"Helska
Tawerna" "Łyżka dziegciu..." |
Piszcie ! Każdy z Waszych listów będzie wnikliwie
przeczytany !
Nadesłane
listy przedstawiają czasem
inna
wizję Helu - wizję ludzi zawiedzionych konkretnymi sprawami. Może dzięki tym listom coś uda się zmienić ???
Najnowsze listy -
na początku strony.
Każdy
może się tu wypowiedzieć...
A tu czeka miejsce na Twój list................
2003-07-19, 13:50, Hel:
Wycisz się. Uspokój. Wtedy zaczniesz dostrzegać magię "małych spraw". Przyjdzie do Ciebie rudy kocur - i skory do pieszczot. Dostrzeżesz łobuzerskie miny zachwyconych chwilą psiaków. Wędzona ryba zyska nowy, głębszy smak, sny staną się naprawdę ciekawe. Wypełni Cię moc. Siła życia.
Prowadzę leniwą, nadmorską egzystencję. Szerokim łukiem omijam kafejki internetowe (notatki robię w szesnastokartkowym szkolnym zeszycie w kratkę - cena 60gr.). Śpię na plaży, gapię się na przepływające stateczki, leczę poparzone słońcem członki i wszystkie sprawy wydają mi się niewielkie i bezpieczne. Wczoraj po raz pierwszy od nie wiem jak dawna spokojnie słuchałam zarabiającego na środku ulicy Wiejskiej w Helu na życie gitarzysty. Czas sączył się nieśpiesznie... Bardzo podobał mi się ten moment, "teraz" było piękne i spokojne, a "przyszłe" nie powodowało paraliżu i konfliktu "chciejstwa" z dojmującym poczuciem bezsilności...
Samolot przeleciał. Nisko, blisko, głośno. Żaglowce na horyzoncie. Leniwi, zdystansowani wczasowicze. Och! Tak, to się żyć chce.
2003-07-20, 15:30, Hel:
Z żalem konstatuje, że z okien mojego pokoju w Helu nie widzę ani kawałka morza. Za to codziennie oglądam parę czarnych, mądrych oczu, krzywe uszy i smętny ogon. Za ogrodzeniem sąsiedniego domu w budowie posesji pilnuje czarny pies. Całymi dniami, czy słońce, czy deszcz, przebywa samotnie na dziesięciu metrach kwadratowych, gdzie jego jedyną rozwiewającą nudę czynnością jest oszczekiwanie przechodzących ludzi, których nawet nie może zobaczyć, bo od świata dzieli go półtorametrowej wysokości drewniany parkan. Patrząc z góry na psią nudę, na bezsensowne wędrówki i przetaczanie się z boku na bok, chętnie rozwiewam smutek egzystencji "zwirzoka" wrzucając mu czasem z okna pachnącą skórę z łososia, albo kawałek wędzonej kiełbaski... błyszczące oczy patrzą wtedy do góry, cicho żebrząc o następną chwilę uwagi.
Dziś wreszcie przyjechali "jego ludzie"! Chłopiec skoncentrowany na zabawie z psiakiem, chętnie rzucający plastikową butelkę do przynoszenia. Bezmiar szczęścia! Jednak nie chodzi o żarcie... Czasem zdecydowanie chodzi o miłość.
Dziś śpiewam koncert w helskim kościele. Miłe miejsce, Szef Artystyczny III Letniego Festiwalu Muzyki Kameralnej, Dariusz Paradowski, to utalentowany kontratenor z sukcesami- wie jak traktować swoich gości, by czuli się komfortowo. Dba o nas, jest czarujący i uprzejmy. Lubię przebywać w kojącym towarzystwie Osób O Naprawdę Dobrych Manierach. Cenię sobię tzw. "kulturę osobistą" - której nie wiem czy można się nauczyć.
2003-07-21, 15:15, pociąg Gdynia Gł.- Warszawa:
Wracam z Helu. Życzę sobie więcej takich miłych, świetnie zorganizowanych koncertów w magicznych miejscach. Półwysep Helski to w całości inny świat - szkoda, że morze zjada go codziennie po troszeczkę...
Spotkałam tu po wielu latach Darka Paradowskiego, prawdziwego Rajskiego Ptaka. Urósł w pełnym tego słowa znaczeniu. Ze "złotego młodzieńca" przemienił się w Marsjasza. Przebywanie z Nim było przyjemnością, a zetknięcie z Jego nieznanym mi dotąd drugim obliczem - rzutkiego, skutecznego organizatora - doprawdy niespodzianką z duuuuużym gazem.
Dzięki, Darku, że dałeś mi okazję nieczęstą w moim artystycznym życiu - śpiewałam to co kocham, w niezwykłym miejscu, w którym czułam się bezpiecznie.
No i... taka wspaniała Publiczność! - komu za to dziękować?
Monika Cichocka (salome@asceta.tpi.pl)
lipiec 2003
http://www.monikacichocka.tpi.pl
Przeglądając strony o Helu natknąłem
się na waszą stronę i zostałem mile zaskoczony jej treścią
i formą. Widać że włożono w nią dużo pracy i
"serca". Informacje w niej zawarte starają się objąć
wszystkie aspekty związane z Helem, jego historię, teraźniejszość,
społeczność i gospodarkę. Właściwie każdy może znaleźć
tu coś dla siebie.
Ponieważ interesuje się historią i fortyfikacjami z ciekawością
przeglądałem materiały o militarnej historii Helu. Były one
bardzo dobrze opracowane, szczególnie w kwestii niemieckich
baterii 406mm, i zdjęcia ich kompletnie zachowanych, (niestety
zagranicznych) stanowisk.
I właśnie odnośnie fortyfikacji na Helu chciałbym napisać
kilka słów. Byłem na Helu kilkakrotnie w przeciągu kilku lat
i ze smutkiem muszę stwierdzić iż ich stan zachowania w
szybkim tempie się pogarsza odkąd wojsko "otwarło
bramy", chociaż wojskowi też mieli swoje grzeszki,
wspominając odstrzelenie i zezłomowanie kopuły z wieży
dalmierza baterii 406mm i czterech masztów systemu maskowania
tej wieży, lecz ogólnie chroniło teren przed penetracją złomiarzy
czy zwykłych wandali.
Obecnie jednak obiekty są masowo obdzierane z zachowanych
elementów metalowych i niszczone przez wandali, a na ich
ochronie zależy jedynie kilku "fanatykom" wspominając
tu Pana Romualda Nowaka, a przecież fortyfikacje półwyspu
helskiego, obejmujące fortyfikacje polskie z lat międzywojennych
i powojennych oraz niemieckie z czasu okupacji, wzajemnie się
przenikające stanowią prawdziwą perełkę architektury
obronnej i stanowi największą, niewykorzystaną atrakcję
turystyczną (a nie zapominajmy że wobec upadającej gospodarki
rybackiej i przemysłu przetwórczego na Helu, jedynie rozwój
turystyki może uchronić miejscową ludność przed
bezrobociem). Byłaby jeszcze większa, gdyby w odpowiednim
czasie, gdy likwidowano powojenne baterie obrony wybrzeża nie
pocięto ich na złom (do tej pory pocięte fragmenty dział leżą
na bateriach) ale tego nie da się cofnąć, ale można spróbować
uratować to co jeszcze pozostało. Może dostrzeże tą szansę
ktoś z "władnych", czego życzę i pozdrawiam.
Marssar (marssar@poczta.onet.pl)
maj 2002
Jestem rodowita warszawianką, ale do
Helu przyjeżdżam w każde wakacje. Mam 19 lat a byłam tam 13
razy!! Hel jest dla mnie drugim domem nie wyobrażam sobie
wakacji bez przyjazdu do mojego kochanego drugiego domu!! Hel
jest dla mnie miastem magicznym pełnym niespodzianek i
najwspanialszych przyjaciół pod słońcem!! Helanie są ludźmi
bardzo miłymi i otwartymi i to pewnie dlatego tak bardzo ich
lubię!! Nie ma rzeczy, która skłoniła by mnie do nie
odwiedzenia waszego miasta!! Dużo moich znajomych także
przekonało się o cudowności Helu i razem ze mną odwiedzają
go jak najczęściej!! Uwielbiam Hel i wszystkich jego
mieszkańców!! dziękuje, że jesteście!! Na koniec chciałabym
pozdrowić moich znajomych, wszystkich nie wymienię bo nie
starczy miejsca, ale chociaż zacznę: pozdrawiam serdecznie
Mateuszka Waśkowskiego wraz z całą rodzinką, Krzysia,
Agnieszkę i Dominikę Dawidowskich wraz z rodzicami, Martynkę,
Anię Wisienkę, Dawida Jekę, Martę i moja rodzinkę panią
Bronisławę i pana Bogdana Konkel wraz z Aga i Pawłem!!
pozdrawiam
bardzo chętnie nawiąże kontakt mailowy z osobami z Helu!!!!
Paulina Blewońska (paulinkablewonska@interia.pl)
kwiecień 2002
...Udało mi się ubłagać rodziców na
wyjazd - na wczasy. Wybrałem się z tatą, mamą i siostrą na
Półwysep Helski. Bardzo ucieszyłem się, gdy w ogródku domu,
w którym zamieszkalismy zobaczyłem psa, który wabił się Bej.
Wraz z siostrą Martą zaprzyjaźniłem się z nim. Codziennie
zabawialiśmy go. Pewnego dnia nasz gospodarz obiecał, że
pokaże nam bunkier i baterię Schleswig Holstein, nazwaną tak
na cześć niemieckiego statku pancernego. Nastał ten wymarzony
dzień.Udaliśmy się na wycieczkę do tego historycznego
miejsca. Nie mogłem się doczekać zwiedzania bunkra.
Musieliśmy wziąć ze sobą latarki, bo było tam ciemno i
zimno. Maszerując do celu szliśmy najpierw przez miasto Hel,
póżniej przez las, mijając dworzec kolejowy. Zawędrowaliśmy
do celu, o godz. 17.00, Nagle przed moimi oczami ukazała się
wysoka wieża nawigacyjna -ok. 31m. Oczywiście zwiedziliśmy
ją. Wchodząc na górę trochę się wystraszyłem,
spoglądając w dół i widząc ziemię. Póżniej poszliśmy do
baterii. Maszerowaliśmy tam ok. 10 min. Znowu zdziwiłem się,
gdy zobaczyłem ogromny bunkier ze stanowiskiem baterii. Najpierw
zwiedziliśmy ładownię, w której znalazłem odłamek pocisku
wojennego. Następnie obejrzeliśmy: toalety, kotłownię,
główną salę, " wentylator " powietrza, magazyn
amunicji itp.. Gdy wróciliśmy do domu, podziękowaliśmy
przewodnikowi za ciekawą wycieczkę. Jeszcze raz chciałbym tam
pójść, a do Helu mogę pojechać już dziś. Spacer do wieży
i bunkra to piękna przygoda i interesująca lekcja historii o
czasach II wojny światowej.
Łukasz Dziedzioch (lat 11,5) sierpień 2000
Pozdrawiam! Mieszkam w Starej Miłosnej
(cudowna "sypialnia" pod Warszawą). Do Helu (niewielu
tak mówi) jeździmy od kilku lat. Tę stronę znalazłem jakiś
rok temu i regularnie zaglądam. Widać na niej "serce"
do Helu. Na początek trochę refleksji. Nie wiem jak inni, ale
ja trochę żałuję "odwojskowienia". Na przykład
czubek czubka -(to określenie Zuzi, naszej córki) - kiedyś
trzeba było wiedzieć, gdzie tego dnia jest nowa dziura w
płocie i było nas tam tylko kilkanaście osób. Teraz płot
przy plaży od Leśnej poległ i na czubku czubka coraz
ciaśniej. Jeszcze przy Laskowskim uchowały się małe, zaciszne
zatoczki, ale czy na długo? W mieście też coraz ciasniej i
coraz bardziej "wczasowo". Może ciaśniej nie będzie?
Teraz o tym, co "fanatykowi betonu" (to z kolei
wymyślił Paweł, też fanatyk, a poza tym syn) bardzo się na
tej stronie podoba - rubryka "Hel na straży
Wybrzeża". Mnóstwo ciekawostek, niektóre zupełnie
wyjątkowe - np. bateria niemiecka. Przy okazji przesyłam nieco
poprawiony szkic baterii Laskowskiego. Droga - przedłużenie
Wiejskiej - wychodzi na plażę w środku baterii, a nie
pomiędzy 3 i 4 stanowiskiem jak na jego rysunku, trochę gdzie
indziej leżą też CA i KO. W tym roku spotkałem ludzi, którzy
mieli szkic p.Chrostowskiego i nie mogli się doliczyć
stanowisk. Razem z Pawłem z dumą robiliśmy za
"bywalców". Do zobaczenia w Helu - szkoda, że już
nie u Maćka, ale za to polecam "Rudego Kota".
Pięterko w Rudym Kocie kończyli tuż przed naszym wyjazdem.
Właśnie tego wieczora, kiedy przyszlismy się żegnać,
gospodyni chciała nas zaprosić na uroczyste otwarcie. Wszystkim
było bardzo smutno. Przy okazji - właścicielka Kota była
jedyn± osobą w Helu, która sama ze siebie zaproponowała
cytrynę do Corony. Wróciła mi wiarę w ludzi. :-)) Stałymi
klientami byliśmy także u Turka na Wiejskiej. BTW -
Pozdrowienia dla Beja! - Marek Krzyczkowski -sierpień 2000
(mkrzyczkowski@pl.hbv.de)
Jestem szczęśliwy aż do łez.
Tegoroczny urlop okazał się dla nas nad wyraz bardzo udany.
Tylko szkoda że zabrakło jak zwykle dni, - ich jak na
lekarstwo. Trudno opisać wszystko w kilku zdaniach. Może
krótkim podsumowaniem jest to, że od rodzimych Kaszubów
dostałem wiosło - abym zawsze mógł dobić do rodzimego
miasta, latarnię (autentyczną z początku wieku wieszaną
kiedyś na żakach ) aby mi tę drogę powrotną rozświetlała,
sieć - by morze dało mi posiłek i siłę, butelkę rumu i
dużo ryby wędzonej i świeżej abym w zaszczutym Lubinie mógł
sobie powspominać. Wychodziłem w morze na haki i żaki,
ciągnęłem Bisa. Pływałem na Sandrze i przyjęto mnie na
pokład Chopina. Penetrowałem wraki kanonierek przy cyplu i
bunkry baterii Laskowsiego. Nieprzespane noce pod gwiazdami
wśród przyjaciół przy piwku i wędzonej rybie. Woda była
raczej zimna, niekiedy aż do bólu. Ale piasek gorący i dużo
słońca. Powiem tak - muszę tam kiedyś wrócić! Może
spełnią się moje marzenia i przypłynę swoim jachtem. A może
uda się kupić na Komandorskiej małe mieszkanie na poddaszu....
Teraz oprócz marzeń są obowiązki i szare życie. Do
następnego - Jarek Kościelny (sierpień 2000)
(kosciel@pertus.com.pl)
To jest telegram do władz Helu.Często
zawijam jachtem w drodze do i ze Szwecji na Hel. Wszyscy są
sympatyczni, miasto wspaniałe ale brak toalet i pryszniców w
porcie nie mieści się w wyobrażeniach nikogo. Gdybym był
Kpt.Portu Hel pierwszą czynnością byłoby uruchomienie i
oznaczenie tych miejsc.
Narazie tyle, pozdrowienia. Janusz Czerucki kpt.ż.w - (kwiecień
2000)
(czerkapitan@poczta.wp.pl)
Serdecznie pozdrawiam i gratuluję świetnej strony. Bywam na
Helu regularnie na wakacjach, nieprzerwanie od ośmiu lat,
wcześniej wpadałem tu choćby na pół dnia przy okazji pobytu
w Trójmieście. Obserwuję jak Hel staje się kombinatem
wypoczynkowym, ubywa szlabanów i wojskowych ogrodzeń, a
przybywa kolorowych reklam. Chciałbym pochwalić władze miasta
za czyste kolorowe chodniki, regularnie sprzątane plaże.
Cieszę się, że nie ma tu nowoczesnych dyskotek, dzięki czemu
nocami jest względnie spokojnie. Muzyczny namiot w porcie
rybackim, w takiej formule jak jest, moim zdaniem całkowicie
wystarcza. Tak trzymać.
Pan Maciek z Tawerny, w lato żalił mi się, że trochę spadły
obroty, dużo turystów zamiast chodzić do restauracji na
obiady, zjada kanapki w swoich kwaterach. Tu chyba tkwi szkopuł;
helanie nie do końca zrozumieli, że turysta to nie tylko
bezwolna istota trzymająca w ręku otwarty portfel. Dla rekinów
finansowych Półwysep Helski skończył się już na
"Bryzie" w Juracie, tutaj docierają w większości
rodziny średniozamożne, a te widzą, że ceny obiadów
jedzonych tłumnie na plastikowych, ogrodowych stolikach
odpowiadają cenom w małych restauracjach w Trójmieście.
Specjały kuchni typu "Łosoś z grilla" to owszem
atrakcja, ale po kąpieli w morzu przydałby się po prostu
obfity, a nie drogi obiad. Zestaw obiadowy to najczęściej tylko
drugie danie, talerz zupy trzeba dokupić często za 5 zł.No i
kwestia czasu obsługi - restauratorzy kochani, urlop jest taki
krótki nie ma czasu przestać go w kolejce po mielonego.
Jeśli chodzi o helskie nocne knajpki, to przydałoby się
więcej profesjonalnie zmieszanych drinków. Kolorowe butelki na
ladzie to jeszcze nie wszystko. Moja ulubiona knajpka to:
"Kapitan Morgan". Można tu spędzać czas choćby
tylko oglądając wystrój wnętrza. świetna kuchnia i drinki,
bardzo miła i sprawna obsługa.
Od helskich bunkrów zaczęło sie moje zainteresowanie
militariami, które przerodziło się w hobby. Poszukuję materiałów, artykułów o
helskich fortyfikacjach (zamieszczanych także i w "Helskiej
Blizie"), proponuję wymianę.
Bardzo się cieszę, że mój Hel, gdzie bywam od lat ma tak
świetną stronę internetową. Z drugiej strony nie dziwi mnie
to, bo rozmawiając "U Maćka" z miejscowymi
kilkakrotnie usłyszałem zdanie: "bo ja kocham Hel".
Twórcy tego adresu z pewnością też go kochają.
Czekam na kontakt od podobnych miłośników fortyfikacji.
Przemysław Wrzosek, (grudzień 1999) - wrzosekip@poczta.onet.pl
"Cyklon" w
Helu - noc z piątku na sobotę, 3/4 XII
1999 (obejrzyj
zdjęcia!)
-Relacja naocznego świadka : - Na
morzu nie byłem i nie chciałbym być.
Wlasnie przed chwilą oderwałem się nieco od piły motorowej,
ktorą wyrzynam szlak pomiędzy moim domem, a biurem, gdzie mam
komputer.
Hel jako Hel, czyli miasteczko na końcu świata, przetrwało w
zasadzie bez większych emocji. Powaliło kilka drzew, miedzy
innymi prawie trzystuletnią sosnę na moim podwórku, no i
zalało tzw. kolonię domków rybackich. Wybudowana w latach
trzydziestych kolonia rybacka była zalewana sztormami od S do W,
w zasadzie od zawsze, do wybudowania w początku lat
siedemdziesiątych umocnionego falochronu w formie bulwaru
pomiędzy oboma portami. Na przestrzeni ostatnich dwustu metrów
przed portem wojennym pozostawiono kawałek plaży. I właśnie
przez tę plazę poszła dzisiejszej nocy fala zalewając po raz
pierwszy od trzydziestu lat, prawie wszystkie, położone na jej
zapleczu, budynki. W porcie wysoki poziom wody, kutry zbite w
stadko w basenie wewnętrznym. Fokarium zalane wodą, łącznie z
tarasami dla publiczności, co fokom zdaje się nie przeszkadza,
tym bardziej, ze publiczności jak na lekarstwo (to znaczy ja
jeden, skwitowany jednym łypnięciem okiem podczas leniwego
przewrotu z brzucha na plecki i pod wode) Futurystyczna piramida
z plexi, ustawiona nieopodal w celu kręcenia filmow
edukacyjnych, w drobny mak rozbita. To tyle mniej więcej.
Największe nasilenie wiatru było nad ranem, przy czym nie wiem,
czy był to najsilniejszy sztorm jaki widziałem - chyba nie. To
co bylo dlań charakterystyczne to, że nie wiał on równo, a na
wzór chocholi chodziły krótkie a gwałtowne szkwały,
potępieńcze powiedziałbym, w trzasku spadających drzew i
gałęzi dookoła. Teraz już siadło, chociaż, odpowiednio
słabsze, szkwaliki to tu, to tam sobie chodzą. Wracam do piły.
Pozdrowienia - Jarek
-Relacja spisana na podstawie
informacji z różnych źródeł : -silny wicher
z niekorzystnego kierunku płd-wsch. zaatakował Hel wieczorem
3-go grudnia. Ok godz. 3:30 w nocy jego prędkość osiągała w
porywach 35 m/s. Woda wdzierała się na długości kilkuset
metrów przez falochron Portu Wojennego i wlewała się przez
ulicę Sikorskiego do najniżej w Helu położonej - Kolonii
Rybackiej zalewając na kilkanaście godzin ulice i domy na
głębokość od 20 cm do miejscami niemal metra. Już o 2:00 w
nocy do akcji ratowania zalanych domów przystąpiła helska
Ochotnicza Straż Pożarna. Wojsko walczyło tymczasem o
nieprzerwane zasilanie w energię elektryczną i ogrzewanie i o
utrzymanie w ruchu przepompowni ścieków dla miasta - groziło
zalanie fekaliami.
Mnóstwo powalonych drzew blokowało przejazd i akcję
ratowniczą. Ściągnięto jednostki Straży Pożarnej z innych
miejscowości - z terenu Powiatu Puckiego, Gdyni, Gdańska,
Kościeżyny i Kartuz. Stworzono sztab kryzysowy, do którego
dołączył ok.5:00 Starosta Powiatu Puckiego. Sytuacja zaczęła
się stabilizować dopiero ok. godz.11:00, gdy zmienił się
kierunek i siła wiatru. W ramach akcji ratowniczej musiano
czasowo przerwać dostawy wody pitnej dla miasta. Na ulice
wyjechały cysterny z wodą dla mieszkańców, wojsko uruchomiło
w mieście polową stacę benzynową do tankowania wozów
strażackich i motopomp, w niezalanej częsci miasta uruchomiono
punkt wydawania ciepłych posiłków dla ratowników.
W Porcie Wojennym marynarze walczyli o los okrętów wymieniając
pękające cumy. W Porcie Rybackim ucierpiały głównie kutry
gości, zaskoczone być może nieznaną dla nich specyfiką
portu. Kuter DZI-65 zerwał się z cum i oparł się aż na
kutrze HEL-135, a następnie otarł się o kutry Hel-100 i
Hel-111 powodując ich niegroźna naszczęście uszkodzenia, ale
sobie dość poważnie uszkadzając burty. Kuter HEL-144
przedziurawił sobie burtę i zbiornik paliwa o wystające z
remontowanego mola metalowe pręty, O sile wiatru może
zaświadczyć fakt, że kuter HEL-125 wyrwał - szarpiąc się na
cumach - solidny poler cumowniczy wraz z kawałkiem nabrzeża.
Fale uszkodziły w niektórych miejscach nabrzeża obu portów a
nawet nawierzchnię ulic. Uszkodzone dachy, liczne powalone
drzewa dopełniały obrazu skutków sztormu Wodę z ulic usuwano
aż do niedzielnego popołudnia. (spisał - Valle)
Cześć, mam na imię Aleksander. Piszę do ciebie
z Gujany francuskiej, gdzie mieszkam już
od prawie roku. W zeszłym miesiącu zdecydowałem się wreszcie na podłączenie do internetu, głownie po to by sprawdzić samemu czy można znaleźć
w nim cos na prawdę interesującego. Mam bowiem paru
kolegów, którzy po kilku miesiącach
prób zrezygnowali twierdząc,
ze nic ciekawego internet im nie dal. Miedzy moimi kolegami a mną jest jednak ta różnica, ze ja, oprócz
francuskiego, znam tez dobrze angielski no i przede wszystkim
polski - urodziłem się bowiem w Polsce, a będąc dokładnym w Pucku, w województwie
Gdańskim. Aż do 18-go roku życia, mieszkałem na Helu. Jedna z moich
pierwszych prób "kontaktu" przez internet było sprawdzenie czy mogę się
połączyć z Polską. Z
ogromnym zdziwieniem i wzruszeniem, znalazłem
twój "site" (witrynę)
poświęcony prawie całkowicie miastu, które pamiętam z dzieciństwa i które znam tak
dobrze. W dodatku uważam, ze
twój "site" jest bardzo dobrze zrobiony, oczywiście chciałbym żeby był
jeszcze większy no i żeby było
w nim więcej zdjęć, ale nawet taki jaki jest
obecnie jest bardzo ciekawy i zachęcający
do odwiedzenia. Dużo przyjemności sprawiło mi zobaczenie kilku zdjęć, które w ciągu paru chwil przeniosły mnie o kilka tysięcy kilometrów stąd, przeczytałem
wszystkie listy od czytelników i artykuły
"Helskiej Blizy". Przez chwile miałem wrażenie, ze jestem na Helu. No i mogłem pokazać nareszcie mojej żonie jak wygląda miasto mojego dzieciństwa. W dodatku planujemy
wakacje w Polsce latem 99-go roku, i dzięki
twojemu "sitowi" będziemy
z pewnością mogli lepiej je
przygotować. Postanowiłem napisać do ciebie ten krotki
e-mail, żeby podziękować i pogratulować za pomysł i realizacje. Cieszę się, ze są na całym
świecie ludzie tacy jak ty,
których praca służy innym
ludziom. Dzięki twojemu
"sitowi", który mam zamiar odwiedzać regularnie, mogę uczestniczyć
(niestety biernie) w życiu
miasta, które pozostanie na zawsze w mojej pamięci. Myślę, ze miasto Hel tak jak i cały region półwyspu, są na tyle interesujące, że każdy turysta
który raz je odwiedził chętnie by wrócił, choćby i za sprawa internetu !!!
Alex - ASINICKI@nplus.gf - październik 1998
Cześć po długiej, wakacyjnej przerwie.
Lato mokre, chłodne i niezbyt chyba dla helskiej turystyki
udane. (...) Twoja nieoceniona strona podnosi już od dłuższego
czasu, w listach od "internautów", sprawę helskiej
przystani dla jachtów, ostatnio też i HB chwyciła ten temat,
,(...) opisując sprawę na tle jachtingu estońskiego i
łotewskiego, nie pomijając
też żeglarzy krajów zachodnich. Zarysowuje się dyskretna
linia podziału pomiędzy zwolennikami żeglarstwa przybrzeżnego
(w osobie REDAKTORA ODPOWIEDZIALNEGO HELSKIEJ BLIZY p.
S.Ostrowickiego) a opcją, którą nazwałbym
"bliskopełnomorską" wyłożoną dobitnie w "Słowie w sprawie
helskiej mariny" przez p. M. Kuklika.(...) Pisze on m.in.
że internetowi respondenci nieprzychylnie wyrażają się
walorach helskiej przystani. Trzeba się (...). zgodzić, że w
helskim porcie ewidentnie brakuje ogólnodostępnych toalet. To
jest linia porozumienia pomiędzy wszystkimi uczestnikami
ewentualnej dyskusji, a o sprawie dyskutować warto, bowiem (...). wiąże się ona z wizją
rozwoju miasteczka w kierunku rozwijania jego funkcji
turystycznych.
W opracowaniu prof.J.J.Paryska zarysowuje się trzeci punkt
widzenia: "(...) w skład mariny powinny wchodzić :
przystań żeglarska, blok sanitarny z natryskami, sauna,
bar-restauracja (tawerna), kuchnia turystyczna, hotel
turystyczny, warsztat naprawy jachtów, urządzenia sportowe (np.
kort tenisowy, boisko do
siatkówki) i inne."
Tak więc jedna gazeta i trzy spojrzenia, przy czym dwa pierwsze
widzą w helskim porcie jakiś "basen jachtowy", opcja
trzecia natomiast dopiero budowę takowego postuluje. W tym
punkcie należy się z panem profesorem zgodzić; port helski
jest typowym portem rybackim, w żaden sposób nie przystosowanym
do postoju jachtów. Cumują one zwyczajowo do falochronu
zachodniego w zewnętrznej części portu, gdzie silne
zafalowanie naraża delikatne konstrukcje na poważne uszkodzenia
do zatopienia włącznie (były takie przypadki).
O tym właśnie pisze p. M.Kuklik nierealnie jednak postulując
budowę dodatkowego pirsu (za jakie i czyje pieniądze ?). Jak
sądzę należy postawić sobie dwa fundamentalne pytania: - Czy
miasto Hel (jako organizacja)
powinno dążyć i popierać ideę utrzymania przystani
żeglarskiej w porcie? - Czy przystań taka będzie odwiedzana
przez licznych żeglarzy, krajowych i zagranicznych? Poczynając
od drugiego pytania; port w Helu JEST licznie odwiedzany przez
polskich żeglarzy, jednak są
to bytności mocno specyficzne. Jest licznie odwiedzany bowiem
odprawy paszportowo-celne, są w nim, w odróżnieniu od Basenu
Jachtowego w Gdyni, bardzo sprawnie i szybko przeprowadzane. Są
to zatem odwiedziny krótkotrwałe, rzędu godzin, a nawet
kwadransów, dla miasta, prócz szerokiej i dobrej opinii o
helskiej Straży Granicznej, nie mają zatem znaczenia. Natomiast
jeśli chodzi o odwiedziny turystyczne, zarówno w opcji
"przybrzeżnej" jak i "bliskopełnomorskiej"
, to znaczącego ruchu nie ma i nie będzie. (...)
Gdy spojrzymy na maleńki basen jachtowy w Świnoujściu, gdzie
opłaty są horrendalne, toaleta (jedna!) pod psem, o prysznicach
ani słychu, atrakcje podobne do helskich, a jednak jest on
zapchany dosłownie jachtami, głównie niemieckimi, ale też
duńskimi, szwedzkimi, brytyjskimi, to teoria "portu
noclegu" ma sens, tylko, że niestety nie w Helu. Nie ma
też szansy by Hel stał się miejscem postojowym przed
"skokiem" do Gdańska. Dlatego, że do Gdańska nikt
nie skacze, ktoś kto dopłynął jachtem rodzinnym ze Szwecji na wysokość Helu, z
całą pewnością nie będzie ani nocował, ani szukał
schronienia w Helu, popłynie bowiem do.. Gdyni, gdzie wejście
jest nawigacyjnie łatwe, i gdzie znajduje się, prawdę
powiedziawszy, jedyna z prawdziwego zdarzenia marina na polskim
wybrzeżu, cokolwiek by o przystani na Ołowiance sądzić. Czy
zatem należy w helską marinę inwestować? Jeśli znajdzie się
prywatny inwestor - to czemu nie, jego pieniądze, jeśli zaś z
pieniędzy publicznych to wydaje się, że jedyna droga to wrócić to koncepcji minimalnych nakładów i
dobrych efektów, czyli tej o której p. M.Kuklik pisze wyraźnie
lekceważąco, że była nieudana. Należy przenieść miejsce
postojowe jachtów z falochronu zachodniego na południowy,
znacznie pod względem zafalowania spokojniejszy, i odtworzyć istniejącą tam
kilka lat temu infrastrukturę techniczną tzn. wodociąg, linię
elektryczną, toalety i prysznice. Ktoś tam w końcu
przypłynie, a koszty będą nieporównanie mniejsze od budowy
dodatkowych pirsów, warsztatów jachtowych, hoteli itp. itd. W niezwykle w końcu
uczęszczanej marinie w Visby na Gotlandii, jej urządzenia
ograniczają się do: trzech toalet (otwartych całą dobę i
bezpłatnych) i pięciu czy sześciu kabin natryskowych otwartych
od ósmej do dwudziestej i płatnych po szwedzkiej koronie za minutę ciepławej wody. Zaś
warsztaty jachtowe ograniczają się do możliwości
wypożyczenia wiertarki elektrycznej (...) i wszyscy są
zadowoleni. Nie bądźmy świętsi od papieża i z wszystkich
możliwości wybierzmy zdrowy rozsądek.
Pozdrowienia - Jarek Czyszek - wrzesień 1998
Nie mieliśmy okazji spotkać
się osobiście podczas naszego pobytu s/y "Zjawa IV" w helskim porcie. Korzystając z okazji
pragnę podzielić się z Panem moimi uwagami na temat Helu z
punktu widzenia żeglarza. Basen żeglarski jest bardzo
przestronny, jednak zupełnie nieprzystosowany do przyjmowania
jachtów. Sprawa
sanitariatów nie wymaga komentarza. One po prostu musza być! Jeżeli chodzi o odprawy graniczne, to
raczej nie mam złych doświadczeń, czego nie mogę powiedzieć
o wszystkich portach polskich. Odprawy mogłyby jedynie trwać
nieco krócej. Bardzo chciałbym natomiast pochwalić bosmanów
dyżurnych portu. Kilkanaście razy wchodziłem do portu, lecz
nigdy nie robiono mi problemów.
Żeglarze uprawiają żeglugę przyjemnościowa i nikomu nie
mogą zagrozić. Ryzykują własnym życiem i utrata jachtu, na
którym pływają. Dlatego nie trzeba ich gnębić wyrywkowymi
kontrolami, upomnieniami, zakazami. Żeglarze, to nie utrapienie
dla zawodowców pracujących
na morzu, to przyszłość dla takiego miasta, jak Hel. Bosmani
portu helskiego zrozumieli to od razu, co jest chlubnym
wyjątkiem w skali kraju. W samym porcie w ciągu kilku lat
zaszły spore zmiany. Zamiast odrapanych państwowych kutrów widzimy teraz kolorowe jednostki prywatne. Sam
port jest otwarty dla turystów. Przetwórstwo nie psuje
powietrza w takim stopniu, jak niegdyś.
W mieście pełno jest atrakcyjnych tawern i barów (przy okazji
pozdrowienia dla baru "Oceania"), istnieje Fokarium i Muzeum. To wszystko bardzo podnosi
atrakcyjność miasteczka.
Aby jednak
Hel mógł się stać portem jachtowym musi być spełnionych
kilka warunków:
Hel ma szansę stać się ważnym
portem jachtowym, ze względu na stratergiczną lokalizację i
niepowtarzalny klimat miasteczka. Niedobrze by się stało gdyby
tę szansę stracił. Przypomniałem sobie o jeszcze jednej
sprawie. Trzeba coś zrobić z pseudo-wędkarzami łowiącymi na
głowicy zachodniego falochronu. Żeglarze wchodzący do portu
narażeni są na złośliwe uwagi ze strony tych ludzi
zarzucających wędki w poprzek wejścia. Trzeba pamiętać o tym, że jacht
żaglowy nie zawsze porusza się za pomocą silnika, a wtedy nie
jest w stanie płynąć w dowolnym kierunku. Ci panowie
najwyraźniej nie są w stanie sobie tego przyswoić. Bardzo
podoba mi się pomysł strony. Tak trzymać! Pozdrawiam! -
(maj 1998)
Marcin Rzyczniak - Zjawa IV - compass@kki.net.pl
Byłem w Helu i na Helu na
początku maja. Macie w rejonie zbyt drogiego dorsza smażonego
Aż 3zl/100g !!! Macie pyszne ryby smażone w zalewie octowej ...
Macie piękne foki, plażę, (port lub przetwórnia przykro
'waniajet') Macie do zagospodarowania cypel i legendarne działa
z 1939... Macie śliczne tereny... (maj 1998)
Pozdrawiam, R.Karski - Kodak Polska - fotowo1@it.com.pl
Na wystawie prac pewnego fotografika działającego po wojnie w Gdańsku i okolicach zauważyłem zdjęcie (podpisane: "Kres, 1948", autor - M.Jankowski 1904-1974, opublikowane w czasopiśmie "Fotografia" 1/1987) przedstawiające kilka lokomotyw ustawionych w
rzędzie i
"wchodzących" niejako w morze (prostopadle do plaży).
Nie dziwię się, ze tak surrealistyczny obrazek zainteresował
kogoś z aparatem fotograficznym. Wtedy przypomniałem sobie, że
kilkanaście lat temu, podczas pobytu w okolicach Chałup. ktoś
opowiadał o tym jak Niemcy w 1945 roku wykonali właśnie z
parowozów barykadę przecinającą Półwysep. Dla poparcia tego
opowiadania wskazywano nam
wystający z piasku na bałtyckiej plaży, chyba na odcinku
Chałupy-Kuźnica fragment żelastwa mający być kominem
lokomotywy, wessanej pod własnym ciężarem w piasek. Cos
musiało w tym być, bo próby odkopania zardzewiałego
przedmiotu nie powiodły się
- tak, jakby był on rzeczywiście fragmentem większej, ukrytej
pod piaskiem całości. Być może Ty - lub, ktoś Ci znajomy
wie cos więcej na ten temat? Naprawdę nie ma żadnych
opublikowanych relacji z maja 1945 na Helu?
(Marek Gabzdyl marekg@imz.gliwice.pl)
W sprawie Góry
Szwedów...
Góra Szwedów - miejsce mitycznej potyczki z I polowy XVII w.
kiedy to (podobno) celnym ogniem polskich armat uniemożliwiono
akcje ratownicza osiadłego na mieliźnie szwedzkiego okrętu
"Christine". Jedno z wyższych wzniesień na
Półwyspie, a przede wszystkim ostry zakręt, gdzie morska linia
brzegowa mierzei zmienia dość raptownie kierunek z (mniej
więcej) NE na S. Pod koniec lat trzydziestych wzniesiono tu w roli
latarni morskiej kratownicowa, stalowa konstrukcje, z
elektrycznym światłem umieszczonym pod miedziana, stożkowata
kopuła. Z punktu widzenia nawigacji; minięcie Góry Szwedów
uznaje się za wejście na Zatokę Gdańska (które to pojęcie jest bardzo zresztą
zróżnicowane i funkcjonuje kilka rożnych określeń Zatoki
Gdańskiej, przy czym każde oznacza mniej więcej to samo, ale
niezupełnie; geograficznie Zat.Gd. ogranicza z jednej strony
lad, z drugiej zaś hipotetyczna linia łączącą przylądki Taran i Rozewie, z
punktu widzenia granicy państwa za wewnętrzne wody morskie
(potocznie Zatokę) uznaje się tę część wód Zat.Gd., która
leży na S od również hipotetycznej linii łączącej E brzeg
przekopu Wisły w Świbnie z cyplem Półwyspu Helskiego, tak wiec np. "rejs"
jachtem z Gdyni do Władysławowa, mimo ze odbywa się cały czas
po geograficznych wodach Zat.Gd. jest rejsem pełnomorskim,
pisząc wyżej o wejściu na Zatokę po minięciu Góry Szwedów
mam na myśli, ze Półwysep odsłania wówczas widok na port w Gdańsku i chwilę potem,
także i Gdynię, jesteśmy zatem w domu.
Przez długie lata latarnia na Górze Szwedów dom ten pomagała
łatwiej odnaleźć i z tego względu była światłem ważnym,
niemniej jednak pomocniczym tylko w stosunku do Latarni Morskiej w Helu skąd była zasilana i
dozorowana. Była to latarnia bezobsługowa i jako takiej jej
światło było określane w spisach świateł jako niepewne.
Jedynym znakiem jej życia dla obsługi helskiej latarni była
paląca się neonówka na tablicy rozdzielczej, w chwili gdy przekręcano włącznik zasilania.
Pewnego
wieczoru, pod koniec lat osiemdziesiątych (1988 lecz nie jestem
pewien) neonówka ta nie zapaliła się, dyżurny latarnik
wsiadł na motorower i po ok. 20 minutach jazdy wydmowo-leśna
drożyna dotarł do samotnie i odludnie stojącej, martwej teraz
Latarni. Wyprawa ta o mało nie zakończyła się śmiercią
latarnika, gdy runął on w kilkumetrowa czeluść bunkra jej
fundamentu, bowiem ci, którzy potłukli szyby laterny, żarówki
itd. poprzesuwali tez stalowe płyty pokrywające piwnice w ten sposób, ze ich
nadepnięcie powodowało zawalenie się konstrukcji stropu, co
nastąpiło. Naprawa Latarni trwała mniej więcej
tyle samo co dochodzenie do zdrowia kontuzjowanego latarnika,
którego po kilku nocnych godzinach zaniepokojeni koledzy
wyciągnęli z lochu poważnie kontuzjowanego lecz jeszcze
żywego, a wiec kilka miesięcy. Wiosna latarnia świeciła
ponownie, lecz zmienił się jej wygląd - kratownicowa
konstrukcja została obłożona do wysokości kilku metrów
stalowymi blachami, by uniemożliwić wejście osobom
niepowołanym, nic to nie dało, bowiem w jakiś (niedługi
zresztą) czas później Latarnię zdemolowano powtórnie, tym
razem tłukąc dokumentnie także soczewki. Tym razem światło
zostało wygaszone na zawsze. Do niedawna sama jej konstrukcja
była jeszcze nienaruszona, teraz jednak zdjęto
jej miedziany hełm (z przeznaczeniem na złom) a cała resztę
pozostawiono własnemu losowi. Czy należy tego żałować?
Myślę, że gdyby nie żałośnie spektakularny sposób jej
wyłączenia, połączony z bezmyślnym zamachem na zdrowie ludzkie, z wandaliczną
dewastacja i wzburzeniem, które towarzyszy zwykle tego typu
wydarzeniom, to chyba nie. Za mojej pamięci, a wiec nie tak
znowu dawno, zniknęły z helskiego krajobrazu liczne urządzenia
i budowle nawigacyjne, choćby maszt sygnalizacyjny, na którym
za pomocą barwnego kodu świateł podawano prognozę pogody na
pozbawione radia kutry, czy buczki mgłowe, których buczenie
jest akustycznym sygnałem wspomnień mglistych dni dzieciństwa.
Nadawało to koloryt nadmorskiemu miasteczku o liczbie ludności ponad dwa razy mniejszej niż
dzisiaj, do którego nie tak łatwo było dotrzeć inaczej niz.
morzem (szosę łączącą Hel ze światem, czyli z
Władysławowem oddano do użytku w roku mego urodzenia), ale
świat idzie naprzód, najpierw wszystkie kutry wyposażono w radiostacje (maszt sygnałowy),
potem w radary (buczki), teraz w odbiorniki GPS. I ma to swoje
odbicie w rzeczywistości, dawniej nie było roku by jakiś kuter
nie zatonął, nie rozbił się, nie spalił, nie zaginał na
morzu (ostatnio w 1980 Hel-126 , bez wieści z całą
załoga). -
Teraz od dawna już nie. I tak jest lepiej. Pozdrowienia -
(J.C. - 1997)
(przyp.Valle) praca na morzu nieustannie przynosi ofiary, tu tylko niektóre dramaty:
X 1979 rok - w rejonie Zatoki Gdańskiej zaginął w sztormie Hel-126 z 6-osobową załogą,
X 1984 - podczas sztormu zatonął w okolicach Rozewia Wła-87, zginęło 4 rybaków,
IV 2009 - zatonął kuter WŁA-127 wraz z 5 osobowa załogą,
V 2019 - zatonął kuter ŚWI-82 wraz z 4 osobami załogi,
Ahoj! Piszecie same pochwały, a
ja właśnie z Helu wróciłam i nie jest tam tak różowo. Od
kilku lat widzę wyraźnie - z roku na rok jest gorzej. Wiejska
zapchana samochodami - przeważają oczywiście niewychowani
warszawiacy!, ryczące motocykle wpuszczone nie wiadomo przez
kogo na Wiejska (po zwróceniu uwagi, dowiedziałam się, oprócz
wymysłów, ze maja
pozwolenie od Burmistrza!!!), no i niemal żadnej obecności
Straży Miejskiej. Pamiętam, jeszcze dwa lata temu, niechby
ktoś spróbował wjechać tam, gdzie nie wolno!!!! A poza tym
ten idiotyczny "pałac władzy" budowany przez
burmistrza - czy Helanie na
prawdę maja za dużo pieniędzy!!!
Widziałam, jak pod jego budowę wycinano piękne, ogromne, stare
drzewa - dlaczego wtedy nikt nie zaprotestował!!! To ogromny
wstyd dla helskich obrońców przyrody!
(Weneda, 1997)
Właśnie wróciłem z rejsu.
Odwiedziłem wracając z morza Hel (w zasadzie z konieczności) i
niestety nadal nie ma w porcie lub w jego okolicy prysznica a co
gorsze jakiś kretyn z GPK na odchodnym przylazł nam grzebać w
papierach no szczyt chamstwa, wysadźcie ta budkę urzędnika to
może więcej ludzi tak zajrzy bo ja z definicji omijam porty
gdzie można się narazić na trzepanie a szkoda. Oczywiście
popieram protest zniszczenia tawerny, najwięcej sensacji wzbudza
pewna barmanka ... Jak zawiążecie
komitet na rzecz budowy prysznica w porcie to podpisze się
obydwoma rękami (sorki za błędy ale 14 dni bez komputera ...).
Ale jak zwykle czadowo że powstają takie stronki, czekam na
następne. Życzę rozwoju strony i zmiany urzędnika w GPK.
(Tom, 1997)
U Maćka jest rzeczywiście
bombowo! Dlaczego nie piszecie o zaśmieconych zaułkach Helu,
napchanych jakimiś dzikimi, okropnymi budami, płotami, dlaczego
nie piszecie o potwornych blaszanych garażach, których co
miesiąc przybywa - to są jakieś monstrualne dzielnice
blaszaków - kto daje na to zgodę w Parku Narodowym?
Szczęście, ze jest cudowna plaża
i wystarczy trochę odejść i już sami. Co za cymbały tłoczą się nad zatoka!
(Bozka, 1997)
.Hi there, down in Hel!
I and the rest of the crew on Swedish sailing yacht s/y Ellen
want to send our regards to you guys in Hel! Some years ago we
visited Hel and thought it was an excellent destination for
sailors!
We came sailing from Kaliningrad and Baltijsk. Everything was
working there, but how we didn't understand. The ships were, we
thought, fetched from the bottom of the sea. Even the warships
seamed to need a major overhaul!
Coming to Hel, was in fact as going home. We found painted
fishing boats, and a very nice village with a museum, bars and
restaurants!
Coming from the rusty Kaliningrad over the see we really
needed a shower. Hope you can get one soon - a decent
toilet, a shower and perhaps electricity charging batteries
aboard are the things sailors need most!
Next time we visit Poland, it will be from the west, and of
course we will visit Hel again! For the moment we are sailing in
cyberspace, building up internet pages on the topic of how to
sail around the Baltic Sea! If you have access to internet, look
at:
http://www.algonet.se/~young/ellennet/english
With warm regards
(Mikael - captain of Swedish sailing yacht s/y "Ellen"
1997)
(tlumaczenie poniżej)
Pozdrowienia, dla tych w Helu!
Ja i reszta załogi szwedzkiego jachtu s/y Ellen chcemy
przesłać pozdrowienia wam z Helu! Kilka lat temu odwiedziliśmy
Hel i myślę, że to wspaniały cel dla żeglarzy!
Żeglowaliśmy przez Kaliningrad i Baltijsk. Wszystko tam niby
działało, ale nie mogliśmy zrozumieć jakim sposobem. Statki
wyglądały, jakby były wyciągnięte z dna morza. Nawet okręty
wyglądały na to, że potrzebują remontu kapitalnego! Przybycie
do Helu było dla nas, jak powrót do domu. Natknęliśmy się tu
na świeżo pomalowane kutry rybackie i piękne miasteczko z
muzeum, barami i restauracjami! Po przypłynięciu z
przerdzewiałego Kaliningradu bardzo potrzebowaliśmy kąpieli.
Mamy nadzieję, że wkrótce dorobicie się czegoś takiego -
przyzwoitej toalety, natrysków i być może elektryczności do
ładowania akumulatorów na pokładzie, tych rzeczy, których
żeglarze potrzebują najbardziej! Następnym razem odwiedzimy
Polskę płynąc z Zachodu i oczywiście odwiedzimy Hel znowu!
Teraz żeglujemy w przestrzeni cybernetycznej tworząc
strony internetowe na temat jak opłynąć
Morze Bałtyckie! Jeśli macie dostęp do internetu, popatrzcie
na:
http://www.algonet.se/~young/ellennet/english
Z gorącymi pozdrowieniami (Mikael - kapitan szwedzkiego
jachtu s/y “Ellen”)
About
situations at sea - here is the story of our approach to Hel:
We came sailing from Baltijsk, and wind and see made us approach
in the night. It was a natural choice to head for the lighthouse
on the east point on peninsula Hel. We had only a General Chart
for Baltic Sea, Southern part. Well we could see Poland on the
chart... In Stockholm we had got copies of harbour charts, but
not any from Hel. We only knew that a Swedish Yacht had got the
information that the port was closed due to sand-drift.
We didn't care - rumours are often false!
On our general chart we saw that Hel was surrounded to SW of huge
sandbanks, so we had to take it careful in the night! Distances
are hard to see in the dark, but we made a turn to the south and
sailed westwards south of the peninsula looking for lights from
the harbour. There was to muck light! With lights everywhere we
couldn't find out where the port was. A blinking light saved us.
A south buoy blinking according to international standard. That
must be the end of the sand banks, we can turn north and approach
land... We did so. and the lights came closer. We started to call
Hell harbour on VHF and some pore guy answered in the night.
(Probably awaked by telephone from Gdynia, because we called many
times, and every ship and radiostation in the Gulf of Gdansk
listened to us..).
At last contact! But the message was short: You
are lost! Do not enter the naval base!
Well we thought that the port were there most of the lights
were... OK. We were going to the wrong port - but was the fishing
harbour to the east or to the west? We guy at radio didn't tell
us. He just repeated where
"not" to go. We tried to the east - the dawn
came and we could see the piers.
In the morning we sailed in to the fishing harbour in Hel. Land
at last!
(Brant, IX 1997)
na tych stronach wkrótce dalsze ciekawostki i informacje........
Jeśli byłeś w Helu, lub jeśli chcesz tam pojechać, jeśli Cię ta strona zainteresowała -
odwiedzaj nas często i powiedz innym!!!