojsko Polskie próbowało zagospodarować obiekty tej baterii - lecz bez powodzenia. Dopiero w początkach naszego wieku grupa helskich entuzjastów przejęła 6 budowli baterii (wieża dalmierza, trzy autonomiczne stanowiska artyleryjskie i dwa schrony amunicyjne) i stworzyła imponujące muzeum Obrony Półwyspu.
Wysiadamy na przystanku pod wieżą dalmierza. Idziemy odpocząć i napić się kawy na jednym z wyższych pięter dziewięciopiętrowej wieży, górującej nad lasem. Imponująca ekspozycja, zgromadzona w pomieszczeniach przypomina wszystkie trzy okresy obrony Helu - przedwojenny polski, wojenny niemiecki i powojenny - z okresu tzw. Zimnej Wojny z Zachodem. Zgromadzono tu liczny sprzęt wojskowy z tych epok, masę zdjęć dokumentalnych, map i plansz poglądowych. W sali dowodzenia oglądamy mapę plastyczną - model wszystkich ukrytych w gęstym lesie budynków baterii. "Na deser" wychodzimy stromymi schodkami do "szklanej kuli" zamontowanej na miejscu nieistniejącego gigantycznego dalmierza na samym szczycie wieży. Widok stąd zapiera dech w piersiach, widać morze, zatokę, miasteczko Hel - a przewodnik wskazuje, gdzie zakryte przez las znajdują się inne umocnienia. Idziemy pieszo do jednego ze stanowisk artyleryjskich - do placu budowy, który przyjechałem oglądać jako że to pośrednio i mój sukces..
Po kilku latach rozmów z Polakami zdecydowano się im przekazać jedno z dział baterii Trondenes - bliźniaczych dział baterii helskiej. Pięć miesięcy trwał żmudny demontaż działa prowadzony przez zespół polsko- norweski - ten sam, który teraz kończy już montować działo na gigantycznej żelbetowej działobitni. Na miejscu czeka nas miłe zaskoczenie - tutaj obsługa ubrana jest nie w mundury niemieckie jak można by wnioskować, - ale na znak braterstwa broni, wdzięczności i więzi z Norwegią w mundury norweskie! Bardzo miły dla mnie akcent...
Zwiedzamy imponujący plac budowy - ja to już raz widziałem, ale przy rozbiórce, teraz wygląda to znacznie porządniej. Jednak praktyka czyni mistrza!
Ogromne pomieszczenia mieszkalnej części bunkra są już od wielu lat główną ekspozycją muzealną Helu - poza odtworzonymi pomieszczeniami użytkowymi baterii są tu bogate zbiory militariów, filmy o tematyce związanej z obroną Helu, liczne wystawy audiowizualne, sala komputerowa - a skromnie schowane, w małej salce kilkadziesiąt zdjęć - jak zaczynano to muzeum tworzyć - dosłownie z niczego..
Po kilku godzinach zwiedzania nie czuję już nóg.. Gościnni gospodarze wiozą nas do portu, gdzie na wielkim tarasie położonym na dachu starej hali portowej, wysoko ponad wodą, w pięknej scenerii ruchliwego portu turystycznego, rybackiego i jachtowego spożywamy wyczarowane przez kucharza specjały z lokalnych ryb bałtyckich.
Samolot już czeka.. Trzeba wracać..

[© Władysław Szarski]
do góry